Lubię się napier... - rozmowa z Marcinem Zontkiem, uczestnikiem gali Pro Fight 7

- Zasady są dobre, zawsze brakowało mi łokci w walce, czasami są dobre okazje na wykorzystanie takich akcji - mówi Marcin Zontek, kolejny uczestnik gali Pro Fight 7.

Łukasz Czechowski
Łukasz Czechowski

Masz długoterminowy kontrakt z rosyjską organizacją M-1, dlaczego zdecydowałeś się walczyć w Polsce?

Marcin Zontek: Mam kontrakt jeszcze na osiem walk. Kolejną stoczę w październiku, więc do tego czasu coś trzeba robić. Zdecydowałem się, ponieważ dostałem dobre pieniądze.

Jak organizacyjnie możesz porównać M-1 z organizacją Pro Fight?

- Myślę że organizacyjnie się to pewnie nie różni - każda impreza jest przygotowywana w taki sam sposób. Zawodnicy tego nie widzą i oprócz jakiś wywiadów, bądź zdjęć nie uczestniczą w organizacji gali.

Czy ostre zasady walki panujące w oktagonie Pro Fight to dla ciebie plus?

- Zasady są dobre, zawsze brakowało mi łokci w walce, czasami są dobre okazje na wykorzystanie takich akcji. Odnośnie reszty to też mi to pasuje.

Uważasz że rywal z którym zawalczysz na gali PF 7 to zawodnik lepszy niż ci, z którymi wygrywałeś w Rosji?

- Każdy wychodzący do walki jest groźny i niebezpieczny bez wyjątku czy pochodzi on z Rosji czy z innego kraju. Wychodzę z założenia że każdy czuje i krwawi tak samo.

Organizacja Pro Fight wprowadza wiele nowych elementów, łokcie, stompy oraz sokker kicki, jak sądzisz czy fani MMA są gotowi na te elementy, które wnoszą wiele brutalności do tego sportu?

- Pewnie, że fani przychodzą tylko po to, żeby oglądać efektowne nokauty i dużo krwi. Im więcej krwi tym gala jest lepsza i długo się o niej mówi. Myślę, że takie kombinacje pozwolą, by długo mówiono, że Pro Fight 7 to była dobra gala.

Swoją przygodę ze sportami walki rozpoczynałeś od karate shidokan, dlaczego zdecydowałeś się na bardziej przekrojowy trening?

- Swoją przygodę zaczynałem w Oyama Karate u Rafała Majdy - trenera wielu talentów i myślę, że to jemu zawdzięczam to, jakim jestem zawodnikiem. Później był shidokan i wiele innych. Teraz trenuje u Krażewskiego, który ma pojecie w tym co robi. Czasami jeżdżę do polskiego pitbula, by od niego czerpać jeszcze więcej. Jest tam dobra ekipa, której dziękuję za dobre spary. A MMA trenuje, bo lubię walczyć i tylko w tej formule można się sprawdzić i trochę zarobić.

Czy fakt, że gala odbędzie się na stadionie pod gołym niebem miał jakiś wpływ na twoje przygotowania?

- Sam dużo trenuję pod gołym niebem, w górach, w lesie, dużo jeżdżę na rowerze - do samej walki zrobię ponad 500 km w przeciągu 6 tygodni. Myślę że nie będzie mi to przeszkadzać.

W swojej karierze stoczyłeś już ponad 20 walk. Powiedz skąd bierze się u ciebie aż taka intensywność startów?

- Intensywność bierze się stąd że lubię się napier....ać i to tylko tyle.

Jak spędzasz ostatnie godziny przed walką?

- Ostatnie godziny przed walką rozmyślam o różnych rzeczach. Czy zrobiłem dość dobry trening, czy dużo ludzi będzie na gali, co robi moja żona i córka, co będę robił po gali, co będzie, gdy znowu wygram czy lepsze propozycje się posypią. Myślę o tym, że tyle pracy wkładam w sport, a tak naprawdę to i tak nic wielkiego z tego nie mam. Nie mam dobrego sponsora który pozwoliłby mi na włożenie więcej pracy i co za tym idzie osiągnięcia lepszych wyników. Czasami myślę, że na co mi to wszystko. Przed walką każdy człowiek ma różne myśli, ja nie myślę tylko o tym żeby wygrać, ale przede wszystkim, żeby dać dobre show.

Rozmawiał: Adam Jarmoliński

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×