Poniedziałkowe deja vu. Wstrzykiwali sobie końskie dawki sterydów, aby tylko wygrać ten bieg
***
[b]
- Skur*****! - Carl Lewis wszedł do szatni z impetem. Drzwi otworzył niekonwencjonalnie, potężnym kopniakiem.
- Pier***** oszust, zabiję go, nie zostawię tak tej sprawy - amerykański sprinter nie mógł się uspokoić.
- Uspokój się, przecież on jest na koksie, za kilkanaście godzin straci złoto - Lewis usłyszał głos jednego z działaczy, który wszedł za nim do szatni.
- Kur** mać, ale przecież ja też biorę. Jak jego złapią, to i ja zostanę zdyskwalifikowany - sprinter nadal krzyczał.
- Tak załatwimy sprawę, że ciebie zostawią w spokoju. Po prostu przez najbliższe godziny nie pokazuj się publicznie i czekaj, aż wypłynie informacja, że Johnson został złapany na koksie - Lewis usłyszał trzask zamykanych drzwi. Został sam w szatni.
***
[/b]
72 godziny później Ben Król Johnson stał się największym oszustem w historii sportu. "Tak wygląda złodziej", "Winny", "Ben, why?", "Do więzienia" - czołówki gazet z całego świata grzmiały o pozytywnym wyniku badań krwi. W organizmie lekkoatlety wykryto stanozol. Środek, który powoduje przyrost siły, a w małym stopniu masy. - Jest idealnie "szyty" dla sprinterów - przyznał doktor Steve Ferry, który komentował wpadkę dopingową Johnsona.
Johnson - niczym dziecko przyłapane na podkradaniu łakoci z kredensu - gubił się w zeznaniach. Najpierw mówił, że to nieprawda, że Amerykanie go zniszczyli (złoto IO przypadło drugiemu na mecie - Carlowi Lewisowi) itp. Potem okazało się, iż wypił piwo z dodatkiem tego sterydu. W końcu przyznał, że rzeczywiście wspomagał się zastrzykami z tym środkiem dopingującym. Jednak "kurację" zakończył na sześć tygodni przed startem w Seulu.
Wypił herbatkę z żeń-szeniem
- Jeżeli ktoś wierzy, że w finale IO w Seulu był choćby jeden czysty biegacz, to się myli - wypalił po latach Johnson.
- Popieram słowa mojego byłego zawodnika - dodawał Francis.
Taki atak odbił się głośnym echem w USA. - Ten oszust ma jeszcze czelność coś mówić? - cytowano Lewisa, oficjalnie złotego medalistę.
Lewisowi wtórowali: Linford Christie, który zajął drugie miejsce, czy Calvin Smith - brązowy medalista.
- Śmieszni są, szprycowali się zastrzykami dokładnie tak samo jak ja, albo i częściej, bo przecież ja miałem talent - nie odpuszczał Johnson.
Po latach okazało się, że Johnson niewiele minął się z prawdą. Wedle różnych informacji jedynie dwóch uczestników finału IO w Seulu nigdy wcześniej, ani później nie zostało oficjalnie złapanych na stosowaniu niedozwolonych środków.
W 2003 roku dr Wade Exum (były szef kontroli antydopingowej Amerykańskiego Komitetu Olimpijskiego) ujawnił dokumenty, z których jasno wynikało, że Lewis przed IO w Seulu miał również pozytywny wynik kontroli dopingowej. Sportowiec przyznał się po latach, że szprycował się medykamentami.
Christie został złapany na dopingu dopiero w 1999 roku, choć w Seulu też miał wynik pozytywny. Wytłumaczył się wypiciem bliżej nieokreślonej herbaty z dodatkiem żeń-szenia. Wedle amerykańskich dziennikarzy złoto należało się czwartemu na mecie Calvinowi Smithowi.
Kolejny - piąty - na mecie Dennis Mitchell został ukarany dyskwalifikacją w 1998 roku. Szósty był Brazylijczyk Robson da Silva, który podobnie jak Smith, nigdy nie wpadł. Trzeba więc założyć, że nie oszukiwał. Za nim przybiegli: Desai Williams, który razem z Johnsonem wstrzykiwał sobie stanozol, oraz Ray Stewart, który już jako trener został oskarżony w jednej z afer dopingowych.
- Ten finał był jednym, wielkim oszustwem. Coś jak podczas najgorszych lat Tour de France, gdzie w pierwszej dziesiątce klasyfikacji generalnej ze świecą w ręku można było szukać uczciwych kolarzy - ocenił Jerome Lapiere, francuski dziennikarz, który zajmuje się problemem dopingu w sporcie.
***
[b]- Dlaczego? Dlaczego odszedłeś? Co ja mam teraz robić? Zawsze mi pomagałeś, byłeś dla mnie jak ojciec - jeden z najlepiej zbudowanych sportowców świata, twardziel, człowiek-błyskawica kompletnie się rozkleił. Łkał jak mała dziewczynka.
Stał nad grobem człowieka, dzięki któremu z anonimowego i przestraszonego Bena Johnsona przerodził się w medialną bestię. Nie bał się nikogo i niczego. Nie narzekał też na brak pieniędzy, żył na światowym poziomie, dla milionów ludzi był idolem.
- Charles - jeszcze bardziej ściszył głos, klęknął, przyłożył usta do ziemi. - Charles, wiem, że mnie słyszysz. Słuchaj, gdybym mógł cofnąć czas i jeszcze raz byś mnie zapytał, czy decyduję się wziąć ten pieprzony koks, to odpowiedziałbym ci tak samo. Nie żałuję niczego, co razem przeżyliśmy. Niczego!
Przez pusty cmentarz - niczym sprinter walczący o rekord świata - przebiegł przeraźliwy krzyk. Krzyk rozpaczy.
***
Marek Bobakowski
[/b] Obserwuj @MarekBobakowski
Chcesz przeczytać wcześniejsze odcinki Poniedziałkowego deja vu - kliknij TUTAJ >>
ZOBACZ WIDEO Andrzej Rusko: Wrócimy na najnowocześniejszy stadion żużlowy na świecie