Reprezentacja Polski podczas lekkoatletycznych MŚ 2025 w Tokio zdobyła tylko jeden medal. Srebro w skoku wzwyż wywalczyła Maria Żodzik. Nieudany występ zanotowała m.in. polska sztafeta 4x100 metrów w składzie Magdalena Niemczyk, Pia Skrzyszowska, Kryscina Cimanouska i Ewa Swoboda.
Biało-Czerwone zakończyły finałową rywalizację z ostatnim czasem 43.27 s, a później zostały zdyskwalifikowane. Wszystko przez przekroczenie strefy zmian przy przekazaniu pałeczki między Skrzyszowską i Cimanouską.
ZOBACZ WIDEO: Wiadomo, co dziś robi wicemistrzyni olimpijska. "To nie jest wielki biznes"
Choć atmosfera była daleka od optymistycznej, Polki stanęły przed kamerą TVP Sport. - Ten awans do finału, to, że udowodniłyście, że możecie biegać w finale mistrzów świata, to było napędzenie, taka pozytywna energia krótko mówiąc - zaczął rozmowę dziennikarz. I nastała cisza.
- Tak, tak. Miałyśmy dobrą atmosferę. Liczyłyśmy na dobry wynik. No nie tym razem - przełamała niezręczny moment Pia Skrzyszowska. Obok niej stała Cimanouska - z opuszczoną głową, milcząca, ewidentnie mocno przeżywająca ten występ.
Chwilę później atmosferę próbowała nieco rozluźnić Ewa Swoboda. - Razem tutaj byłyśmy, bawiłyśmy się, i tyle, no. Mamy lekcję. Dałyśmy radę, nie jesteśmy złe. Jesteśmy wszystkie dumne. No, także tak to było - powiedziała sprinterka.
Swoboda szybko dostrzegła, jak mocno całą sytuację przeżywa Cimanouska. Zawodniczka pogrążyła się we własnych myślach i nie wydusiła z siebie żadnego słowa. Widząc jej smutek, przytuliła koleżankę z troską i próbowała ją pocieszyć. To był gest, który mówił więcej niż tysiąc słów.