Wiaczesław Dacyk był gwiazdą MMA, został samozwańczym obrońcą białej rasy

Znaczną część życia kick-boxer przesiedział w więzieniach. Głównie za rasistowskie występki: napadał np. na domy publiczne, bo uważał, że dziewczyny chcą zarazić wirusem HIV "ostatnich białych mężczyzn narodu".

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
MMA AFP / MMA
Matka zawsze broniła Wiaczesława. Przekonywała, że to dobry chłopiec. Nigdy nie przestała w niego wierzyć. Nawet wtedy, gdy był zatrzymywany za ataki na salony z telefonami komórkowymi, prowadzone głównie przez obcokrajowców, a zwłaszcza Azjatów. Bo wybór ofiar nie był przypadkowy. Albo napadał też na domy publiczne. Uważał bowiem, że dziewczyny chcą zarazić wirusem HIV "ostatnich białych mężczyzn narodu". Pochodzenie i kolor skóry były tu kluczowe.

Wywoływał strach. Kibice znali go jako ekscentrycznego wojownika, ale dla ofiar był potężnym psychopatycznym typem o twarzy dziecka, który wyglądał, jakby w jednej chwili radośnie bawił się z kotkiem, a w drugiej nieświadomie skręcał mu kark.

Wiaczesław Dacyk, albo jak sam o sobie mówił - "Rudy Tarzan", zawsze żył na pograniczu. Jako dzieciak dostał policyjny nadzór, ale i to nie pomagało. Dalej tłukł się z kim popadło. Tak naprawdę nie do końca była to jego wina. Zawsze był nieco opóźniony w rozwoju umysłowym, co rówieśnicy lubili wykorzystywać jako argument. I dostawali. Naprawdę mocno.

Obsesja na punkcie Żydów i chrześcijan

"Gdy miałem pięć lat, przyśniło mi się, że rzucił się na mnie wielki pies. Następnej nocy położyłem się do łóżka z nożem, żeby go zabić. Od tamtej pory nic mi się nie śni. Kiedy miałem osiem lat, pogryzłem wszystkich chłopaków z dziewiątej klasy, jednemu wyrwałem mięsień. Pobili mnie za to, ciągle bili, miałem 16 razy wstrząśnienie mózgu".

ZOBACZ WIDEO Oświeciński oszukał "Popka" przed KSW 41. "Chcieliśmy zrobić szopkę"

W końcu zaczął uprawiać sport. Judo. I to był ratunek. Z czasem został naprawdę znanym zawodnikiem MMA, w wielu kręgach kultowym. Debiutował jako 19-latek i od razu popisał się efektownym nokautem.

W magazynie "Forum" czytamy: "Wiaczesław planował, że skończy szkołę, pójdzie na studia i zostanie nauczycielem wuefu. Ale nie miał cierpliwości do nauki. Jego żywiołem były sporty walki. Dacyk był ulubieńcem mediów. Jak wspomina dziennikarka Polina Dronowa, zawodnicy są zwykle bardzo skupieni, nie zwracają uwagi na otoczenie, a Dacyk urządzał show. Redakcje lokalnych stacji telewizyjnych i radiowych zlecały korespondentom, aby poprosili Tarzana o "firmowy ryk". Na ogół się udawało."

Ale też nie ma się co oszukiwać. Nie był wielkim wojownikiem. Więcej przegrał, niż wygrał. Lepiej szło mu w kick-boxingu, ale znany był przede wszystkim ze swojej działalności poza ringiem. Wkrótce znalazł nową pasję. Zaczął być ambasadorem idei czystości rasy. Uważał się za syna Swaroga, słowiańskiego boga nieba, słońca i ognia.

Miał niemalże obsesję na punkcie Żydów i chrześcijan, Chrystusa uważał za agenta Mossadu, zbliżył się do idei nazizmu. Dołączył do "Sojuszu Słowiańskiego", ekstremistycznej organizacji głoszącej hasło "Rosja dla Rosjan". Zdelegalizowanej przez sąd w 2010 roku.

Podczas badań wyrwał kaloryfer

Oto krótki wyciąg z myśli Dacyka, który w 2007 roku trafił do więzienia za napady. Na pytanie, kogo nienawidzi, odpowiada: "Zwłaszcza tych, którzy nie są biali. Murzyni pochodzą od małpy, a moi przodkowie na pewno nie mają z tym nic wspólnego. Nienawidzę wszystkich, którzy nie są heteroseksualni. Wszystkich, którzy śpią z mężczyznami za pieniądze. Światem rządzi siła i dobór naturalny. Silniejszy pokona słabszego. Tak musi być".

Gdy został odesłany na badania psychiatryczne, miał wyrwać ze ściany kaloryfer. Lekarce, która go potem badała, zapowiedział, że obetnie jej głowę i zagra nią w piłkę.

W końcu trafił do niewielkiego szpitala psychiatrycznego, skąd uciekł, robiąc gołymi rękami dziurę w zrobionym z kolczastego drutu płocie otaczającym placówkę.

Odnalazł się w Norwegii, ale tylko na chwilę. W koszulce ze swastyką ogłosił, że chce azylu politycznego, ale Norwegowie cichaczem pozbyli się kłopotliwego intruza. Rosjanie, nie wiedząc co z nim zrobić, wysłali go na pięcioletnią podróż po koloniach karnych. Najpierw na północy kraju, w Archangielsku, a potem coraz dalej od cywilizacji - w Republice Komi i Krasnojarsku. W 2011 roku w świat wypuszczono plotkę, że zginął w trakcie bójki ze współwięźniami, ale okazało się to nieprawdą.

Wrócił w 2016 roku i postanowił czyścić ulice z prostytutek. Umawiał się z dziewczynami przez internet, a potem wraz z kumplami wchodził do środka, demolował, wyciągał dziewczyny z łóżek i dzwonił na policję. Raz kazał prostytutkom rozebrać się do naga i zaprowadził je na komendę przez miasto. Tego było zbyt wiele.

Jeszcze w marcu 2016 roku zapowiadał powrót do MMA, ale zamiast tego wrócił za kratki. Z powodu wcześniejszych przestępstw. Za ataki na prostytutki odpowie dopiero w 2018 roku. Obecnie siedzi w Uchcie i ponoć studiuje kodeksy karne.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×