Arkadiusz Pawłowski: W jaki sposób zainteresowałaś się MMA?
Sarah Moras
: Chciałam zostać strażakiem i chronić lasy, ale byłam zbyt młoda, więc pomyślałam, że poprawię formę i sprawdzę jak wygląda kurs MMA. Uzależniłam się już pierwszego dnia i po zobaczeniu mojej pierwszej gali na żywo wiedziałam, że będę wojowniczką i że będę się zajmować tą dyscypliną do końca życia.
Jak wyglądają twoje treningi i przygotowania do walk?
- Trenuję bardzo ciężko. Mamy intensywne obozy treningowe, gdzie moi drużynowi koledzy próbują mnie "złamać" po to, żebym potem nie pękła w trakcie walki. Dużo sparujemy, a że jestem jedyną dziewczyną, to ćwiczę z facetami. To sprawia, że muszę być mentalnie i fizycznie twarda. Mam najlepszą drużynę i trenerów na świecie, to wielkie szczęście mieć ich za sobą.
Twoja walka z Christiną Barry zakończyła się technicznym poddaniem. Co sądzisz o twojej przeciwniczce?
- Podchodząc do tej walki wiedziałam o rywalce bardzo mało. Wiedziałam, że ma brązowy pas w bjj i że próbowała sił amatorsko w boksie i jiu jitsu i dawała sobie radę bardzo dobrze. Spodziewałam się ciężkiej przeprawy w walce z nią i byłam zaskoczona, że udało mi się ją skończyć tak szybko i to jeszcze drogą poddania.
Twój pseudonim ringowy to "Cheesecake" czyli sernik. Wiąże się z nim jakaś historia?
- Na moją pierwszą zawodową walkę wybrałam sobie na wejście utwór "Cheesecake" autorstwa The Muppets. Następnego dnia wszystkie strony internetowe, na których umieszczone były wyniki gali ochrzciły mnie "Sarah Cheesecake Moras", a że bardzo mi się to spodobało i było słodkie postanowiłam to zachować.
Kto jest według ciebie najlepszą zawodniczką MMA na świecie?
- Oczywiście uważam się za najlepszą zawodniczkę na świecie. Co prawda świat jeszcze nie poznał pełni moich możliwości, ale na to przyjdzie czas. Jest grupka świetnych zawodniczek, z którymi bardzo chciałabym się zmierzyć.
Wielu zawodników i zawodniczek marzy o karierze w UFC. Czy to i twoje marzenie?
- Nie zaczynałam walczyć po to, żeby dostać się do UFC, to wydawałoby się szalone, żeby być kobietą i marzyć o walkach w UFC, kiedy jeszcze do niedawna zatrudniali samych facetów. Myślę, że najważniejsze, co daje UFC to popularność i pieniądze. Chciałabym zrobić z MMA mój jedyny zawód i nie musieć dorabiać na boku, żeby sponsorować mój trening. Zawsze myślałam, że kiedyś pojawi się dywizja kobiet w UFC i że będę na odpowiednio wysokim poziomie, żeby do niej dołączyć i teraz wydaje mi się, że jestem na tym poziomie.
Która z twoich rywalek sprawiła ci najwięcej kłopotów?
- Najtwardsza była jedyna dziewczyna, której udało się mnie pokonać, czyli Raquel Pennington. Jest naprawdę mocna, prawdziwa przeciwniczka z wyższej półki.
Czy jest ktoś, z kim chciałabyś się zmierzyć jeszcze raz?
- Nie czuję potrzeby toczyć walk rewanżowych. Wiem jaka jestem dobra bez względu na to czy wygram, czy przegram. Wiem, że jestem lepszą zawodniczką, tak było we wszystkich walkach, które jak dotąd stoczyłam.
MMA to sport zdominowany przez mężczyzn. Jak rysuje się przyszłość kobiecego MMA?
- Nie jestem przekonana, wydaje mi się, że popularność będzie rosła wraz z wzrostem popularności dyscypliny, potrzeba jedynie czasu. Nie wydaje mi się, że ilość kobiet w sporcie dorówna kiedykolwiek ilości mężczyzn, ale cieszę się, że są walczące kobiety w UFC i mam nadzieję, że na każdej gali będą się pojawiać co najmniej dwa pojedynki dziewczyn. To byłoby najlepsze dla kobiecego MMA według mnie.