Joel Evans, znany motocrossowy zawodnik, zmarł w wieku 30 lat po tragicznym wypadku podczas zawodów ProMX w Adelajdzie. Choć szybko został on przewieziony do szpitala, obrażenia okazały się na tyle poważne, że jego życia nie udało się uratować.
Evans, który z niecierpliwością oczekiwał narodzin swojego dziecka z partnerką Michaelą, pozostawił pogrążoną w żałobie rodzinę. "Wczoraj straciliśmy najwspanialszą osobę na tej ziemi. Najbardziej autentyczna, kochana i życzliwa dusza. Kochał i poświęcił swoje życie temu sportowi, który przynosił mu tyle radości i jeździł na nim do samego końca" - napisali najbliżsi zawodnika w oświadczeniu.
Siostra Joela, Renae, również oddała hołd bratu. "Joel był najlepszym bratem, jakiego mogłam sobie wymarzyć, i wspaniałym wujkiem dla moich córek. Robił to, co kochał, i był w jednym z najszczęśliwszych okresów swojego życia, ale to wcale nie ułatwia pożegnania" - skwitowała.
Do śmierci Evansa odniósł się również Regan Duffy. Rywal, a zarazem kolega 30-latka wspomniał rozmowę, która miała miejsce przed startem zawodów w Adelajdzie. "W jednej chwili rozmawiasz na linii startowej, a w następnej cię nie ma, sytuacja, której naprawdę miałam nadzieję, że nie doświadczę. Joel mówił mi o planach ścigania się w Ameryce i po prostu wydawał się taki szczęśliwy przed zawodami" - wspominał.
Evans wcześniej przeżył poważny wypadek w 2015 r., który niemal zakończył się paraliżem. W wywiadzie z 2016 r. powiedział, że pamięta jedynie, jak leżał na torze i nie mógł się ruszyć. Mimo to wykazał się wielką determinacją i wrócił do sportu.