Do Wojciechowskiego jeszcze za bardzo nie dociera, że jest aktualnie najlepszy na świecie. - To chyba jakiś sen. Trzeba mnie pewnie uszczypnąć. Może za tydzień, dwa jakoś w to uwierzę. Na razie jestem kompletnie oszołomiony. Na konkurs finałowy mistrzostw świata wyruszyłem ze strasznym bólem pleców. Myślałem sobie: no cóż, będzie klapa. Ból był tak dokuczliwy, że na rozgrzewce skakałem beznadziejnie i właściwie od razu pozbyłem się wszelkich złudzeń, nie licząc na sukces. Poza tym byłem trochę śpiący. Poprzedniego dnia, żeby choć trochę zapomnieć, że mnie boli, przez pół noy esemesowałem z moją dziewczyną. wygląda na to, że ta rozmowa jakoś mi pomogła - powiedział tyczkarz w rozmowie z Przeglądem Sportowym.
Polak dostanie 60 tys. dolarów premii za wygraną w Daegu, ale póki co w ogóle sobie nie zaprząta głowy pieniędzmi.
Źródło: Przegląd Sportowy.