Siedem miesięcy gehenny Tima Lobingera, który wygrywa walkę o życie

Getty Images / Na zdjęciu: Tom Lobinger
Getty Images / Na zdjęciu: Tom Lobinger

Pięć przebytych chemioterapii i przeszczep szpiku, siedem miesięcy spędzonych w szpitalu. Były niemiecki skoczek o tyczce Tim Lobinger wraca do zdrowia po walce z agresywną odmianą białaczki.

W tym artykule dowiesz się o:

- Czułem strach - wspomina. W marcu tego roku dowiedział się, że jego organizm zaatakowała niezwykle agresywna odmiana białaczki. Siedem miesięcy w szpitalu, pięć chemioterapii i przeszczep szpiku. Gehenna Tima Lobingera dobiegła końca. Były mistrz świata w skoku o tyczce powoli wraca do zdrowia.

Niemiecki lekkoatleta był przez lata czołowym skoczkiem świata. W 2003 roku wywalczył tytuł halowego mistrza świata w Birmingham, aż sześciokrotnie stawał na podium na mistrzostwach Europy (trzy razy w hali, trzy razy na otwartym stadionie). Trenowany przez polskiego szkoleniowca Leszka Klimę przez 15 lat był też rekordzistą Niemiec.

Po zakończeniu kariery pozostał przy sporcie, zostając trenerem od przygotowania fizycznego w piłkarskim klubie RB Lipsk. Zawsze był okazem zdrowia, więc gdy w maju tego roku media obiegła wiadomość, że Tim Lobinger jest bardzo poważnie chory, wszyscy doznali szoku. Również 44-latek, dla którego informacja lekarzy była ogromnym ciosem.

- Wiadomość o chorobie zmieniła moje myślenie. Czułem strach przed nieznanym, nie mogłem przecież być pewien jak zakończy się leczenie - wspomina dziś były sportowiec, który w maju rozpoczął walkę o powrót do zdrowia. Kolejne siedem miesięcy było dla niego najtrudniejszym okresem w życiu.

ZOBACZ WIDEO Kolejna pomyłka sędziego, Barcelona traci punkty. Zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Spędził je w jednej z monachijskich klinik. Przeszedł pięć cyklów chemioterapii oraz przeszczep szpiku i jak mówi, miał w tym czasie wiele momentów zwątpienia. - Nie było mi łatwo, przechodziłem emocjonalny rollercoaster. Starałem się jednak w miarę możliwości utrzymywać moje ciało w ruchu, ćwiczyłem.

- Na szczęście mogłem też na krótki czas wyjść ze szpitala i spędzać czas z rodziną i przyjaciółmi. Wspólne grillowanie, rozmowy i śmiech były dla mnie największym lekarstwem na chorobę. Nigdy nie zapomnę pierwszego wyjścia ze szpitala i możliwość oddychania świeżym powietrzem - opowiada Lobinger.

W walce z chorobą bardzo pomogło mu spisywanie swoich myśli na papier. Zawierał tam swoje lęki, ból, ale także nadzieję, że uda mu się pokonać białaczkę. Wszystko będzie można znaleźć w jego książce, która pojawi się na rynku wiosną przyszłego roku. - To będzie smutna książka, ponieważ ostatni rok był dla mnie bardzo trudny i pełen bólu - zdradza.

Leczenie agresywnej odmiany białaczki i determinacja Niemca przyniosło jednak skutek. Były mistrz świata jest już w domu i wraca powoli do zdrowia. Zdaje sobie sprawę, że to jeszcze nie koniec, jednak wygrana jak dotąd walka dała mu mnóstwo sił.

- Mój organizm się zregenerował i mogłem powrócić już do pracy w roli trenera personalnego. Przede mną jeszcze daleka droga do zwycięstwa, ale praca dodaje mi sił - dodaje ojciec trójki dzieci.

Komentarze (2)
avatar
yes
10.12.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Dodam, że w latach osiemdziesiątym rekordzistą RFN był Kozakiewicz 
avatar
yes
8.12.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jeżeli powrócił do pracy to znaczy, że jest w porządku...