Dolary to nie wszystko - rozmowa z Sebastianem Przybyszem, zawodnikiem MMA

Sebastian Przybysz spisał się rewelacyjnie na gali Sopot Sport's Day. Młody zawodnik dał z siebie wszystko w ringu i jego przeciwnik już w pierwszej rundzie krwawił po jego ciosach.

W tym artykule dowiesz się o:

Arkadiusz Pawłowski: Nazywasz się Sebastian Przybysz. Łączy cię jakieś pokrewieństwo z judoką, także Sebastianem Przybyszem?

Sebastian Przybysz: - Też się o tym dowiedziałem dopiero dzisiaj, parę minut temu tak właściwie. O żadnym pokrewieństwie mi nic nie wiadomo (śmiech).

Na czym opiera się twój styl bazowy?

- Zaczynałem od boksu, ale dosyć szybko przeszedłem na MMA.

Czyli najlepiej odnajdujesz się w stójce?

- Nie zdradzę tego (śmiech).
Miałeś jakieś problemy z utrzymaniem wagi? Niska kategoria wagowa robi swoje.

- Nie, nie. To jest moja naturalna waga, praktycznie cały czas mam taką samą. Nawet przed samym ważeniem mogłem sobie pozwolić na to, żeby zjeść kebaba.
To rzeczywiście luksus. Z jakiego klubu się wywodzisz?

- PowerPit Gym.
Jest ktoś w świecie MMA kogo uważasz za swoją inspirację, ktoś na kim się wzorujesz?

- Oj, jest dużo takich osób. Głównie czołówka. Na przykład Anderson Silva, chociaż po jego ostatniej walce wszyscy by mnie zbluzgali za taki wybór, no ale podoba mi się to co robi.
Jakie są twoje cele związane ze sportem?

- Bić się z najlepszymi no i wygrywać. Nie będę mówić, że w UFC, ale kto wie, może kiedyś. Po zakończeniu kariery chciałbym sobie powiedzieć, że zdobyłem wszystko to, co chciałem zdobyć.
Gdybyś był postawiony przed wyborem KSW czy UFC, to co byś wybrał?

- UFC. To jest prestiż. W KSW - no spoko, byłbym znany w Polsce, ale co bym z tego miał? Duże pieniądze i nikt na świecie by mnie nie znał. Chciałbym zostać zawodnikiem, którego wszyscy by kojarzyli.
Mówisz to tak spokojnie, z dystansem, jakby pieniądze nie były ważne, a przecież tak w sporcie jak i w życiu mają spore znaczenie...

- No tak, pieniądze są bardzo ważne, ale to jest sport, który kocham i muszę się w nim spełniać, a nie tylko działać dla pieniędzy. Nie można przeliczać wszystkiego na dolary.
Co sądzisz o swojej walce? Wygrałeś, ale czy coś zmieniłbyś w samym przebiegu pojedynku?

- Raczej nie. Myślę, że walka była dość ciekawa dla publiczności. Trochę poryzykowałem, nie spełniłem do końca gameplanu, miałem trzymać przeciwnika w stójce, a wychodziło tak, że próbowałem sprowadzać go do parteru, żeby trochę zapunktować. Chciałem go zmylić, wiedział, że będę próbował stójki, wiedział też, że mogę się obawiać jego umiejętności parterowych. Myślę, że daliśmy dobrą walkę i w stójce i w parterze, nie było źle.
Jak wyglądały twoje przygotowania do tej walki? Inaczej niż zwykle?

- Przygotowywałem się praktycznie tak, jak zawsze. Dużo zapasów, dużo ucieczek z ziemi, obrony przed obaleniami... Głównie właśnie zapasy i boks, zapasy i boks, żeby dobrze przygotować się obronnie do technik przeciwnika.
Jak oceniasz imprezy typu Sopot Sport's Day? Czy to dobra promocja dla MMA i sportów walki ogólnie?

- To bardzo dobra promocja, wszystkim ludziom się podobało. Daliśmy im okazję zobaczyć jak to naprawdę wygląda, nasze sporty walki, K-1 i kickboxing. Nie jest jak w telewizji, że nieraz gale są pompowane i promowane jako najlepsze w Polsce, czy Europie, na których walczą zawodnicy niby dobrzy, ale jednak do usadzenia przez wielu, wielu amatorów. 

Źródło artykułu: