Ujawnia, co wydarzyło się po ogłoszeniu startu w wyborach. "Otrzymałam dziwne telefony"

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Anna Kiełbasińska
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Anna Kiełbasińska

- Zszokowało mnie to, że praktycznie nie było zainteresowania rzeczową rozmową o zmianach w sporcie. Liczyły się stanowiska i benefity - tak o kulisach swojej walki o pozycję w PZLA mówi wicemistrzyni olimpijska z Tokio, Anna Kiełbasińska.

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Ostatnio zaskoczyłaś wpisem w mediach społecznościowych, w którym przyznałaś, że rok po zakończeniu kariery sportowej znajdujesz się w "czarnej dziurze zawodowej". Dlaczego zdecydowałaś się na aż tak radykalne stwierdzenie?

Anna Kiełbasińska, wicemistrzyni olimpijska z Tokio w sztafecie 4x400 metrów: Przekonałam się, że jeśli sportowiec nie zadba o to wcześniej, faktycznie ląduje w czarnej dziurze zawodowej. Jestem otwarta, kreatywna, a i tak czasami mam wrażenie, że ja też mam ten problem. Co mają powiedzieć ci ze sportowców, którzy nie mają tych cech, a w trakcie kariery sportowej nie zdołali odłożyć pieniędzy?! Wielu z nich kończy karierę i z dnia na dzień czują się niepotrzebni.

Jak ty sobie z tym radzisz?

Przez większość czasu czuję się szczęśliwa i cieszę się, że nie jestem już zawodowym sportowcem, ale wciąż zdarza mi się przynajmniej kilka dni w miesiącu, które są bardzo trudne. Jestem wtedy smutna i orientuję się, że nigdy nie będę mieć tak wielkich celów, jak igrzyska.

ZOBACZ WIDEO: Kategoryczne słowa ws. zarobków piłkarzy kadry

Nie myślałaś, by podjąć się pracy na pełen etat lub jako trenerka?

Na razie stwierdziłam, że to nie dla mnie. Miałam jedną ofertę, ale i tak zarabiałabym mniej niż obecnie. Dlatego zrezygnowałam z tej propozycji.

To w czym jest problem?

Chodzi bardziej o warstwę tożsamościowo-emocjonalną. Przez całe życie przyzwyczaiłam się do życia z presją, cały czas miałam wielkie cele. Teraz nagle tego wielkiego celu brakuje, nagle wypadłam z emocjonalnego rollercoastera. Nie ma rutyny, do której byłam przyzwyczajona przez ostatnie 20 lat. To okazał się nawet większy problem, niż myślałam. Uniknęłam depresji, bo już wcześniej zaczęłam psychoterapię. To chyba prawda, że sportowiec "umiera" dwa razy – raz gdy kończy karierę, a drugi śmiercią naturalną. Transformacja jest bardzo trudna, a sportowcy nie dostają żadnej pomocy.

Czy to powszechny problem?

Po moim wpisie odezwało się do mnie kilkunastu sportowców, którzy skończyli karierę, albo planują to zrobić. Oni wprost mówili, że boją się tego momentu i nie mają pomysłu, co ze sobą zrobić. Jeden z byłych zawodników przyznał, że nawet po 15 latach nie może sobie z tym poradzić. Sportowcy zostali z tym problemem zupełnie sami. Przez większość życia funkcjonowali w reżimie, w którym wiele problemów nie istniało, a potem one się pojawiają i nie wiadomo, jak sobie z nimi poradzić.

Masz pomysł jak to zmienić?

Wspólnie z Anią Jagaciak-Michalską tworzymy właśnie stowarzyszenie, które ma zajmować się pomocą sportowcom po zakończeniu kariery. Wyłożyliśmy na to duże pieniądze ze swoich oszczędności, bo wierzymy, że jest to bardzo potrzebne. Ci ludzie mają olbrzymie doświadczenie, a Polska wciąż nie potrafi systemowo wykorzystać ich wiedzy, nadać ich życiu nowego sensu i pomóc zyskać nową tożsamość. Oni zostają wypchnięci i nikt się nimi nie interesuje.

Jakie działania macie w planach?

Wystartowałyśmy w konkursie, a niedługo chcemy wystartować z kampanią, która będzie uświadamiać sportowców, jak przygotować się na koniec kariery. Będziemy wskazywać dobre przykłady i uczyć zawodników. Jeden z mistrzów Polski jeszcze w trakcie kariery zaczął pracować jako elektryk, by po zakończonej karierze mieć fach.

Mówisz o kryzysie tożsamości u sportowców. Czy wiesz w takim razie, kim jest dzisiaj Anna Kiełbasińska?

Jakąś nową wersją siebie i prezeską stowarzyszenia Good Sports Society. Gdy jestem zapraszana na wywiady i ktoś zaczyna przedstawianie mnie od listy sukcesów sportowych, to czuję dumę, ale jednocześnie nie utożsamiam się z tym tak bardzo jak jeszcze kilka lat temu. Kariera to dla mnie zamknięty rozdział i chcę, by ludzie kojarzyli mnie z nowych sukcesów. Czasem nawet zapominam, że jestem wicemistrzynią olimpijską i jest mi z tym dobrze. Teraz chcę się wykazywać intelektualnie i zrobić coś dobrego dla innych sportowców.

Wiemy, że próbowałaś dostać się do władz PZLA. Dlaczego to nie wyszło?

Faktycznie chciałam pomagać w tej roli, ale moja inicjatywa nie spotkała się z ciepłym odbiorem w środowisku działaczy. Część z nich potraktowała mnie jako zagrożenie. To było dziwne, ale bardzo pouczające doświadczenie.

Co dokładnie się stało?

Niemal natychmiast po ogłoszeniu chęci startu w wyborach na prezesa Warszawsko-Mazowieckiego Okręgowego Związku Lekkiej Atletyki, zaczęłam otrzymywać dziwne telefony. Nagle rozpoczęły się rozmowy, które miały na celu mocno mnie zniechęcić. Słyszałam: "Ania, ja bym na ciebie zagłosował, ale wiem, że jeżeli przegrasz, to obecne władze będą się mścić, a ja zostanę bez żadnej pomocy". Takich głosów w krótkim czasie otrzymałam kilka. Ci ludzie wcześniej cieszyli się, że startuję, a chwilę później już tylko się bali, że pewne układy zostałyby przerwane.

Wtedy się poddałaś?

Miałam inną wizję tego, jak to może wyglądać niż ta, z którą się spotkałam. Moje podejście spowodowało jednak, że ludzie mimo wszystko zaczęli się obawiać o swoje benefity. Niektórych interesowało tylko to, co mogę im obiecać. To kompletnie nie mój styl. Nie będę przecież chodziła po klubach i obiecywała im 10 piłek lekarskich. Zszokowało mnie to, że praktycznie nie było zainteresowania rzeczową rozmową o zmianach w sporcie. Liczyły się stanowiska i benefity. Nie dziwię się, że tak trudno przeprowadzić jakiekolwiek zmiany.

Ostatecznie w wyborach na szefa Warszawsko-Mazowieckiego Okręgowego Związku Lekkiej Atletyki wygrał Tomasz Majewski, a zamiast ciebie w zarządzie PZLA znalazło się miejsce dla Małgorzaty Hołub-Kowalik. Byłaś rozczarowana?

Od początku było wiadomo, że w zarządzie PZLA znajdzie się miejsce albo dla mnie, albo dla Tomka. On jest w strukturach od lat, wykorzystał to, a ja nie mogę mieć o to do niego żalu. Miałam swoje atuty, bo mam bardzo dobre relacje zagraniczne. Wiadomo, że wiele rzeczy robiłabym inaczej niż on. O kandydaturze Małgosi do zarządu dowiedziałam się, dopiero gdy został ogłoszony nowy zarząd.

A może po prostu za szybko odpuściłaś?

Widziałam, że wśród działaczy nie było żadnej chęci do zmiany, a zamiast tego była obawa. Wiadomo, że poszłabym swoją drogą i zaczęła zarządzać w nieco inny sposób. Mimo iż mówiłam, że nie planuję rewolucji, a raczej ewolucję, to i tak takie zapowiedzi wywołały w środowisku lekkie poruszenie. Także z tego powodu ostatecznie wycofałam swoją kandydaturę. Na razie skupiam się na stowarzyszeniu, ale może za trzy lata znów wystartuję.

Czy możesz powiedzieć, że po zakończeniu kariery jesteś szczęśliwa?

Na szczęście tak, ale to nie było łatwe. Moją aktywność wielu interpretuje jako sygnał, że przeżywam dramat. To nieprawda. Po prostu moje obecne życie jest dla mnie trochę trudniejsze niż to wcześniejsze. Wtedy skupiałam się tylko na treningach, obiady miałam podstawione pod nos. Wielu problemów w ogóle nie było. Ciągle miałam emocje, a dziś jest aż za spokojnie.

Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Komentarze (4)
avatar
Adam56.1
5.11.2025
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Kołecki, Kołecki, Kołecki...........................................miesiąc Kołecki. Jakiej strony sportowej nie otworzę - Kołecki. 
avatar
jotwu
5.11.2025
Zgłoś do moderacji
9
3
Odpowiedz
To ta pani co odmówiła startu w sztafecie podczas igrzysk.Powinna za to wylecieć z tych igrzysk.I z kadry.To wstyd ,panie prezesie,że tak pan nie postąpił. 
avatar
lelum_polelum
4.11.2025
Zgłoś do moderacji
7
2
Odpowiedz
Wszędzie beton, układy, walka o stołki i apanaże a sport i wyniki gdzieś daleko z tyłu. 
avatar
Magister do ZK
4.11.2025
Zgłoś do moderacji
7
4
Odpowiedz
Może Magister sie wstawi. On lubi wszystkich rozstawiac po kątach... 
Zgłoś nielegalne treści