Wygrana na sobotniej gali Bellator 214 miała być tylko dopełnieniem formalności dla Aarona Pico (4-2). Na jego zwycięstwo bukmacherzy wystawili kurs 1.15, co oznacza, że po postawieniu 100 złotych zyskalibyśmy tylko 15 złotych. Fortunę zgarnęli jednak ci, którzy postawili na przegraną Pico, bo Henry Corrales (17-3) w doskonały sposób rozpracował 22-latka.
Określany jako jeden z najbardziej perspektywicznych zawodników kategorii piórkowej na świecie bardzo dobrze rozpoczął sobotni pojedynek. Aaron Pico już w pierwszych sekundach ruszył na rywala z kombinacją. "OK" po przyjęciu kilku mocnych ciosów na szczękę osunął się na deski, jednak zdołał przetrwać grad ciosów ze strony przeciwnika.
Po powrocie do stójki szybko rozpoczęła się wymiana, w której obaj postawili wszystko na jedną kartę. Zarówno Pico, jak i Corrales zaczęli atakować serią uderzeń. Żaden z nich nie zwracał uwagi na defensywę i starał się znokautować przeciwnika. To udało się Henry'ego Corralesowi, który niezwykle mocnym prawym sierpem trafił w szczękę 22-latka. Ten osunął się na deski, a sędzia przerwał walkę.
Dla 32-latka było to już piąte zwycięstwo z rzędu. Po trzech porażkach na przełomie 2015 i 2016 roku Corrales udanie powrócił do klatki nokautując Cody'ego Bollingera. W kolejnych starciach pokonał Noada Lahata, Georgiego Karakhanyana oraz Andy'ego Maina.
Pico po raz drugi w swojej karierze musiał uznać wyższość przeciwnika. 22-letni zawodnik pierwszą walkę przegrał w zaledwie 24 sekundy - był to jego debiut w zawodowym MMA. W kolejnych starciach Aaron Pico błyskawicznie kończył Justina Linna, Shane'a Kruchtena, Lee Morisona oraz Leandro Higo. Styczniowa porażka z pewnością trafi na listę największych niespodzianek 2019 roku.