Mistrz KSW urodził się w Sunderlandzie, na północy Anglii - miejscu, które trudno nazwać łagodnym dla wrażliwego chłopca. On sam niechętnie wraca do lat młodości.
- Dorastałem w domu pozbawionym miłości. Moje dzieciństwo było okropne, nikt o mnie nie dbał. Każdego dnia po śmierci mamy słyszałem, że jestem bezużytecznym gnojem, że tylko przeszkadzam i utrudniam życie innym. W szkole też byłem wyzywany, zaczepiany i bity. W głębi duszy zawsze jednak czułem, że stać mnie na więcej - wspominał Phil De Fries przed walką z Szymonem Bajorem w 2023 roku.
To właśnie wtedy, jeszcze jako nastolatek, odkrył brazylijskie jiu-jitsu. Matę traktował jak azyl - miejsce, gdzie przez chwilę nie musiał udawać, że jest kimś innym. Gdzie mógł być sobą - z całym swoim lękiem i chaosem w głowie.
Marzenie, które zamieniło się w koszmar
W 2011 roku spełnił się największy sportowy cel De Friesa - trafił do UFC. Debiut? Udany. Ale za rogiem czekała już ściana, zbudowana z lęków i nieleczonych problemów psychicznych. De Fries przegrał trzy z kolejnych czterech walk. Szybko wyleciał z organizacji, a jego życie zaczęło się rozsypywać.
- Przegrywałem walki, przestałem sobie radzić z samym sobą i zacząłem pić. Do tego doszło uzależnienie od marihuany. Urządzałem imprezy połączone z piciem i paleniem, kiedy tylko mogłem. Gdy wychodziłem z domu, dziesięć razy sprawdzałem, czy zamknąłem drzwi. Miałem przywidzenia. Zacząłem o tym czytać i uświadamiać sobie, że jestem chory - mówił mistrz w rozmowie z Arturem Mazurem dla WP SportoweFakty.
Upadek na samo dno
Najciemniejszy moment nadszedł kilka miesięcy po odejściu z UFC. Anglikowi na każdym kroku towarzyszyły myśli samobójcze, a rozwiązania problemów szukał w używkach. - Codziennie myślałem o śmierci. Nie, to nie było tak, że chciałem się zabić raz. Prawie codziennie na stół wjeżdżała wielka butla wina, do tego z sześć puszek piwa, jakaś whisky. Paliłem też papierosy i "trawę". To był standardowy zestaw, po który sięgałem - wspomina.
W związku z niezdrowym prowadzeniem się De Fries zmagał się z dużą nadwagą. Jego kariera w MMA mocno wyhamowała, kilka z zaplanowanych walk nie doszło do skutku, a Anglik szukał możliwości zarobku poza ojczyzną, walcząc m.in. w Rosji.
Jak feniks z popiołów
Wreszcie De Fries postanowił posłuchać się swoich bliskich i dał sobie pomóc. W 2017 roku trafił do psychiatry, który zastosował odpowiednią terapię. - Efekt był niewiarygodny. Nie mogłem uwierzyć w to, że życie może być tak piękne. Odczuwałem ogromną euforię. Trudno oddać to słowami. Moje życie nabrało sensu, a kariera tempa - wspomina.
W 2018 roku De Fries przyjął ofertę od KSW. Niewielu w niego wierzyło. Wielu widziało w nim eks-zawodnika UFC, który odcina tylko kupony od swojej kariery. Tymczasem on wszedł do klatki i zdeklasował faworyzowanego Michała Andryszaka. Został mistrzem.
To był moment przełomowy. Polska stała się jego nowym domem. Od tamtej pory nieprzerwanie broni pasa wagi ciężkiej. W pokonanym polu zostawił m.in. dwukrotnie Tomasza Narkuna, Michała Kitę, Darko Stosica czy Ricarda Prasela. Jest rekordzistą w KSW pod względem długości mistrzowskiego panowania i liczby obron tytułu.
Ma apetyt na więcej
Phil De Fries w lutym tego roku przedłużył umowę z polską organizacją. - Jestem bardzo zmotywowany. Naprawdę zależy mi, aby dobić do 10 lat z pasem KSW. Nikomu się to jeszcze nie udało. Jeśli do tego dojdę, zaliczę jeszcze walkę pożegnalną, a potem odejdę w stronę zachodzącego słońca. Będę bardzo bogaty, więc spełni się moje marzenie - powiedział w wywiadzie dla KSW.
Kibice w Polsce pokochali De Friesa. Choć jego walki nie zawsze porywają tłumy, 39-latek jest jedną z najjaśniejszych postaci organizacji ze względu na pozytywny wizerunek. Do Polski lubi przybywać nie tylko na galę, ale docenia także uroki naszego kraju.
- Phil ma dość ciekawy bonus w kontrakcie - przyznał w rozmowie z Arturem Mazurem w programie "Klatka po klatce" Wojsław Rysiewski, dyrektor sportowy KSW. - Pierwotnie mieliśmy mu opłacić dwutygodniowy camp w Polsce. Raz do roku chciał trenować tutaj, a skończyło się na tygodniowych wakacjach z rodziną.
Największy test w KSW?
Już 14 czerwca rywalem Phila De Friesa w walce wieczoru XTB KSW 107 będzie Arkadiusz Wrzosek. Niepokonany w MMA warszawianin to siódmy Polak na drodze Anglika. Sześciu poprzedników nie dało mu rady. Mistrz twierdzi jednak, że tym razem poprzeczka będzie ustawiona bardzo wysoko.
- On może być najbardziej niebezpiecznym rywalem dla mnie w naszej kategorii - zaznacza Phil De Fries przed walką wieczoru w Ergo Arenie. O tym, czy mistrz pozostanie na tronie, czy sensacyjnie straci pas, kibice przekonają się oglądając transmisję z gali w CANAL+. Początek o 19.00.
Waldemar Ossowski, dziennikarz WP SportoweFakty