Lekkoatletyczne ME - Giżyński 12. w maratonie 01.08. Barcelona (PAP) - 29-letni Mariusz Giżyński (Sporting Międzyzdroje), zajął 12. miejsce w biegu maratońskim 20. mistrzostw Europy. Trasę w centrum Barcelony pokonał w 2:21.54. Zwyciężył 35-letni Szwajcar Viktor Rothlin - 2:15.31.
Drugi był 38-letni Hiszpan Jose Manuel Martinez - 2:17.50, a trzeci 28-letni Rosjanin Dmitrij Safronow - 2:18.16.
Dla Rothlina, wicemistrza Europy z Goeteborga 2006, brązowego medalisty mistrzostw świata z Osaki 2007, szóstego w pekińskich igrzyskach olimpijskich 2008, start w stolicy Katalonii był 18. ukończonym biegiem na dystansie 42 km 195 m.
Na starcie maratonu stanęli trzej Polacy, jednak tylko Giżyński, mimo poważnego kryzysu na trasie,dotarł do mety. Adam Draczyński i Henryk Szost (obaj Grunwald Poznań) nie ukończyli rywalizacji. Jak poinformował PAP lekarz ekipy Marek Prorok, Draczyńskiego bardzo szybko, niedługo po starcie, chwyciły skurcze żołądka, natomiast u Szosta nie wytrzymało operowane niedawno kolano.
- Na cztery kilometry przed metą ścięło mnie zupełnie, jakbym został pozbawiony nóg, a głowę miałem taką, jakbym zszedł dopiero co z mocno wirującej karuzeli. Chciałem jednak za wszelką cenę ukończyć bieg, bowiem uważam, że z maratońskiej trasy nie powinno się schodzić - powiedział Giżyński, który podobnie jak mistrz Europy na 800 m Marcin Lewandowski, wybrał się na początku roku do Kenii.
- W sercu Afryki od dłuższego czasu rodzą się najlepsi na świecie długodystansowcy. Pojechałem więc tam, by z bliska obserwować trening miejscowych zawodników i budować formę przed startami w sezonie 2010 - dodał.
Giżyński do końca marca przebywał w Iten, niewielkiej miejscowości położonej na wysokości 2300-2400 m n.p.m., na skraju Wielkiego Rowu Wschodniego, przecinającego Kenię na linii Północ-Południe. Okoliczne tereny to w większości pola uprawne, a trasy prowadzą niekończącymi się drogami pokrytymi czerwoną gliną. W takich warunkach od wielu lat wychowują się i trenują przyszli mistrzowie świata i medaliści olimpijscy w konkurencjach wytrzymałościowych.
- Biegają zupełnie inaczej, niż my w Europie. Większość z nich ćwiczy trzy razy dziennie, a na pierwszą sesję wychodzą skoro świt. Wyruszają w dużych grupach z umówionych miejsc. Niektóre szybkie treningi zaczyna kilkadziesiąt osób, a kończy kilkanaście. Ciężko im dorównać kroku, chociaż pod wzniesienia wbiegają powoli - powiedział Giżyński.
- Na pierwszy trening wychodziłem około godziny 9 (7 polskiego czasu), na drugi około 17, kiedy słońce nie było już tak mocne. Organizm podlega tam ostrym reakcjom adaptacyjnym, które są odpowiedzią na zjawisko hipoksji - w uproszczeniu ciężej przyswaja się tlen z powietrza. W Iten biegałem w końcu na wysokości najwyższych szczytów w Polsce - dodał medalista mistrzostw kraju w półmaratonie i maratonie oraz przełajach.