Materla w latach 2012-2015 był mistrzem kategorii średniej KSW. Tytuł wywalczył po fenomenalnej walce z Jayem Silvą. Dramatyczny bój na gali w Atlas Arenie zapisał się na stałe w historii polskiego MMA. Kompletnie porozbijany Polak, z kontuzją nogi, zdołał zbić byłego zawodnika UFC. Od czasu tego pojedynku wszyscy fani wszechstylowej walki wręcz w Polsce wiedzieli już, kim jest wytatuowany fighter ze Szczecina.
W kolejnych latach "Cipao" zyskał status gwiazdy w KSW. Michał Materla efektownie bronił tytułu w starciach z Rodney'em Wallace'em czy Kendallem Grove'em. Jego karierę na chwilę zatrzymała niespodziewana porażka w rewanżu z Silvą. Chwila nieuwagi wystarczyła, aby zostać znokautowanym przez Amerykanina. 1:1? Tak tego nie mógł zostawić podopieczny trenera Piotra Bagińskiego. W trzeciej walce, równie dramatycznej, zwycięstwo znów było po stronie Polaka.
Specjalista od dramatów
Przy walkach Materli nie można się nudzić. Kibic przeżywa z nim każdy jego cios i ból, który odczuwa. Pretendent do mistrzowskiego pasa ma w sobie coś niesamowitego, że ludzie oglądają jego pojedynki z zapartym tchem. - Nie da się obserwować tego z dystansem. Jesteś świadkiem, ale też uczestnikiem jego walk. Powód jest prosty: to nie jest pomnik, tylko wojownik z krwi i kości. Może przegrać albo wygrać, ale nigdy nie przestaje walczyć. Może spędzić w klatce trzy rundy lub kilka sekund, ale zawsze jest to warte uwagi - twierdzi Maciej Kawulski, właściciel federacji KSW.
ZOBACZ WIDEO: "Klatka po klatce" #31: Askham nazwał Materlę tchórzem, Polak wyjaśnia nieporozumienie
Do góry łeb
Michał Materla wychodzi do swoich pojedynków przy słowach piosenki "Do góry łeb", którą skomponował dla niego jego kolega - raper Sobota. "Łokieć masz już na przeproście, wyłamany bark, zegar nakazuje pośpiech, nie jeden by zmarł, krew napływa do oczu, skończył ci się fart oddech zdechł, leży już w koszu, został ducha hart" - to fragment tego utworu. Można go z pewnością odnieść nie tylko do walk, jakie daje "Cipao", ale przykrych dla niego wydarzeń, do jakich doszło pod koniec 2016 roku.
Zobacz także: Były zawodnik KSW z szansą na milion dolarów
Kiedy Materlę zatrzymało Centralne Biuro Śledcze za udział w zorganizowanej grupie przestępczej, od razu została przypięta mu łatka przestępcy, gangstera. Wówczas nikt nie chciał słuchać obrony byłego mistrza KSW, bo spektakularna akcja antyterrorystów z granatami hukowymi, była popisem służb. 7 miesięcy w areszcie nie złamało Materli - tego można było się spodziewać. Co więcej, teraz wydaje się, że został on pomówiony, a prokuratura po czasie wycofała się już z większości zarzutów, m.in. z przemytu narkotyków i udziału w grupie przestępczej.
Wierny rycerz KSW
Po powrocie z aresztu, w lipcu 2017 roku, Materla od razu zabrał się za treningi. Do klatki powrócił już w październiku na gali w Dublinie, nokautując weterana UFC, Paulo Thiago. Przed tym pojedynkiem trwały, nie po raz pierwszy, zawirowania wobec szczecinianina odnoszące się jego pozostania w polskiej federacji. Materla negocjował bowiem kontrakt z UFC, ale raczej za ocean się nie wybierał. Sprawa ewentualnego przejścia Polaka do amerykańskiej organizacji była kartą przetargową do lepszej, nowej umowy z KSW. Status gwiazdy MMA w Polsce obligował zawodnika Berserker's Team do tego, aby walczyć o większe pieniądze w polskiej federacji. I to mu się udało.
Materla to jednak wierny rycerz KSW, który walczy dla duetu Lewandowski i Kawulski już od 2006 roku. W ciągu 13 lat wygrał on dla niech 18 pojedynków i przegrał zaledwie 4.
Zobacz także: Bukmacherzy nie dają szans Kaszubowskiemu
Wątrobę mu zniszczył, ale serca do walki nie
- Mam nadzieję, że ten pas zawiśnie na moich biodrach i będzie jeszcze przez długie lata na nich wisiał - mówi Michał Materla przed KSW 49. Rewanż ze Scottem Askhamem to szansa dla Polaka na pokazanie światu, że pierwsza walka z Anglikiem była tylko wypadkiem przy pracy. Piekielnie silne kopnięcia rywala w 2018 roku zniszczyły wątrobę Materli, ale teraz ma być on na nie przygotowany.
Ważne, że po pierwszej, nieudanej walce z weteranem UFC, Materla szybko odbudował się i pokonał przez nokaut Martina Zawadę i Damiana Janikowskiego. 35-latek stara się nie rozpamiętywać ran z przeszłości. 18 maja chce ponownie zasiąść na tronie federacji, a w klatce zostawić całe zdrowie i serce do walki.