To miało być wielkie święto sportów walki. Gala KSW 67, która odbywa się w warszawskiej hali Expo, miała porwać kibiców. Nie da się jednak ukryć, że obsługa gali, dziennikarze i kibice zgromadzeni w hali myślami są jednak z broniącymi kraju Ukraińcami.
W związku z agresją Rosji na Ukrainę w hali pojawiły się specjalne akcenty. Tuż przed godziną na klatce organizacji pojawiły się ukraińskie flagi, a na nich wymowne hasło: Say no to war. Ale to nie koniec gestów wobec: dziennikarze i konferansjerzy otrzymali od organizatorów specjalne kotyliony.
- Myślę, że nie powinniśmy pozostać bierni wobec tego, co się stało. Biorąc pod uwagę, że gala odbywa się kilka dni po napaści, uznałem, że takie symbole jak flagi i kotyliony, są jasnym przekazem dla wszystkich. To jest takie minimum, jaki mogliśmy od siebie dać. Jesteśmy przeciwni temu co się dzieje - mówi nam Martin Lewandowski, współwłaściciel organizacji.
Sternicy KSW nie poprzestali jednak na gestach. Jak powiedział nam Lewandowski, sygnał z gali nie został udostępniony do rosyjskiej telewizji, która współpracuje na co dzień z polską organizacją.
- Można powiedzieć, że jest to z naszej strony rodzaj sankcji. Wiem, że to przykre, bo rosyjscy kibice nie odpowiadają za agresję Putina. Wydaje nam się jednak, że pełna izolacja ze strony świata jest jedyną odpowiedzią na agresję - wyjaśnił Lewandowski.
W sobotni wieczór kibice obejrzą 8 walk w formule MMA. W głównym pojedynku Fhil De Fries będzie bronił pasa w starciu z Darko Stosiciem. W drugiej walce wieczoru zmierzą się Andrzej Grzebyk i Adrian Bartosiński. Gale można obejrzeć na platformie Viaplay.