Listopad 1993. McNichols Sports Arena w Denver. Nowa organizacja mieszanych sztuk walki - UFC - organizuje pierwszą galę. To turniej z udziałem ośmiu zawodników reprezentujących różne style, bez podziału na kategorie wagowe. W półfinale Royce Gracie, specjalista od brazylijskiego jiu-jitsu, walczy z wywodzącym się z zapasów Kenem Shamrockiem. Po 57 sekundach jest po zawodach. Brazylijczyk pokonuje Amerykanina przez duszenie zza pleców (a następnie wygrywa cały turniej).
Porażka bardzo boli Shamrocka, który nosi pseudonim "Najgroźniejszy człowiek świata" ("The World's Most Dangerous Man"). Domaga się rewanżu. Dostaje go w kwietniu 1995 roku, na gali UFC 5 w Charlotte. Tym razem ich pojedynek trwa długo, bardzo długo. Aż 36 minut (31 minut plus pięciominutowa dogrywka). W końcu sędzia John McCarthy ogłasza remis. Nie ma bowiem arbitrów punktowych, którzy mogliby wyłonić zwycięzcę.
Lutowy finał trylogii
Shamrockowi rewanż w pełni się nie udał, ale i tak jego wysiłek został doceniony. Wcześniej Gracie notował bowiem w MMA same zwycięstwa. W połowie lat 90-tych obaj byli u szczytu sławy. Obecnie mają łącznie 100 lat, są legendami tego sportu. Nikomu nie przyszłoby do głowy, by zachęcać ich do stoczenia trzeciego pojedynku. No, prawie nikomu. Wyjątek stanowił bowiem Scott Coker.
Coker to szef organizacji Bellator (walczy w niej m.in. Polak Marcin Held). Latem ubiegłego roku namówił 51-letniego Shamrocka do przerwania sportowej emerytury i powrotu - po prawie pięciu latach - do klatki. Zakontraktował mu pojedynek z Kevinem Fergusonem, znanym pod pseudonimem "Kimbo Slice". Shamrock był o włos od zwycięstwa przez duszenie zza pleców. Rywal zdołał się jednak wyrwać, a następnie go znokautował.
Szef Bellatora postanowił dać Kenowi kolejną szansę. Shamrock (rekord: 28-16-2) poprosił go wówczas o zorganizowanie trzeciej walki z Gracie'em (14-2-3). Brazylijczyk, który od 2007 r. nie toczył pojedynków w MMA, był trochę zaskoczony. Nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek stanie do walki. Zgodził się jednak niemal natychmiast.
Ich pojedynek będzie walką wieczoru podczas gali Bellator 149, która 19 lutego zorganizowana zostanie w Toyota Center w Houston.
Dawid znów pokona Goliata?
- Shamrock nalegał, by ze mną walczyć. Myślę, że ten gość od 22 lat nie może spać spokojnie. Chciał rewanżu po tym, jak w pierwszej walce go "udusiłem". Ośmieszyłem go i zmusiłem do odklepania - wspomina Royce Gracie.
Amerykanin przyznaje, że tamtej porażki nie potrafi zapomnieć do dziś. Upiera się zarazem, że nie była to rywalizacja na uczciwych zasadach. - Kiedykolwiek rozmawiasz o historii MMA, zawsze pokazują tę walkę, w której zostałem "uduszony". Strasznie mnie to irytuje, bo wiem, jak to było ustawione. Dla przykładu, w dniu walki zabronili mi założyć buty. Miała to być walka bez reguł, bez limitu czasowego, a potem zabrali mi obuwie. Nigdy wcześniej nie walczyłem bez butów. A na macie bez nich czułem się jak na lodzie - mówi.
Zobacz, jak zakończyła się ich walka w UFC 1
Podczas UFC 1 Brazylijczyk zaskoczył cięższego od siebie Amerykanina. Teraz różnica wagi prawdopodobnie będzie podobna. Gracie waży ponad 80 kg, Shamrock o ok. 10 kg więcej. - Dawid i Goliat? To już w tym sporcie jest niemożliwe. Dobry, wielki facet pokona dobrego, małego faceta, jeśli ich umiejętności są takie same - przekonuje Shamrock, twierdząc, że w 1993 r. był przy Gracie'em niczym żółtodziób. - Gdy walczyłem z nim pierwszy raz, miałem tylko 2,5 roku doświadczenia jako fighter. Royce zaś 20 lat. Miał rodzinę (słynny klan Gracie - przyp. red.), doświadczenie z niej wyniesione i wiedzę - dodaje 51-latek.
White martwi się o ich zdrowie
Shamrock odgraża się, że po ich lutowej walce Brazylijczykowi odechce się już kolejnych pojedynków. Gracie kwituje te zaczepki śmiechem. Podkreśla, że jest jeszcze lepszy niż przed laty. - Nie palę, nie piję, nie imprezuję. Prowadzę bardzo zdrowy tryb życia. Myślę, że obecny Royce pokonałby tamtego Royce'a sprzed 22 lat. Natomiast nie uważam, by w jego przypadku było tak samo. Obecny Ken Shamrock przegrałby z tamtym Kenem Shamrockiem sprzed 22 lat - zauważa.
49-letni Gracie nie ukrywa, że będzie chciał rozstrzygnąć trzeci pojedynek tak, jak to zrobił w pierwszej ich walce. W parterze. Nie wierzy w to, że Shamrock może go czymś zaskoczyć. - Pytanie nie brzmi: "Czy przegram?". Pytanie brzmi: "Jak wygram?". Nie ma szans, by mnie pokonał - zapewnia.
Zobacz zapowiedź ich lutowego pojedynku w Houston
Walka weteranów budzi spore zainteresowanie, choć nie brakuje krytyków tego pomysłu. Jednym z nich jest Dana White, szef federacji UFC. Na swojej gali nigdy nie zakontraktowałby takiej walki. - Słuchajcie, każdy robi swoje, ale nie sądzę, że dwóch walczących 50-latków to dobry pomysł - powiedział. Później zaś wyraził obawy o zdrowie obu zawodników. - Mam nadzieję, że nikomu nie stanie się krzywda. Dwóch 50-latków... To szaleństwo - dodał.
Kto wie, czy z tego szaleństwa nie narodzi się coś jeszcze. Oto bowiem inne byłe gwiazdy rozważają powrót do MMA. 49-letni Pat Miletich (29-7-2), były mistrz świata UFC w wadze półśredniej, komentował ostatnio galę federacji Legacy dla stacji AXS TV. Gościł na niej także Ken Shamrock. Podczas wywiadu Miletich - pół żartem, pół serio - wypalił, że jest gotów stoczyć walkę ze zwycięzcą lutowego pojedynku Shamrock vs Gracie. - Jestem otwarty na wszelkie propozycje. Dla mnie liczy się dobra zabawa - mówił Miletich.
Powstanie "Dywizja Masters"?
Te słowa dotarły do szefa Bellatora. Okazuje się, że Scott Coker bierze pod uwagę zorganizowanie takiego starcia. - Pat Miletich to jeden z tych gości, którzy zbudowali ten sport. Nie rozmawialiśmy z nim jeszcze, ale z chęcią rozważymy każdy pomysł, który dostarczyłby rozrywki naszym kibicom - mówi szef federacji.
49-letni Gracie, jego rówieśnik Miletich, 51-letni Shamrock. A to nie koniec!
Zgłasza się bowiem także 57-letni Dan Severn (z imponującym rekordem 101-19-7), kolejna legenda tego sportu. Przy okazji rzuca ciekawy pomysł. - Nie wiem, jak to nazwać. Może "Dywizja Masters" - mówi o stworzeniu kategorii, w której o tytuł mistrzowski walczyłyby dawne sławy MMA.
- Nie można zestawić 50-letniego gościa z 25-latkiem czy 30-latkiem. Bez względu na to, jak dobre są twoje umiejętności, w starciu z młodszymi zawodnikami szanse maleją - przyznaje. Taką walkę oglądaliśmy choćby na grudniowej gali japońskiej federacji Rizin FF. 46-letni Kazushi Sakuraba nie miał nic do powiedzenia w starciu z 14 lat młodszym Shinyą Aokim.
Zdaniem Severna jest zapotrzebowanie ze strony kibiców na pojedynki dawnych sław. - Myślę, że jest na to apetyt. Tak długo jak "mastersi" będą walczyć z "mastersami", ludzie będą chcieli to oglądać - dodaje Severn.