Jestem gotowa i pewna siebie - rozmowa z Sarą Morrison, zawodniczką MMA

Sarah Morrison to kolejna zawodniczka, która ma zamiar szturmem podbić świat kobiecego MMA. Utalentowana Australijka nie zaczęła kariery najlepiej, ale szybko się uczy i niedługo ma być o niej głośno.

W tym artykule dowiesz się o:

Arkadiusz Pawłowski: Jak zainteresowałaś się sportami walki?
Sarah Morrison

: Miałam chyba z 21 lat i trenowałam z obciążeniem. Kolega zaproponował mi treningi kickboxingu i po paru miesiącach postanowiłam spróbować. Nie minęło 5 miesięcy, a już miałam na koncie pierwszą walkę w tej dyscyplinie. Czułam, że to sport dla mnie, podobał mi się, byłam w nim dobra. Tak to się zaczęło. Po półtorej roku startowania w kickboxingu zrobiłam sobie przerwę na założenie firmy, a gdy powróciłam do treningów postanowiłam podjąć nowe wyzwanie, czyli MMA. Ponownie, po sześciu miesiącach miałam już za sobą pierwszy pojedynek, a cztery miesiące później kolejny.

Jak wyglądają twoje przygotowania do walk?

- Od strony fizycznej zaczynam od bardzo ogólnych treningów. 5 czy 6 dni tygodniowo, z czasem biorąc się za sparingi i treningi w sytuacjach, w których nie czuję się zbyt komfortowo. Jeśli zaś chodzi o stronę mentalną, trening sprawia mi przyjemność i nie muszę się jakoś specjalnie motywować. Wizualizuję sobie to, co będę robić w ringu i jakie będą moje reakcje na różne wersje wydarzeń. Lubię mieć spokój przed walką, później wyjść do ringu czy klatki i robić swoje. Jestem gotowa i pewna siebie.

Jak oceniasz poziom kobiecego MMA na świecie?

- Jest na pewno bardzo ekscytujące. Pojawia się coraz więcej młodych, utalentowanych zawodniczek, popularność dyscypliny rośnie i obecnie jest większa niż kiedykolwiek, więc kobiety wychodzą do ringu i jest w czym wybierać jeśli chodzi o przeciwniczki. To świetna sprawa być częścią tego świata.

A jeśli chodzi o twoją ojczyznę, Australię?

- Bardzo podobnie. Coraz więcej Australijek przywdziewa rękawice i mierzą swoje siły w kraju i poza jego granicami, czy to w USA czy innych zakątkach świata.

Wciąż panuje przekonanie, że MMA to sport dla mężczyzn. Jaka jest twoim zdaniem przyszłość kobiecego MMA?

- Dyscyplina cały czas się rozwija i to bardzo szybko, więc nie jest to już sport tylko i wyłącznie dla mężczyzn. Kobiety są coraz bardziej szanowane i naprawdę dobrze to widzieć.

Kto jest według ciebie najlepszą fighterką na świecie?

- Parę razy już zmieniałam zdanie na ten temat, bo jest naprawdę ogrom świetnych zawodniczek, które podziwiam. Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie.

Wielu zawodników i zawodniczek marzy o karierze w UFC. A jakie są twoje marzenia?

- W tej chwili nie trenuję ze względu na problemy zdrowotne i osobiste, ale, no cóż, kto wie co przyniesie przyszłość (śmiech). Na razie skupiam się na miłości do życia, byciu szczęśliwą i zdrową.

Kto okazał się największym wyzwaniem w twojej dotychczasowej karierze?

- Moja siódma walka na zasadach mod thai, gdzie moją przeciwniczką była Eden. Dałyśmy czadu, całe trzy rundy na całego, po walce dostałyśmy od publiczności owacje na stojąco, ludzie wrzucali do ringu pieniądze. Zdecydowanie moja najlepsza walka i jeden z momentów, które napełniają mnie wielką dumą.

Twój ringowy pseudonim to "The Machine". Czy wiąże się z tym jakaś historia?

- Geneza tej nazwy bierze się z mojego bazowego klubu. Wszyscy mówili mi zawsze jaka jestem silna, jak dobrze trzymam formę kiedy miażdżyłam ich w crossficie. Mówiono mi, że jestem prawdziwą maszyną (śmiech). To właśnie stąd ten przydomek, po prostu uwielbiałam ostro trenować i ciągle brnęłam do przodu bez zatrzymywania się. Kiedy zostałam więc zawodniczką MMA nie miałam wątpliwości, że "The Machine" będzie do mnie pasować.

Źródło artykułu: