Arkadiusz Wrzosek doskonale wiedział, że Phil de Fries będzie miał niesamowitą przewagę w parterze. Jego plan był prosty - musiał za wszelką cenę utrzymać walkę w stójce.
Niestety, Brytyjczyk potrzebował zaledwie kilkunastu sekund, by obalić Polaka. Później kontrolował go w parterze i konsekwentnie wyniszczał. Ostatecznie poddał go na około 1,5 minuty przed końcem rundy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Polski piłkarz i siatkarka na urlopie. Co za widoki
Wrzosek pierwsze słowa w oktagonie KSW skierował do głośno wspierających go kibiców. - Chciałem bardzo podziękować, bo nie poszło to jak zawsze. Nie przegrałem walki od siedmiu lat, dziesięć wygranych z rzędu. Oni jeżdżą za mną po całym świecie. Kilometry, czy walczyłem w Stanach, w Dubaju, Belgii czy Holandii - oni zawsze w miarę możliwości za mną jeżdżą. - mówił. Jego słowom towarzyszyła ogłuszająca wrzawa.
Potem nawiązał do przebiegu walki i feralnego obalenia. - Nie wiem nawet, kiedy znalazłem się na ziemi. Nie wiem, czy miałem za duży respekt przed tymi zapasami. Muszę sobie obejrzeć to na chłodno, jak Phil mnie przewrócił. Jakieś zamieszanie się wkradło w moją głowę - mówił.
- Wiedziałem, że Phil będzie czekał na mnie, będzie chciał mnie wciągnąć. Byłem na to gotowy. Muszę obejrzeć, czy to był jakiś jego świetny timing, czy mój dziecinny błąd. Naprawdę, super zszedł mi do nóg. Był moment, że poczułem, iż kontroluję ten jego klincz - rzucił.
Na koniec Wrzosek zwrócił się wprost do De Friesa. Oddał mu duży szacunek i podziękował za walkę. - Super facet, super sportowiec. Przyznam szczerze, że gdybym nie walczył z nim w jednej kategorii, to każde zgrupowanie spędzałbym u niego - dodał. Potem obaj rywale jeszcze raz serdecznie się uścisnęli.
Dodajmy, że dla De Friesa była to już 12 skuteczna obrona pasa z rzędu. Brytyjczyk króluje w kategorii ciężkiej KSW nieprzerwanie od kwietnia 2018 roku.