Luiza Złotkowska: Trzy igrzyska olimpijskie to spory procent mojego życia (wywiad)

Mateusz Kozanecki
Mateusz Kozanecki
Zdobyłyście Kala Pattar, a więc górę, której szczyt znajduje się na wysokości 5642 m n.p.m., co można uznać za spory wyczyn. Czy wcześniej miałyście już styczność z tak wysokimi górami?

Należy zaznaczyć, że to nie była wspinaczka. Na żadnym etapie naszej wyprawy nie musiałyśmy się wspinać. To był wyłącznie trekking, choć momentami bardzo trudny, ale nie przyszło nam używać sprzętu do wspinaczki.

Chodziłyśmy po górach bardziej w celach treningowych. Każda z nas po Tatrach chodziła, wcześniej chyba nigdy razem nie chodziłyśmy po górach. Najwyższe wysokości, do jakich docierałyśmy to około 2200-2500 m n.p.m., więc przeskok był ogromny i największą trudnością była walka z chorobą wysokościową, z tym że bardzo ciężko się oddycha i funkcjonuje na takich wysokościach.

Macie w planach zdobywanie kolejnych, być może jeszcze wyższych, szczytów?

Na razie wróciłyśmy szczęśliwe z tej wyprawy. Naprawdę ta podróż dała nam wiele satysfakcji. Nie rozmawiałyśmy jeszcze o kolejnych wyjazdach. Wiem, że Natalia (Czerwonka - dop. red.) bardzo wypytywała naszego przewodnika o inne destynacje. Mnie osobiście nie kręci zdobywanie gór bardzo wysokich. Na pewno nigdy nie będę ryzykowała zdrowia i życia po to, żeby zdobyć jakiś szczyt.

Czy podczas wyprawy w Himalaje mogła pani sobie pozwolić na zrezygnowanie z rygoru treningowego czy trzymania diety?

To był jeden z celów tej wyprawy, żeby porzucić codzienne życie i się od niego oderwać, a także żeby zapomnieć o łyżwach, treningach, diecie, trenerze, grupie, o rutynie, którą mamy. To na pewno się udało. Co prawda podczas trekkingu nie miałyśmy zbyt dużo czasu na myślenie o tym, że uciekają nam treningi. Muszę przyznać, że po powrocie do Polski, już chętnie wróciłabym do może nie bardzo intensywnych treningów, ale zaczęłabym pomału trenować. Niestety, nie mogę, bo przez kilka dni jestem na antybiotyku. Myślę, że już w drugiej połowie maja zacznę się ruszać.

Wróćmy jeszcze do łyżwiarstwa. Na ile w rozwoju dyscypliny - pani zdaniem - może pomóc powstanie areny w Tomaszowie Mazowieckim?

Na pewno posiadanie takiego krytego toru to duży sukces. Najłatwiej można to zobrazować poprzez porównanie nas do Holendrów. Nie mówimy tutaj o rozwoju kadr narodowych, bo one i tak wyjeżdżają na lód i właściwie od września jeżdżą na łyżwach. Chodzi jednak o młodzież. W Holandii juniorzy mogą trenować od września do marca nieprzerwanie na hali. Natomiast młodzież w naszym kraju mogła jeździć od listopada do lutego i tyle. To jest właśnie największa różnica. Teraz nasze zaplecze ma dostęp do lodu i mam nadzieję, że dzięki temu dyscyplina będzie się rozwijała. Co w konsekwencji sprawi, że selekcja do kadr narodowych będzie większa.

Mam też nadzieję, że ten tor nie będzie jedynym w Polsce. Sportowcom chociażby z Małopolski ciężko jest przyjeżdżać na regularne treningi do Tomaszowa. Liczę, że jeszcze pójdziemy za ciosem i kolejny tego typu obiekt w naszym kraju powstanie.

Jak wygląda sytuacja z młodzieżą. Czy młodzi ludzie garną się do uprawiania łyżwiarstwa?

Myślę, że tak. Mieszkam na Mazowszu i łyżwiarstwo jest świetną dyscypliną do uprawiania zimą. Tutaj nie ma gór, nie ma śniegu zimą, więc trudno uprawiać sporty zimowe. Pozostają dyscypliny całoroczne, halowe. Zimą jeździ na łyżwach naprawdę mnóstwo osób i łyżwiarstwo jako szeroko pojęta dyscyplina jest najpopularniejszą dyscypliną zimową w Polsce, co zresztą widać po frekwencji na wszystkich lodowiskach, ślizgawkach osiedlowych, bo tych białych orlików jest u nas dużo. Myślę, że przy rozwoju specjalistycznej infrastruktury tej młodzieży będzie trafiało do łyżwiarstwa jeszcze więcej.

Jako plus tej dyscypliny można też zaliczyć fakt, że aby amatorsko zacząć swoją przygodę z łyżwiarstwem nie potrzeba dużych nakładów finansowych. Wystarczą najzwyklejsze łyżwy i trochę zamarzniętego placu. Zgadza się pani z tym stwierdzeniem?

Dokładnie tak. Ja też swoje pierwsze kroki stawiałam na zamarzniętym jeziorze i na łyżwach starszej siostry. Myślę, że jak ktoś wciągnie się w łyżwiarstwo, to powinno już jakoś pójść.

Czy obiekt w Tomaszowie ma szansę stać się pani ulubionym? Pytam nie bez przyczyny, ponieważ rekordy życiowe biła pani w Calgary i Salt Lake City, a medale zdobywała w Vancouver i Soczi. Ma pani swój ulubiony tor?

Bardzo lubię jeździć w Inzell, jest to arena kameralna. Jej otoczenie jest bardzo sprzyjające, ponieważ znajduje się w Bawarii. Jest tam fajny klimat, powietrze. Na pewno hala w Tomaszowie Mazowieckim nie będzie areną do bicia rekordów życiowych czy rekordów kraju. Te bije się na halach wysokogórskich. Lód w Tomaszowie nie będzie na tyle szybki.

Pierwsze dni działania hali pokazały, że można przygotować tam dobry lód. Jest też miejsce na to, aby wiele dopracować czy poprawić. Myślę, że w kolejnych sezonach te warunki będą coraz lepsze.

Pekin 2022. Wybiega pani tak daleko w przyszłość? Będzie czwarty start na igrzyskach?

Absolutnie nie wybiegam tak daleko w przyszłość. Trzy igrzyska olimpijskie to już dużo i to spory procent mojego życia. Na pewno teraz będę podchodzić do łyżwiarstwa bardziej sezonowo niż w planie czteroletnim. Sezon 2018/2019 ma zieloną kartę, więc zobaczymy, co się będzie działo.

ZOBACZ WIDEO Kamil Stoch zdecydował się na wielki gest. Zaskoczył cały sztab kadry
Czy Luiza Złotkowska powinna kontynuować karierę do igrzysk w Pekinie w 2022 roku?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×