Joanna Jędrzejczyk była pierwszą i do tej pory jedyną Polką, która sięgnęła po pas największej organizacji MMA na świecie - UFC. To także wielokrotna mistrzyni świata i Europy w muay-thai. Karierę zakończyła w czerwcu 2022 roku. Niedawno przeprowadziła się na stałe do USA.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Czym różni się życie w Las Vegas od tego w Olsztynie?
Joanna Jędrzejczyk: Ostatnio odwiedził mnie hydraulik, montował zmiękczacz wody. Był zaskoczony, że ja w ogóle wychodzę z domu. W Vegas jest tak gorąco, że ludzie siedzą w domach lub biurach albo wskakują szybko do auta.
O jakich temperaturach rozmawiamy?
Są tu upały przekraczające ponad 40 stopni. Bywają takie dni, że faktycznie jest nie do wytrzymania. W ogródku mam sztuczną trawę, czasem wyjdę bez butów i nagrzana rolka parzy w stopy. Mimo to i tak wychodzę biegać o 10 rano, gdzie ludzie się za głowę łapią, co ja robię. Uprawianie sportu na zewnątrz jest w Vegas zdecydowanie ograniczone. Choć to w zasadzie pustynia, to pogoda mi jednak zupełnie nie przeszkadza.
Do czego jeszcze musisz się przyzwyczaić?
Nie lubię klimatyzacji, ale muszę ją mieć. Amerykanie ustawiają w domach bardzo niskie temperatury i ubierają się w bluzy, długie spodnie, jak u nas w sezonie zimowym. Tego nigdy nie pojmę. We wszystkich restauracjach podają wodę z lodem. Nie cierpię jej, bo zaraz choruję. Dziwnie na mnie patrzą, gdy odmawiam.
A jakie są różnice kulturowe?
Jeżdżąc autem, nie dziękuje się światłami awaryjnymi, a macha się ręką. Tutaj ludzie najczęściej robią duże zakupy spożywcze lub sprzątają domy w niedzielę, a dla mnie niedziela to dzień spokoju, święto. Chodzę zresztą na polskie msze w Vegas. Inaczej też spędza się czas ze znajomymi. Lubię celebrować wyjścia, porozmawiać, wypić kawę, wejść głębiej w rozmowę, odwieźć kogoś do domu. Amerykanie są bardziej zamknięci. Na zasadzie: przyjadę samochodem, powiem "cześć", chwilę posiedzę i do widzenia. Nie z braku czasu, bo za chwilę wracają do domów. Śmieję się, że zamieniają się w pustelników. Tutejsza gościnność różni się od naszej.
A, i jeszcze jedno. Ich przeklinanie... Użyję czasem przerywników, ale w USA kieruje się przekleństwa do rozmówcy w bezpośredniej konwersacji, w twarz: ty taki, siaki i owaki! Oczywiście w bardziej żartobliwy tonie, to u nich norma, ale taki sposób rozmowy nie jest dla mnie.
Dlaczego wybrałaś akurat Vegas?
Lubię to miasto. To dom UFC i wielu innych sportów. Vegas kojarzy się najczęściej z miejscem nieczystym, pełnym kasyn, rozpusty. Wybija się głównie ulica Strip obłożna hotelami, kasynami, licznymi klubami. Z jednej strony jest przaśna, z drugiej - elegancka. Mnie rzadko kiedy ciągnie w te rejony. Podoba mi się natomiast dostęp do kultury. Nie ma tu typowych teatrów, ale jest bardzo dużo wydarzeń: pokazów cyrkowych, koncertów, występów gwiazd. Lubię wychodzić na takie eventy. Są też ładne widoki: góry, jeziora, parki. Jest pięknie. Moja codzienność to jednak głównie spotkania ze znajomymi lub czytanie książek w domu. Znam to miasto, przyjeżdżam tu od 2015 roku, choć wcześniej głównie z powodu walk. Vegas zawsze mi się podobało. Poczułam, że muszę tu być.
Klamka zapadła, wyprowadziłaś się na stałe?
Czy na stałe, tego nie wiem. Na pewno na jakiś czas. Wpadnę jeszcze do Polski na pięć tygodni, odwiedzę polskie góry. Ma to związek z moimi zobowiązaniami sponsorskimi i urodzinami, które chce spędzić z rodziną. Później czeka mnie lot do Paryża na walkę Roberta Ruchały i powrót do USA. Na najbliższe, długie miesiące. W Polsce będę teraz gościem.
A nie byłaś do tej pory?
Dużo podróżowałam i może stąd poczucie, że nie ma mnie w kraju. Wcześniej, jeszcze w czasach kariery, mieszkałam sześć lat na Florydzie. Po walkach i przygotowaniach wracałam jednak do domu. Oficjalna przeprowadzka do Stanów dopiero nastąpiła.
Łatwo było podjąć taką decyzję?
Długo się do niej przygotowywałam. W Polsce miałam ułożone życie, a przeniosłam się w inną strefę czasową, do nowego środowiska, daleko od rodziny. I - co ważne - nie jestem obecnie zajęta sportem tak, jak wcześniej. Trenowałam wtedy dwa razy dziennie i myślałam tylko o jednym: osiągnięciu najlepszych wyników. Było mi łatwiej.
A jak jest teraz?
Jestem osobą bardzo rodzinną, dlatego tęsknię za bliskimi. Zwłaszcza że w mojej strefie czasowej jest dziewięć godzin do tyłu. Ja wstaję, bliscy już kończą dzień. Tęsknie też za moim pieskiem. Dwa miesiące musi jeszcze spędzić beze mnie, ale następnym razem zabieram ją ze sobą.
Miewam momenty zwątpienia. Zastanawiam się wtedy, czy podjęłam dobrą decyzję. Ale odnalazłam szczęście. Rodzina będzie mnie odwiedzać, mam też kupiony bilet na święta.
Skąd pomysł, by zamieszkać właśnie w USA?
Wyjechałam do Stanów, żeby trochę zwolnić.
Może się wydawać, że to za oceanem życie przyspiesza.
Swoją przyszłości wiążę z działaniami w UFC, dlatego chcę być na miejscu. Zajmuję się teraz menadżerką, a zawodnicy robią kariery w Stanach. W Polsce sporo inwestuję, ale pewną część środków zdecydowałam się też włożyć w nieruchomość w USA. Do tego chciałabym rozwinąć działalność charytatywną w Stanach w powiązaniu z UFC, wprowadzić na tutejszy rynek markę moich suplementów. Myślę, że w USA bardzo mocno się rozwinę. Zapisałam się też na uniwersytet w Vegas na kurs językowy. Chcę podnieść poziom mojego angielskiego.
Zdaje się, że zamierzałaś zwolnić?
Tak i daję słowo: zredukowałam bieg, już tak nie pędzę. Dbam o siebie pod względem fizycznym i psychicznym. Przewartościowałam listę priorytetów. Ograniczyłam zakres obowiązków medialnych i sponsorskich. Po przejściu na emeryturę miałam bardzo zabiegane trzy lata. Od niedawna pojawiło się w moim życiu więcej czasu na relaks. Zaczęłam nawet grać w "pickleball". To połączenie tenisa i padla. Zajarałam się tym sportem. Robię to dla siebie. Po dwudziestoletniej karierze wyszłam z natłoku obowiązków, działam na swoich warunkach, chcę odsapnąć, podróżować. Bardziej idę w jakość, a nie w ilość, choć od zawsze lubiłam pracować.
Regularnie gościsz też na galach UFC. Ciągnie cię jeszcze do klatki?
Nie będę ukrywała: nachodzą mnie czasem myśli: "A może jeszcze wrócę do walk?". Czas, który spędziłam w profesjonalnym sporcie, odbił się na moim ciele i głowie. Miałam dwie operacje bioder. Musiałam dojść do zdrowia.
Moim celem jest powrót na salę, ale tylko i wyłącznie do treningów ju-jitsu lub bokserskich. Dla samej siebie. Być może kiedyś wystartuje w zawodach jiu-jitsu, o czym zawsze marzyłam. Do profesjonalnego sportu już nie wrócę.
Rozum potrafi przemówić sercu?
Potrafi. Nie dałabym rady ponownie wejść w tryb morderczego treningu. Jeśli ktoś myśli, że zawalczę dla polskiej organizacji czy dla freaków, mówię "nie". Mogłabym zrobić wyjątek jedynie dla UFC.
Czyli jednak.
Miałam rozmowę z kierownictwem tej federacji zaraz po przejściu na emeryturę. Czułam jeszcze głód walk. Usłyszałam: "Jesteś unikatowa, jesteś naszym skarbem". Ludzie z federacji bardzo cenią mnie za to, jak ułożyłam sobie życie po karierze. Takie opinie pomogły mi utwierdzić się w przekonaniu, że podjęłam dobrą decyzję, by nie wracać do klatki, a zająć się czymś innym.
Wiem, że osiągnęłam maksimum, więc po co miałabym wracać? Dla wygranej, przegranej, blasku reflektorów, dla morderczej pracy w okresie przygotowawczym? Adrenalinę mam, bo ścigam się rajdówką. Uprawiam sport, chodzę na różne gale, występuje publicznie. Co wniesie do mojego życia kolejna walka, wypłata, ekspozycja medialna? Jeżeli bym to zrobiła, to dla UFC.
Ze swojej kariery wycisnęłaś maksimum?
Są osoby, które to kwestionują, mimo że zdobyłam tytuł Hall of Fame w UFC. Pamiętam zresztą wcześniejsze komentarze, bym nie pchała się do tego sportu, zajęła się szkołą. Nawet po kolejnych sukcesach.
Były opinie, które podcinały mi skrzydła, ale z czasem przestały mnie ruszać. Robię swoje, bo zawsze coś komuś nie będzie odpowiadało. Czytając takie komentarze wiem, że piszą je osoby, które dalej żyją w sferze swoich marzeń. Każdy z nas ma swoje mistrzostwo świata.
Ty swoje mistrzostwo świata osiągnęłaś?
Tak. Choć życiowe mistrzostwo świata jest dużo trudniejsze i ważniejsze. Z książki Joanny Flis zaznaczyłam sobie taki cytat: "Jeżeli nie włożysz wysiłku w znalezienie czegoś, co da ci poczucie spełnienia, najpewniej nikt tego nie zrobi". Pamiętam czasy pracy w warzywniaku, gdy nie miałam pieniędzy, wymarzonych butów, ale nigdy nikomu nie zazdrościłam.
Pracowałam w sklepie u rodziców i już wtedy chciałam zrobić karierę. Było to dla mnie trudne, ale szłam w jednym kierunku.
Tu nie chodzi o osiągnięcia sportowe, naukowe czy finansowe, a o satysfakcję z małych celów. Nie ma co się porównywać z innymi. Nie każdy musi być alfą i omegą. Gdy widzę, że ktoś podważa moją karierę, mówiąc, że w moich czasach nie było jakościowych zawodniczek, że przyszła jedna i mnie pokonała... No tak... Wygrałam sześć razy mistrzostw świata i pięć razy mistrzostwo Europy w muay-thai. Byłam mistrzynią UFC. To nie był przypadek.
Co było najtrudniejsze?
Miałam opinię butnej tylko dlatego, że mówiłam wprost: idę po sukcesy. Zdarzały się z mojej strony prowokacje, pewne zwarcia, ale taki jest ten sport. Trzeba mieć odwagę do szaleństwa.
Gdy zaczęłam przegrywać, ludzie mówili, że to przez nadmiar reklam, przez chodzenie do mediów. Nieprawda, bo trenowałam tak samo. Zdobywając pierwszy tytuł w UFC, pracowałam jeszcze w warzywniaku - żeby mieć pieniądze. Bo nie wiedziałam, czy ten sen zaraz się nie skończy. W sporcie nikt nie przyjdzie i cię nie przytuli. Nie ma drogi na skróty, trzeba to wypracować. Zawsze miałam w sobie pokorę, determinację i uważałam, że jestem kimś więcej niż tylko sportowcem. Teraz obcuję z młodymi zawodnikami i im współczuję.
Dlaczego?
Pierwsze, co im radzę: nie czytajcie opinii na swój temat. Nie wnosi to nic pozytywnego do naszego życia, a jedynie zaburza działania i dobrą energię. Zerkam do komentarzy już jako menadżer, by wiedzieć, co dzieje się na rynku. I załamuję ręce.
Jest aż tak źle?
Jest gorzej niż źle. Chcę chronić moich zawodników przed tym, co czeka ich w tym brutalnym świecie.
Ostatnio wspierałam Karolinę Pęk, naszą multimedalistkę igrzysk paraolimpijskich, tenisistkę stołową. Fajnie było obserwować ją na żywo tu w Vegas, w jednym z hoteli. Cieszę się, że mogłam ją poznać. Pomimo swojej niepełnej sprawności, jest świetna. Dla mnie jest w pełni sprawna, takie postacie inspirują.
Polecam blokować hejterów. Można się na to burzyć, ale lepiej wykluczyć ze swojego środowiska tych, którzy sieją ferment.
Obecnie prowadzisz kariery między innymi Roberta Ruchały i Jakuba Wikłacza.
Kilka dni przed ogłoszeniem kontraktu zrobiłam screenshoty wpisów ludzi, którzy spekulowali na temat przyszłości Roberta i Kuby w UFC. To biznes na najwyższym poziomie, który wymaga wysiłku, poświęcenia, wiedzy, analizy, elastyczności i czasu. Ostatecznie udało się dopiąć szczegóły, a już pojawiały się teorie spiskowe. Dajmy ludziom na odpowiednich stanowiskach robić swoją robotę i dmuchajmy w ich skrzydła, a nie je podcinajmy. Zastanawia mnie brak szacunku i wsparcia w stosunku do polskich sportowców.
Na tobie takie uwagi robią jeszcze wrażenie?
Wiem, jak radzić sobie z hejtem. Sama pokazuję tylko jedną pięćdziesiątą mojego życia w mediach społecznościowych. Nie wyobrażam sobie, co by się działo, gdybym przedstawiła całość. Ludzie by mnie znienawidzili za to, że jestem sobą i chcę żyć po swojemu. Lubię podróżować, w tym roku byłam w dziesięciu krajach, niedługo wybieram się do Brazylii na ślub przyjaciół, chcę zwiedzić Machu Picchu. Ale dla własnego spokoju dawkuję te informacje.
A wolisz Olsztyn czy Vegas?
Olsztyn zawsze będzie w moim sercu, tam są przyjaciele i rodzina. W języku angielskim są dwa określenie: "home" i "house". W Polsce jest mój home, właśnie w Olsztynie. Natomiast house jest w Vegas, choć powoli tworzę w USA swój drugi home.
Jesteś w stanie określić, ile czasu spędzisz w USA?
Właśnie nie. Mam tu kilka rzeczy do zrobienia.
Rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty