Arkadiusz Pawłowski: Jak zainteresowałeś się sportami walki?
Ben Wall
: - Zawsze byłem typem atlety i próbowałem swoich sił w różnych sportach gdy dorastałem. Od zawsze byłem też dobry w sporcie, ale nigdy nie podobały mi się one tak mocno jak powinny, czułem, że nie spełniam swojego potencjału. Później zainteresowałem się zapasami i bjj, a potem MMA. To jest sport, który kocham i w którym mogę się w pełni realizować.
Jak wygląda twój standardowy tryb przygotowawczy do walk?
- Podczas moich przygotowań do walki trenuję dwa lub trzy razy dziennie przez sześć dni w tygodniu. Nie różni się to zbytnio od tego co robię gdy nie mam przed sobą walki, po prostu z tej okazji pracuję nieco bardziej intensywnie i kładę nacisk na konkretny gameplan. Czasami dokładam do tego próbę mojego wyjścia na ring. Najbardziej bolesną dla mnie rzeczą jest dieta, każdy kto mnie zna wie, jak lubię dobrze zjeść. Kiedy nie mogę zjeść całego pysznego jedzenia, które uwielbiam, jest mi bardzo smutno.
Jesteś niepokonany. Czy czujesz przez to większą presję na ringu?
- Zdarzyło mi się przegrać walkę podczas programu Ultimate Fighter z Colinem Fletcherem. Niby nie była to oficjalna walka i nie liczy się do mojego rekordu, dodatkowo trwała tylko dwie rundy, ale przed walką wydarzyło się wiele i pomimo tego, że pojedynek był wyrównany, byłem zdecydowanie daleko od swojej optymalnej formy. Wiadomo jak jest, rzadko kiedy jest się w 100 procentach sprawnym, więc nie będę szukał wymówek, Colin pokonał mnie uczciwie, ale wiem, że mogłem i powinienem tę walkę wygrać w 9 na 10 przypadków. Na oficjalnym rekordzie nie mam jednak porażki i jestem z tego dumny, bo walczyłem z topowymi przeciwnkami i zawsze czuję presję, żeby utrzymać to zero w kolumnie przegranych walk. Wiem, że ewentualna porażka będzie oznaczała poważne problemy dla mnie w dążeniu do mojego celu, którym jest dostanie się do UFC.
Większość walk wygrałeś przez decyzję sędziów. Czy to część twojej strategii, żeby wymęczać zwycięstwa?
- Lubię przejść przez pełen dystans walki i prowadzić przeciwnika na głębokie wody. To mój styl, a moja kondycja i wytrzymałość to chyba moje najlepsze cechy, jak dla mnie walki mogą być znacznie dłuższe niż 15 minut. W każdej z moich walk, które wygrałem przez decyzję sędziów były momenty gdy obijałem przeciwnika w parterze lub byłem bliski poddania go. Walczyłem ze świetnymi zawodnikami, a wykończenie takich oponentów to niełatwe zadanie. Można spojrzeć na innych fighterów z rekordem podobnym do mojego, zazwyczaj obijają jakichś przypadkowych zawodników, którzy nic nigdy nie wygrywają. Ze mną jest odwrotnie, moi przeciwnicy mają za sobą dużo walk i dobre rekordy. Pokonywanie dobrych zawodników to kolejny powód do dumy.
Który przeciwnik był dla ciebie największym wyzwaniem?
- To ciężkie pytanie, bo walczyłem z wieloma dobrymi zawodnikami. Jeśli miałbym wybrać jednego, to byłby to chyba Nick Honstein. Walczyłem z nim w 2011 roku, kiedy miał rekor 11-2, wchodził w wyższą kategorię wagową. Zdominowałem go, ale nigdy się nie poddał i cały czas szedł na mnie. Czułem, że ma wielką wolę zwycięstwa i wierzy w nie.
Jak oceniasz poziom MMA w twoim kraju, Australii?
- Poziom MMA w Australii jest całkiem wysoki i bardzo szybko idzie w górę. Zawodnicy nie są jeszcze tak dobrzy jak w Ameryce i Brazylii, ale o wiele wyprzedzamy większość pozostałych krajów.
Jaki jest twój główny cel do osiągnięcia w MMA?
- Robię wszystko krok po kroku i mój jedyny cel to walczyć, wygrywać i dostać się na kartę UFC Australia w grudniu. Myślę, że zasługuję na tę szansę. Kiedy osiągnę ten cel, zacznę się skupiać na kolejnych.
Kto jest według ciebie najlepszym zawodnikiem na świecie w twojej kategorii wagowej?
- Gilbert Melendez jest obecnie najlepszym zawodnikiem wagi lekkiej na świecie. Jest niesamowicie uniwersalny, potrafi sobie poradzić ze zróżnicowanymi przeciwnikami i praktycznie nie ma słabych punktów. Zawsze wychodzi na swoje podczas konfrontacji i jego styl jest czymś, co staram się wykorzystywać w moich walkach.