Nowa twarz Marcina Najmana. "Zyskałem dużą grupę fanów"

Do tej pory Marcin Najman nie miał dobrej prasy, był też bodaj najczęściej hejtowanym polskim sportowcem. Teraz może się to zmienić. Ma nowy pomysł na siebie.

Dawid Góra
Dawid Góra
Marcin Najman ONS.pl / Daniel Wysocki / Na zdjęciu: Marcin Najman
To kanał na YouTube "W ringu z Najmanem". Ale nie o mieszanych sztukach walki czy boksie. Najman przeprowadza na nim wywiady. Także z... politykami. Koszula bliższa ciału

- Nasz kanał z założenia jest dla wszystkich. Staram się nie emanować swoimi sympatiami politycznymi. Choć trzeba przyznać, że, jak na razie, zapraszam ludzi głównie ze środowiska prawicowego. Koszula bliższa ciału. Natomiast ludzie polityki stanowią niewielki procent pośród naszych gości. Niemniej mam nadzieję, że w przyszłości moimi gośćmi będą reprezentanci większości opcji sceny politycznej - tłumaczy w rozmowie z WP SportoweFakty Najman.

Twierdzi, że jeszcze rok temu nie przypuszczał, że zajmie się produkcjami na YouTube. To znak czasu. Dopiero występując na galach Fame MMA przekonał się, jak wiele lat mu uciekło.

ZOBACZ WIDEO: "Klatka po klatce" (online). Akop Szostak negocjuje z federacjami. "Propozycji jest dużo. Kwoty są fajne"

- Telewizja już nie jest wiodącym medium, natomiast między prasą a internetem widać prawdziwą przepaść, która zresztą będzie się powiększać. Debiut dziennikarski miałem jednak na długo przed założeniem kanału. Przez dwa sezony prowadziłem Fun Raport z panami Zarzecznym i Lenartowiczem. To był program sportowy, ale o mocnym zabarwieniu lajfstylowym - zaznacza 41-latek.

Materiały na swoim kanale realizuje z przyjacielem, adwokatem Kacprem Woźniakiem. Mija zaledwie sześć tygodni od startu nowego formatu, a materiały na kanale łącznie zebrały już ponad milion odsłon. Najman zaznacza jednak, że wciąż na nim nie zarabia. Najważniejsze, że produkcja nic go nie kosztuje.

Cykl wywiadów nazwał "Mocne uderzenie". To tytuł. Czy jest tożsamy z treścią, oceniają widzowie. Pytania są proste, często banalne, widać, że dziennikarstwo nie jest naturalnym środowiskiem dla byłego pięściarza. Z drugiej jednak strony z zaproszeń skorzystali już m.in. Janusz Korwin-Mikke, Marek Jakubiak czy Bartłomiej Misiewicz. Dawno nie widziany, wyklęty ze środowiska politycznego, dawny bliski współpracownik ministra Antoniego Macierewicza, przyszedł do programu po długim rozbracie z mediami. Odcinek odbił się szerokim echem w mediach.

- Jestem daleki od tego, aby udawać kogoś, kim nie jestem. Podoba mi się rola "dziennikarza", ale nie zajmuję się tym w sposób zawodowy. Staram się z moimi gośćmi po prostu rozmawiać. Bywają zawiłe tematy, to prawda, jednak koncepcja jest luźna. Nie ma niezrozumiałych pytań. Zależy mi na tym, żeby goście mogli mówić, bez ograniczeń czasowych, jakie są elementem tradycyjnej telewizji. Chociaż, gdyby zaprosić np. prof. Krzysztofa Meissnera, odcinek na pewno byłby ambitniejszy. Z drugiej strony nawet trudne tematy można opakować w prostotę i przekazać wiedzę ludziom nie posiadającym dotychczas żadnych podstaw z danej dziedziny - tłumaczy Najman.

Założenie jest takie, żeby w programie brali udział goście z polskiego topu. Zarówno politycznego, sportowego, jak i szeroko rozumianej rozrywki. Najman zarzeka się, że ma plan na kolejne nazwiska.

Jak na razie odmówiła mu jedna osoba. W rozmowie z WP SportoweFakty przez chwilę nie chce zdradzać, o kogo chodzi, ale po chwili rzuca - pani poseł Joanna Mucha, była minister sportu.

- Szanuję jednak jej decyzję, bo nie wszyscy chcą uczestniczyć w czymś nowym i być może, z ich perspektywy, kontrowersyjnym. Poza tym, panią Joannę darzę ogromną sympatią, przeszła niesamowitą metamorfozę i rozwinęła się jako polityk. Widziałbym ją na stanowisku szefa Platformy. Partia z nią na czele zyskałaby najwięcej po swoim restarcie i przewodniczeniu Grzegorza Schetyny. Oceniam to jednak z punktu widzenia obserwatora sceny politycznej, nie mieszam w tę opinię swoich poglądów - podkreśla Najman.

Dwa oblicza

Najman potrafi doskonale kierować swoją popularnością. W wywiadach elokwentny, używa bogatego słownictwa. Po paru dniach pokazuje swoją drugą naturę, w niewybredny sposób komentując wypowiedzi swoich hejterów czy oblewając wodą dziennikarza na wizji.

- Swoją mniej kulturalną twarz pokazałem parę dni temu po ataku Grzegorza Proksy. Dostosowuję się do poziomu rozmówców. Wcześniej w prymitywny sposób odniósł się do mnie Andrzej Fonfara, więc postanowiłem go w tym prymitywizmie zaorać. Jeśli natomiast ktoś mówi kulturalnie i merytorycznie, również tak się zachowuję. Nie zaczepiam nikogo pierwszy, nie szukam konfliktu - uważa były pięściarz.

- Jeśli Proksa pyskuje i odgraża się, pokazuję twarz, której być może dawno u mnie nie widział. Szybko mu udowodniłem, że potrafię zagrać tak samo. Innym razem natomiast przeprowadzam wywiad z Aleksandrem Kwaśniewskim i oczywiście dopasowuję się kulturą do byłego prezydenta.

Uważa, że można mieć ciastko i... zjeść ciastko. Ale to niejedyna sprzeczność. Okazuje się bowiem, że Najman jest człowiekiem religijnym. - Szkoła biblijna i Kościół nakazywałyby nadstawienie drugiego policzka. Ale niestety nie potrafię w swoim życiu wdrożyć tej zasady. Jeśli ktoś mnie zaczepia, dostaje ripostę - powtarza promotor boksu. Bo tym także się zajmuje.

Córka nie będzie się wstydzić

- Moja kariera sportowca zakończyła się dwa lata temu, gdy doznałem poważnej kontuzji barku. Potem dochodziły kolejne urazy. Teraz to jest sportowa rozrywka, ale nie ukrywam, że dzięki niej bardzo dobrze się bawię. W Fame MMA zyskałem bardzo dużą grupę fanów. Jak pokazują statystyki, to w znacznej mierze ludzie między 16. a 22. rokiem życia. Tacy, których nie dotknęła wieloletnia nagonka medialna na mnie. Oceniają sytuację samodzielnie, nie dają się manipulować - zaznacza Najman.

Problem jednak w tym, że poziom sportowy gal Fame MMA jest daleki od tego, który prezentują uznane organizacje, jak choćby polskie KSW. Na jednej z gal doszło nawet do walki człowieka cierpiącego na karłowatość z YouTuberem. Czasem przypomina to cyrk sprzed kilkudziesięciu lat.

Na samych konferencjach natomiast pada niezliczona liczba wulgaryzmów i rynsztokowych żartów. Nawet z ust tzw. włodarzy.

Warto jednak podkreślić, że sam Najman na ogół nie bierze udziału w żenujących konferencyjnych przepychankach. - Od kiedy rozpocząłem moją przygodę z Fame MMA, w organizacji dużo zaczęło się zmieniać. Ludzie, którzy wcześniej byli patocelebrytami, teraz przechodzą metamorfozę. Proszę zwrócić uwagę choćby na Martę Linkiewicz. Walczy, trenuje, zupełnie odmieniła swoje życie. Nie zgadzam się z wulgaryzmami, które pojawiają się na konferencjach, ale mam nadzieję, że będzie tego coraz mniej. Kiedy moja córka zobaczy, jak się zachowuję i co mówię podczas konferencji, nie będzie miała się czego wstydzić.

Na pytanie, czy chciałby, aby jego dziecko oglądało konferencje Fame MMA, ripostuje, że sytuacja go nie dotyczy, bo córka w ogóle się tym nie interesuje.

Polityce nie mówi "nie"

Nowy kanał na YouTube Najman nazywa jedną z opcji na przyszłość. Choć nigdy nie szukał pracy. To praca szukała jego. - Kanał jest raczej formą samorealizacji, kolejną dziedziną, którą chcę odkrywać - wyznaje.

Kiedyś planował karierę polityczną. W 2019 roku bez powodzenia kandydował w wyborach samorządowych do sejmiku województwa śląskiego z listy "Kukiz'15". Obecnie wyklucza jednak tę formę działalności. "W bliżej nieokreślonej przyszłości" nie mówi jednak "nie".

- Pochwalę się, że kandydując do sejmiku, dostałem kilka tysięcy głosów, co, jak na debiutanta, było świetnym rezultatem. Niestety Stowarzyszenie "Kukiz'15" nie przekroczyło progu, więc nikt się wtedy nie dostał. Ludzie z PiS, którzy mieli dużo mniej głosów ode mnie znaleźli się w Sejmiku. Taki urok metody D'Hondta, którą liczone są głosy, a która faworyzuje większe komitety. Nie chcę tego nazwać niesprawiedliwością, ale system wyborczy wg mnie nie jest do końca przejrzysty - wyjaśnia Najman.

Kolejną odsłoną medialnej kariery Marcina Najmana ma być ostatnia walka w klatce. 22 sierpnia znów zostanie gwiazdą Fame MMA. Informacja, kto będzie jego przeciwnikiem, wciąż trzymana jest w tajemnicy.

Tomasz Oświeciński chce dalej walczyć. "Pod okiem mistrza musi się udać"
Mike Tyson odrzucił ofertę 18 milionów dolarów za walkę na gołe pięści

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×