Męska rzecz. O Gosi, która chciała być aktorką, ale wybrała konie mechaniczne

Ola Piskorska
Ola Piskorska
Volkswagen Castrol Cup

- Pierwszy sezon w Pucharze Volkswagena Castrol Cup był trudny, bo miałam problemy z kończeniem wyścigów. Jakieś kolizje, kontakty, ciągle miałam problemy, słyszałam już opinie, że "Gosia ma bardzo agresywny styl jazdy". Samą mnie to drażniło, że zaczynam wyścig, przejeżdżam dwa okrążenia i koniec. Po trzech nieukończonych wyścigach z rzędu miałam moment załamania. Łzy w oczach, świadomość, że znowu auto skasowane, znowu koszty. To była ogromna szkoła pokory. Ale przetrwałam to i odrobiłam lekcję. W tym roku nie miałam ani jednej kolizji, ani w Volkswagen Golf Cup ani w Audi Sport TT Cup. I budżet przeznaczony na wypadki można wydać na przykład na dodatkowe testy. Zaczęłam odpuszczać, dokonuję bardziej przemyślanych manewrów i czasem odkładam atak. Choć przyznam, że mam z tym problem, bo ja to uwielbiam - mówi Gosia z błyskiem w oku. – Rywalizację, wyprzedzanie, skradanie się, adrenalinę. To mi sprawia ogromną przyjemność. Coś we mnie wstępuje, jak jest sygnał do startu, nagle pojawia się bardziej agresywna wersja mnie samej.

Życie poza torem

Choć Gosia porzuciła swoje ukochane aktorstwo, to nie poświęca całego życia wyścigom. Ostatnio obroniła swoją pracę licencjacką na wydziale Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na UJ i chce kontynuować studia. - Mam świadomość, że w tym sporcie udaje się nielicznym i tylko oni mogą się z tego utrzymać. W razie niepowodzenia albo po zakończeniu ścigania chcę się zająć sportowym managementem, w tym też PR. Pomagać i doradzać młodszym zawodnikom, młodszym kierowcom, bazując na własnym doświadczeniu. Na przykład, że zamiast bez sensu wydawać pieniądze na sezon w F4 lepiej byłoby przeznaczyć tę kwotę na testy na samochodach. Studia już bardzo dużo mi dały, nauczyłam się, czego ode mnie oczekują i wymagają media i jak mogę kreować własną markę. Poza tym sezon zimowy jest bez jeżdżenia, więc akurat mam czas na studiowanie.

W Volkswagen Golf Cup Gosia jest jedyną kobietą. Drobna, niewysoka, z włosami związanymi w kucyk i o ślicznej twarzy dziecka wygląda jak licealistka. Czy rywale traktują ją poważnie? - Większość zna mnie z kartingu czy innych wyścigów, wszyscy wiedzą kim jestem i co potrafię. Oczywiście na początku mojej przygody ze ściganiem były komentarze w rodzaju "Co tu robi ta dziewczynka?" albo "Czy ona w ogóle potrafi jeździć?" - przyznaje zawodniczka. Wydawałoby się, że z drugiej strony będąc jedną z bardzo nielicznych kobiet w tym świecie, do tego ładną i młodą, ma pewną przewagę u sponsorów, ale tak nie jest. - Muszę walczyć u nich o kredyt zaufania, bo dziewczynie zawsze trudniej zaufać. Takie są też uwarunkowania kulturowe, że ja się mniej kojarzę z wyścigami, smarem na rękach, brudnymi paznokciami, naprawieniem usterek.

Polka nieustannie obraca się w świecie pełnym mężczyzn, ale jest singielką. - Niby tak się wydaje, że to łatwe, ale nie patrzę na nich jak na obiekty pożądania. Ścigamy się i w efekcie postrzegam ich jako kumpli. Nie są dla mnie obiektem westchnień, tylko rywalami. A nasze rozmowy są suche i rzeczowe, jak to podczas zawodów. Moja mama mówi nawet, że zdziczałam w tej branży - śmieje się Gosia.

W weekend Polacy będą mogli zobaczyć swoją rodaczkę na torze, bo Gosia Rdest będzie się ścigać na torze w Poznaniu, gdzie odbędzie finałowa runda Volkswagen Golf Cup. Obecnie zajmuje siódme miejsce w klasyfikacji Pucharu.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×