Tegoroczne mistrzostwa świata w Tokio Paweł Fajdek zakończył zaledwie na siódmym miejscu z wynikiem 77,75 m. Zawodnikowi nie udało się wziąć rewanżu na rywalach za piąte miejsce na igrzyskach w Paryżu. Co gorsze, 36-latek zakończył sezon z najsłabszym wynikiem od 2011 roku.
Jak sam jednak przekonuje, to wcale nie oznacza zmierzchu kariery. - Stać mnie jeszcze na bardzo dalekie rzucanie. Warunek musi być jednak jeden - karta musi się w końcu odwrócić, w życiu osobistym w końcu musi zapanować spokój, a kontuzje muszą przestać dokuczać - dodaje zawodnik.
Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Za panem jeden z najsłabszych sezonów w karierze. Czy jako 36-latek po wielu niepowodzeniach wciąż odczuwa pan ekscytację sportem?
Paweł Fajdek, pięciokrotny mistrz świata w rzucie młotem: Po mistrzostwach świata w Tokio zrobiłem sobie dwa miesiące całkowitej przerwy od sportu. Przez ten czas praktycznie tylko odpoczywałem. Obecnie czuję coraz większą chęć powrotu do treningów. Przede wszystkim to moja praca i to się jeszcze przez dłuższy czas nie zmieni.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: setki tysięcy wyświetleń! Nagranie z Sochanem robi furorę
Naprawdę nie pojawiały się u pana myśli o zakończeniu kariery?
Nie ma o tym mowy. Do 40. roku życia muszę dymać na treningi i ćwiczyć z pełnym zaangażowaniem. Potem otrzymam emeryturę olimpijską i mogę pomyśleć o emeryturze. Nie uśmiecha mi się jednak ta wizja. Wolałbym dalej trenować.
Dlaczego?
Kocham sport, uważam, że treningi i zawody są dużo przyjemniejsze od tego, co czeka mnie po zakończeniu kariery. Nie ma szans, bym mógł po prostu siedzieć w domu i odcinać kupony od sławy.
Czy rozważa pan bycie trenerem?
Na żadną opcję się nie zamykam. Nawet na pracę fizyczną w wykończeniówce. Skończyłem technikum budowlane, potrafię dużo rzeczy zrobić sam. Jestem elastyczny i nie potrafię jeszcze wyobrazić sobie, co mnie spotka po zakończeniu kariery. Jeśli chodzi o pracę trenera, to uważam, że byłoby to zbyt trudne dla mojej rodziny. Teraz dużo czasu spędzam poza domem, a właśnie podczas roztrenowania doceniam, jak bardzo brakuje mi czasu z rodziną.
Czy tak utytułowany sportowiec jak pan musi w ogóle myśleć o pracy po zakończeniu kariery?
Bez pracy i kolejnych celów po prostu mógłbym zwariować. Na szczęście nie będę miał konieczności szukania pracy na pełen etat od 7 do 15, ale na pewno będę musiał pracować. Chyba nikogo nie dziwi, że wolę rzucać młotem niż szukać sobie nowego miejsca w życiu. Na pewno wystartuję na igrzyskach w Los Angeles, a później jeszcze na kolejnych mistrzostwach świata. Na rzutni wciąż radzę sobie bardzo dobrze.
No właśnie ostatnie wielkie imprezy pokazują jednak, że odstaje pan od młodszych rywali. Czy pięciokrotnemu mistrzowi świata łatwo przychodzi pogodzenie się, że szczytem możliwości zaczyna być awans do finału wielkiej imprezy?
Jestem przekonany, że stać mnie na walkę o zwycięstwo. W tym roku treningi pokazywały, że mógłbym rzucać nawet 82 metry, czyli podobnie jak w najlepszych latach. Naprawdę nie czuję się słabszy niż kilka lat temu.
To dlaczego nie widzimy tego podczas zawodów?
W tym roku miałem wyjątkowego pecha, bo w kluczowym momencie sezonu skręciłem kostkę. W maju i czerwcu próbowałem trenować, ale po dwóch dniach treningów kolejne trzy dni musiałem odpoczywać, bo ciało się buntowało, a ból był nie do zniesienia. To zresztą nie koniec przyczyn słabszej formy.
Co jeszcze było problemem?
Rok temu zmarł mój tata, a w tym roku przez półtora miesiąca walczyłem o życie mojego psiaka. Jeździłem z nim do weterynarzy, a jego odejście też było trudnym doświadczeniem. Od dwóch lat nie mam przyjemnego życia, ale wierzę, że w kolejnym to się zmieni.
Co musi się zmienić, by walczył pan o medale?
Mam to dobrze przeanalizowane i wiem, że jeśli tylko zdrowie dopisze, to wielu kibiców mocno się zdziwi.
W 2026 roku imprezą docelową będą mistrzostwa Europy. Wierzy pan w medal?
Oczywiście, że tak. Ten rok nie był dla mnie udany, a w Europie dalej ode mnie rzucało zaledwie czterech zawodników. Gdy wszystko ze zdrowiem będzie w porządku, stać mnie na walkę o medale. Poza mistrzostwami Europy we wrześniu będziemy mieli pierwszą edycję World Athletics Ultimate Championships, na którą załapie się ośmiu najlepszych młociarzy w rankingu. To nowy format imprezy z najlepszymi sportowcami świata, a ja chcę tam być i walczyć o zwycięstwo.
Optymistyczne podejście…
Nie mówiłbym tak, gdybym czuł, że faktycznie jestem dużo słabszy niż kiedyś. W porównaniu do szczytowej formy jedynym problemem jest obecnie wolniejsza regeneracja. Przez to nie ma szans, bym mógł rzucać daleko od maja do września. Trzeba szykować się na konkretne imprezy, ale z tym już się pogodziłem. Staram się podchodzić do kolejnych mityngów bez wielkich emocji, choć przyznam, że wciąż wkurzam się, gdy na zawodach idzie mi gorzej niż na treningach.
Czy przez tyle lat znalazł pan sposób na rozładowywanie emocji po kolejnych startach?
Od lat moją pasją są gry komputerowe, a w wirtualnym świecie potrafię utonąć na wiele godzin. W ostatnich tygodniach urządziłem sobie w domu pokój gamingowy i jestem przeszczęśliwy. Przy komputerze potrafię zapomnieć o wszystkich zmartwieniach.
To chyba dość czasochłonna pasja?
Nie ukrywam, że dość często zdarza mi się usiąść przed komputerem o godz. 20 i wyłączyć go dopiero około 2 w nocy. Z kumplami gramy praktycznie codziennie i nie ma przy tym znaczenia, czy mam sezon czy jestem na roztrenowaniu. Śmieję się, że niewykluczone, że kiedyś umrę przy biurku grając w Counter Strike'a.
Czy tak mocne zaangażowanie w wirtualny świat nie wpływa potem negatywnie na formę sportową?
Jestem tylko człowiekiem i ja też potrzebuję odciąć się od świata. Taką odskocznią od sportu są dla mnie właśnie gry komputerowe. Dla mnie to idealne połączenie, bo w ten sposób potrafię rozładować swoją złość po kiepskich zawodach czy nieudanym treningu. Gdy kładę się spać nie myślę już o problemach, a mam motywację na kolejny dzień. Do najlepszych w Polsce brakuje mi całkiem sporo, ale każdą rozgrywkę traktuje równie poważnie, co treningi lekkoatletyczne.
Ile najdłużej zdarzyło się panu siedzieć przy komputerze?
Trudno powiedzieć, ale na pewno raz robiłem 24-godzinnego streama. Nigdy nie miałem problemów z siedzeniem przy komputerze i to mnie w ogóle nie męczy. Myślę, że mógłbym siedzieć trzy dni. Wydaje mi się, że bez dodatkowej pasji nie byłbym w stanie czerpać takiej przyjemności z treningów sportowych.
A treningi to dla pana wciąż przyjemność czy jednak coraz częściej po prostu praca?
Sport to moja praca, ale to bardzo przyjemna praca. Lubię to, choć wiadomo, że z wiekiem coraz bardziej doceniam okres posezonowego odprężenia. Ostatnie tygodnie były dla mnie fantastyczne. Przygotowania rozpoczynam 21 listopada od zgrupowania w Karpaczu, a potem jedziemy z trenerem Ziółkowskim do Portugalii. Jeśli chodzi o nastawienie przed sezonem, to nie zmienia się ono z wiekiem.
Nie ma pan wrażenia, że przez kibiców jest pan dość niesprawiedliwie oceniany tylko przez pryzmat różnych swoich wypowiedzi?
Wychodzę z założenia, że nie jestem jedynie kopią innych ludzi i mam prawo mieć swoje poglądy. Nigdy nie zdarzyło się, by osobiście ktoś miał do mnie jakieś pretensje. Kibice często podchodzą i zbijają piątki czy pozują do zdjęcia. Problem istnieje tylko w internecie.
Żałuje pan niektórych swoich wypowiedzi, jak choćby podważania słuszności wyników Plebiscytu Przeglądu Sportowego?
Mam wrażenie, że trochę krzywdy zrobili mi w tym przypadku sami dziennikarze i media, którzy kreowali ton moich wypowiedzi, wyrywając je z kontekstu. Jestem fanem sportu, zakochanym praktycznie we wszystkich dyscyplinach. Oglądam piłkę nożną, żużel i wiele innych sportów, a każdego sportowca bardzo szanuję. Moje wypowiedzi zostały jednak tak przemielone, że ludzie zaczęli się już emocjonować tylko hasłami z nagłówków.
Boli to pana?
Nigdy nie będą mnie interesować opinie anonimowych ludzi w internecie, którzy patrzą na wszystko z perspektywy fotela z piwem w ręku. Takie trolle zawsze będą siać ferment. Bliscy i znajomi znają mnie i proszę mi uwierzyć, że nikt nie miał mi za złe moich wypowiedzi.
Oglądał pan serial "1670", w którym wyśmiewane są polskie przywary, a znane postacie pokazywane w krzywym zwierciadle? Jest tam fragment z atletą Pawciem, którego wielu utożsamia właśnie z panem.
Słyszałem o tym serialu, ale jeszcze go nie oglądałem. Teraz obejrzę go bardzo uważnie, ale jeśli faktycznie ktoś inspirował się moją osobą, to oczywiście jest to dla mnie powód do radości. Szkoda, że nikt z produkcji się nie odezwał, bo chętnie zagrałbym taką rolę.
Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Uważam, iż gdyby zdecydował się zostać trenerem to byłoby bardzo dobrze.