Ostatnie występy Pawła Wojciechowskiego zaczęły niepokoić polskich kibiców. Mistrz świata z 2011 roku w skoku o tyczce na niedawnych halowych mistrzostwach globu był dopiero trzynasty. Dwa pierwsze wiosenne starty także nie były dla niego udane, bo skakał zaledwie 5,31 i 5,45 metra. To słabe wyniki, gdy spojrzy się, że w ubiegłym roku ustanowił rekord życiowy na poziomie 5,93 m.
Gdzie leży problem? Trzeba cofnąć się do początku roku i zawodów we Francji. Wtedy najpierw skoczył 5,88 m, a potem zaliczył niebezpieczny wypadek, gdy pękła tyczka.
- Do halowych MŚ w Birmingham Paweł jeszcze się jakoś przemęczył, ale decyzja zapadła. On się po prostu zaczął bać własnego sprzętu. Czuł, że nie potrafi mu zaufać, że nie skacze na maksa w obawie, że znów wyląduje głową w dół. Zanim zamówiliśmy na próbę trzy tyczki od firmy ESSX, miał jeszcze kolejny taki wypadek na Teneryfie - opowiada w "Przeglądzie Sportowym" jego trener Wiesław Czapiewski.
Wcześniej Wojciechowski korzystał z tyczek firmy Pacer. Nie tylko on miał z nimi problemy, ale także Piotr Lisek i Robert Sobera. Wszyscy ostatecznie zrezygnowali z tego sprzętu. Teraz przed byłym mistrzem świata Diamentowa Liga w amerykańskim Eugene. Wcześniej Polak odbierze komplet nowych tyczek i może w końcu zacznie skakać na miarę oczekiwań.
- On jest naprawdę dobrze przygotowany. Wszystkie decyzje dotyczące sprzętu podjął sam, był ich pewny. Do sierpniowych ME w Berlinie mamy jeszcze czas. Z nowymi tyczkami dobrze go wykorzystamy - zapewnia Czapiewski.
ZOBACZ WIDEO ORLEN Warsaw Marathon zachwycił biegaczy. "To jeden z najlepszych maratonów na świecie!"