Marcin Frączak: Co dla pana oznacza nagroda "Złote Kolce", którą odebrał pan na gali w stołecznym Centrum Olimpijskim?
Piotr Małachowski : Przede wszystkim to, że zostałem doceniony. Lekkoatletyka przegrywa z naszą kochaną piłką nożną jeśli chodzi o popularność, o medialność, więc każde tego typu wyróżnienie cieszy. Fajnie, że komuś się chce robić coś takiego jak "Złote Kolce".
Katowicki "Sport" przyznał panu "Złote Kolce", a Polski Związek Lekkiej Atletyki nagrodził pana premią w wysokości 20 tys. złotych za złoty medal na mistrzostwach Europy. To duża dla pana kwota, czy też błyskawicznie się rozpłynie?
- Kupiłem jakiś czas temu dom, a także inne rzeczy potrzebne do jego wyposażenia. Zaciągnąłem kredyt. Na pewno więc nie przehulam tej nagrody, tylko spożytkuję ją na doraźne rzeczy.
Kiedy rozpocznie pan przygotowania do nowego sezonu?
- Trudno powiedzieć. Wszystko zależy od tego co powie odnośnie mojego stanu zdrowia lekarz. Obecnie dobrze się czuję, nic mi nie dolega, ale niedawno przeszedłem operację przepukliny. 28 października zbada mnie lekarz i określi od kiedy mogę wznowić treningi.
Pana koleżanka z reprezentacji Polski, Anna Rogowska, trenuje już w RPA. Czy pan również zamierza tam polecieć?
- Jak najbardziej biorę wylot do RPA pod uwagę. Jeśli tylko lekarz powie, że nie ma po operacji już żadnych przeszkód do wznowienia treningów, to błyskawicznie biorę się do pracy. Obawiam się jednak, że będzie poślizg.
Co dla pana jest priorytetem w tym sezonie?
- Chcę przekroczyć granicę 70 metrów. Poza tym liczę na medal na mistrzostwach świata. Konkurencja jednak nie śpi więc nie będzie to łatwa sprawa. Zapewniam jednak, że ja też nie przysnę. Muszę się tylko odpowiednio przygotować do sezonu, więc zależy mi bardzo na tym, aby lekarz jak najszybciej pozwolił mi na wznowienie treningów.
Powiedział pan, że konkurencja nie śpi. Czy o medale, zwycięstwa na zawodach będzie rywalizowała ta sama grupa, czy może spodziewa się pan przetasowań w czołówce?
- Wydaje mi się, że czołówka pozostanie bez zmian. Jest grupa zawodników, która prezentuje wysoki poziom, i generalnie nie spodziewam się większych przetasowań. Choć to jest tylko sport. Może się zdarzyć, że komuś spoza czołówki wiatr zawieje tak dobrze, że na wysokie miejsce na jakiś zawodach wskoczy zawodnik na, którego mniej osób liczyło.
Jak potraktuje pan w tym sezonie rozgrywki "Ligi Diamentowej"?
- Na pewno nie priorytetowo. Wygrałem już w jednym sezonie "Ligę Diamentową" w swojej konkurencji, więc jeśli ze zdrowiem nie będzie jak należy, to nie zamierzam szarżować. Nie muszę się spinać na każde zawody rozgrywane w ramach "Ligi Diamentowej", mistrzostwa świata, czy pokonanie granicy 70 metrów, to jest ważniejsze.
A duże ma pan jeszcze rezerwy?
- Jeśli chodzi o potencjał, to wydaje mi się, że jeszcze mogę urwać kilka metrów. O, przepraszam! Oczywiście miałem na myśli centymetry.