Maciej Szumowski: Jak zdrowie, nic panu nie dolega?
Jan Błachowicz: Wszystko dobrze, nic nie boli, jestem bez kontuzji. Forma na dziś jest rewelacyjna, więc jestem dobrej myśli.
Rywal bardzo mocny, Alexander Gustafsson to światowa czołówka. Jak może pan go scharakteryzować? Jakie są jego najmocniejsze strony?
- Przede wszystkim ma bardzo dobre warunki. Jest wysoki, ma długi zasięg rąk i nóg. Do tego świetna stójka. Parter typowy pod MMA. To w końcu topowy zawodnik, numer cztery na świecie. Dwa razy walczył o pas i były to bardzo bliskie starcia. Ogromne wyzwanie, z którego bardzo się cieszę.
"The Mauler" przegrał trzy z czterech ostatnich walk. Nie boi się pan, że UFC rzuciło mu pana "na pożarcie"?
- Nie myślę o tym w ten sposób. Ja się skupiam na sobie, żeby przygotować się najlepiej jak potrafię i zrobić swoje. Uważam, że to szansa dla mnie, że mogę walczyć z takim zawodnikiem. Kimś takim, jak Alexander Gustafsson. Chcę wykorzystać tę szansę i tyle.
Miał pan okazję trenować ze Szwedem kilka lat temu. Co udało się panu najbardziej zapamiętać z tamtego okresu?
- Tak jak mówiłem - bardzo dobra stójka, bardzo dobrze wstaje z ziemi. Dużo pracuje na nogach. Wydaje mi się, że to jego największe atuty.
ZOBACZ WIDEO Euro 2016. "Porozmawiajmy o... sporcie": Euro 2016 sukcesem reprezentacji? (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Gustafsson wygrał większość walk przez nokaut. Przygotowuje się pan głównie pod stójkę, czy pod parter?
- Walka walce nierówna i ja trenuję przekrojowo. Nie nastawiamy się na nic. Każda walka zaczyna się w stójce, a ja lubię tę płaszczyznę, więc trenuję tego najwięcej. Ale to MMA - muszę być gotowy na wszystko. Może Alex będzie chciał się ratować obaleniami? Może będzie wstawał? Ja się szykuję na wszystko, na każdy aspekt walki. Być może to on będzie próbował mnie obalić i kontrolować z góry, wtedy to ja będę musiał wstawać lub pracować z dołu. Jakaś tam strategia będzie obrana, ale co wyjdzie, to zobaczymy w walce. Tu może zdarzyć się wszystko.
Kiedy dowiedział się pan o walce z Alexandrem Gustafssonem? Jak to wynikło?
- Dwa albo trzy tygodnie temu (koniec czerwca - przyp. red.). No po prostu, mailowo. Przyszła wiadomość, że Alexander Gustafsson trzeciego września w Hamburgu, no i tyle. Zaskoczenie, ale zarazem radość.
Długo się pan zastanawiał?
- W ogóle! Od razu wziąłem ten pojedynek. To przecież wielka szansa, która może mi się już nie trafić. Mam nadzieję, że do tej walki dojdzie, że nic złego nie stanie się mi lub Alexowi. Oby żadna kontuzja się nam nie przytrafiła.
Do pojedynku jeszcze dwa miesiące. Jakie ma pan plany treningowe?
- Jeszcze nie określiłem, czy będę wyjeżdżał na jakieś obozy. Na razie skupiam się na tym etapie siły pod te sparingi. Ściągamy właśnie sparingpartnerów gabarytowo przypominających Alexandra do S4 Fight Club. Na pewno 90 procent obozu będzie tutaj w Polsce. Chcę mieć takie warunki, żeby nie było trzeba wyjeżdżać. Mam tutaj trenerów, którzy mnie znają. Wiedzą, czego potrzebuję w danym momencie, czy jestem przetrenowany, czy nie. Wiedzą kiedy mają przycisnąć, a kiedy trochę odpuścić. Gdzieś indziej tego nie będę miał. Tutaj jest to, czego potrzebuję. I tak jak mówiłem - ściągamy tutaj sparingpartnerów, którzy dysponują takimi warunkami jak Alex, bardzo dobrze uderzają, także mam nadzieję i głęboko w to wierzę, że ten obóz tutaj będzie idealny.
Przygotowania mają miejsce w warszawskim S4 Fight Club.
- Tak naprawdę to dopiero zacząłem. Stricte pod walkę trenuję dopiero od poniedziałku, więc trudno mi ocenić te przygotowania. Jak na razie jest bardzo dobrze! Miałem dziś pierwszy sparing, gdzie byłem dociskany przez dwóch bardzo mocnych kickbokserów. Zmiany co dwie i pół minuty. Wytrzymałem w dobrym tempie i na ten moment jestem naprawdę bardzo zadowolony.
Po porażce z Coreyem Andersonem przeniósł się pan z Ankosu do S4.
- Zakończyłem ten temat już bardzo dawno i nie chcę do tego wracać. Było, minęło...
[nextpage]Po tamtej słabej walce w Las Vegas słychać było jedno - pańskie zmęczenie mieszanymi sztukami walki. Teraz, po pokonaniu Igora Pokrajaca, ta chęć, agresja powróciła?
- Ona wróciła dużo wcześniej, już przed galą w Zagrzebiu. Jeszcze trzeba było zobaczyć, jak będzie w oktagonie. Walka miała pokazać, czy robimy dobrą robotę, czy idziemy w dobrym kierunku. Sam pojedynek miał to sprawdzić i sprawił, że jeszcze jest dużo do zrobienia, ale obraliśmy dobrą drogę. Wraca ten Janek, który kiedyś walczył i wygrywał w dobrym stylu. To jest fajne.
Walka z Igorem Pokrajacem miała być dla pana toczona z "obciążeniem psychicznym". Nie ma obaw, że to powróci?
- Nie. Wróciłem już do siebie. Wiem, że idziemy dobrą drogą, że nie będzie jakiegoś błędu w przygotowaniach i będę czuł się dobrze. Nie ma już obaw, przynajmniej na ten moment. Jak będzie przed samą walką, to się okaże. Ale wtedy z Pokrajacem, to było o być albo nie być. Teraz jest całkiem co innego.
Pański bilans w UFC to 2-2. Ewentualne zwycięstwo może znaczyć bardzo dużo, bowiem może być pan już tylko o krok od walki o pas. Ale porażka może ustawić pana w dość słabej sytuacji.
- Tylko zwycięstwo, nie ma innej opcji! Nie myślę w ogóle o porażce. Jak wsiada się do samolotu, to nie myśli się, że się spadnie. Ja jadę tam tylko po to, żeby wygrać. Tak jak każdy zawodnik. Jeśli się myśli o porażce, to trochę słabo... Będę robił wszystko, żeby wygrać tę walkę.
To już pańska piąta walka w UFC i zarazem piąta w ramach karty głównej! Nie ma stresu?
- Nie, ja już mam tyle walk, że nie czuję presji. Czy walczę pierwszy czy ostatni... To nie ma znaczenia. Idę, walczę. Lubię walczyć, sprawia mi to przyjemność. Nie ma to znaczenie, kiedy. Po prostu robię swoje.
Gala w Hamburgu, więc całkiem niedaleko, a pan w jednej z głównych walk...
- Zachęcam do przybycia, bo będzie megasensacja i ja też będę potrzebował wsparcia kibiców. Przyjedźcie i krzyczcie jak najgłośniej potraficie. To będzie potrzebne, bo przeciwnik naprawdę z górnej półki. Będzie dobrze!
2017 - Błachowicz mistrzem UFC? (śmiech)
- Byłoby fajnie (śmiech). Nie wybiegam w przyszłość poza tę walkę, to jest mój główny cel. Co będzie później, to się okaże.
Niedługo walczą też pańscy klubowi koledzy - Marcin Tybura i Daniel Omielańczuk.
- Daniel jest w dobrej formie, fajnie to wygląda. Przygotowania i sparingi wychodziły naprawdę dobrze. Jestem dobrej myśli. Marcin też już jest w mocnym okresie treningowym, zaczyna ciężej sparować. Ja jestem dobrej myśli, ale to wszystko zobaczymy w ich walkach. Wiem, w jakiej są formie i głęboko wierzę, że to ich ręce powędrują w górę.
Trwa UFC Fight Week. Trzy duże gale UFC i dwie walki reprezentantów naszego kraju. Jędrzejczyk vs Gadelha i Sajewski vs Burns. Przewidywania?
- Wiadomo, że tutaj nie będę obiektywny. Kibicuję naszym. Oboje mają duże wyzwania przed sobą, ale wydaje mi się, że sobie poradzą. Głęboko w to wierzę, tak jak w każdego reprezentanta naszego kraju. Nie widzę innej możliwości, ale weryfikacja jest w oktagonie. Wszystkie statystyki, zapiski na karteczkach nie mają już żadnego znaczenia.
Rozmawiał Maciej Szumowski