Wszyscy są zgodni, że F1, w której startowałoby 12 zespołów o wyrównanym poziomie, byłaby bardziej atrakcyjna. Sposobem na to ma być obniżka kosztów w Formule 1, tak by małe niezależne zespoły nie tylko mogły brać udział w wyścigach, ale także konkurować z tymi największymi, jak Ferrari i McLaren-Mercedes. Max Mosley oraz np. Flavio Briatore opowiadają się za radykalnymi rozwiązaniami – zdaniem Mosleya obecne wydatki zespołów na technologię są "irracjonalne", dlatego rozwiązaniem ograniczającym te wydatki byłoby wprowadzenie dla wszystkich jednakowych silników oraz w dalszej kolejności zawieszeń i skrzyń biegów.
Krytycy takich pomysłów mówią, że takie posunięcie upodobniłoby Formułę 1 do GP2 i niejako odebrało by Formule 1 prawo do używania cyfry "1" lub słowa "One" w nazwie. Byłaby jeszcze jedną serią wyścigową, a popularność F1 wynika między innymi z tego, że widz/kibic ma świadomość, że ogląda NAJ-doskonalsze samochody na tej planecie. Formula 1 jest "królową" sportów motorowych dlatego, że jest najbardziej zaawansowana technologicznie, a to nieodłącznie wiąże się z wydawaniem gór pieniędzy. Poza tym zespoły, które mają duże budżety, nadal będą je mieć, ale pieniądze będą wydawać na inne elementy bolidu – analogicznie jak dzieje się to teraz, gdy zamrożono rozwój silników. Nie zmieniając silnika, nadal wydaje się miliony na udoskonalanie jego systemów chłodzenia, systemów smarowania i osprzętu, by w ten sposób zyskać się dziesiąte części sekundy na okrążeniu.
Jak mawiał Enzo Ferrari: - pieniądze można wydawać na kobiety, hazard lub inżynierów – na kobiety wydaje się najprzyjemniej, na hazard najszybciej, a na inżynierów najwięcej.