Wszystko wraca do normy - po wyścigu o GP Europy

Do wielkiej formy wrócił zespół Brawn GP, dyspozycję z poprzedniego sezonu odzyskują Ferrari i McLaren, Kubica zdobył kolejny punkt, a mieszane uczucia mają debiutanci - to najciekawsze wydarzenia niedzielnego wyścigu o GP Europy na torze w Walencji.

Łukasz Czechowski
Łukasz Czechowski

Wszystko wraca do normy

Gdy z pierwszych ośmiu wyścigów sezonu 2009 aż siedem padło łupem Jensona Buttona, wydawało się, że sprawa tytułu wśród kierowców i konstruktorów jest rozstrzygnięta i pełną pulę zgarnie Ross Brawn i jego zespół. Jednak w kolejnych trzech Grand Prix Brawn GP przegrał z Red Bull Racing aż 18:42 i nawet sami kierowcy ekipy mówili, że o tytuły nie będzie łatwo.

W Walencji wszystko wróciło jednak do normy. Uczciwie trzeba powiedzieć jednak, że kierowcom białych bolidów sprzyjało szczęście. Rubens Barrichello pojechał bezbłędny wyścig, ale nie wiadomo czy stanąłby na najwyższym stopniu podium, gdyby nie błąd ekipy McLarena podczas drugiego postoju Lewisa Hamiltona. Zmiana przednich opon w bolidzie Brytyjczyka trwała niemal 14 sekund, kilka sekund za długo, sekund, które okazały się kluczowe dla rozstrzygnięć wyścigu. - Decyzja o postoju zapadła dla mnie i mechaników zbyt późno, przez co nie byliśmy dobrze przygotowani. Uważam że ci goście są najlepsi w tym biznesie, a to co się stało było po prostu rezultatem starań o zamianę drugiej lokaty na możliwą wygraną - Hamilton nie krytykował publicznie swojego zespołu.

Szczęście sprzyjało również Buttonowi, który sam nie pojechał rewelacyjnego wyścigu, ale mimo tego zwiększył przewagę nad kierowcami Red Bulla o dwa punkty, które dostał za siódme miejsce. Sebasian Vettel przez cały weekend miał problemy z silnikiem, nie ominęły go one również podczas wyścigu - na 24 okrążeniu jednostka Renault odmówiła posłuszeństwa. Szansę na dobry rezultat Niemiec stracił jednak chwilę wcześniej, gdy wyjechał z pit stopu niezatankowany, bo nie zadziałała maszyna podająca paliwo. Musiał wrócić do boksów na kolejnym okrążeniu, co kosztowało go spadek w dolne rejony klasyfikacji. Również Mark Webber z Walencji wyjeżdżał nawet bez jednego punktu, którego podczas drugiej rundy tankowań pozbawił go Roberta Kubicy.

GP Europy to nie tylko powrót do normalności z początku sezonu, ale i z poprzednich mistrzostw. Wreszcie na czele rywalizacji są kierowcy Ferrari i McLarena, którzy ostatnie dwa wyścigi zakończyli na podium.- Na tym etapie sezonu, jeżeli uda nam się wszystko poukładać to możemy liczyć na podium - ocenił Raikkonen, który jak zwykle na podium nie tryskał humorem.

Kubica ma punkt dzięki Heidfeldowi

To nie jest łatwy sezon dla Kubicy i jego kibiców, ale akurat podczas niedzielnego wyścigu Polak mógł mieć powody do zadowolenia. Krakowianin awansował do trzeciej części kwalifikacji, ale do wyścigu startował z 10 pozycji, bo jak sam przyznawał, popełnił błąd, który kosztował go przynajmniej dwie pozycje.

Na starcie, co dziwne, stracił pozycję na rzecz dużo cięższego Nicka Heidfelda. Niemiec niedługo cieszył się 10 miejscem, bo na piątym okrążeniu znowu był za Kubicą. Jeden manewr wyprzedzania, ale kontrowersji przyniósł sporo. Po wyścigu w rozmowie z reporterem Polsatu Niemiec z niezadowoleniem na twarzy powiedział, że przepuścił Polaka, bo ten miał mniej paliwa. Słowa te potwierdził Kubica. - Tak, Nick mnie puścił, jest teraz 1:1 - przyznał Polak wyraźnie zirytowany pytaniem. Kubica miał na myśli prawdopodobnie akcję z Nurburgring, gdy bez walki oddał pozycję koledze, który do mety dojechał dziesiąty, a Kubica był czternasty.

Trudno sądzić, że w momencie, gdy obaj kierowcy BMW Sauber walczą o swoją przyszłość w Formule 1, Heidfeld puścił kolegę z zespołu z własnej woli, musiał więc dostać takie polecenie. A przecież team orders oficjalnie są zabronione…

Po wyprzedzeniu Kubica jechał bezbłędnie i szybko, gdy znalazł się za Buttonem, utrzymywał jego tempo, a po drugiej rundzie tankowań znalazł się przed Webberem. - Kluczem było okrążenie wyjazdowe po drugim tankowaniu. Mimo tego, że Mark zjeżdżał do boksu później i miał przed tankowaniem 2,5 sekundy przewagi nade mną, to udało mi się znaleźć przed nim - wyjaśnił krakowianin w rozmowie z Rzeczpospolitą.

Debiutanci na dwóch różnych biegunach

W Walencji pojawiło się dwóch nowych kierowców, chociaż występ Luci Badoera nie był klasycznym debiutem, bo włoski kierowca miał na koncie udział w 49 wyścigach, ale ostatni raz na starcie GP stanął w 1999 roku. Tester Ferrari nie będzie miło wspominał swojego powrotu do F1 - zajął 17. miejsce, a kibice zapamiętają go z zupełnie bezsensownego ustąpienia miejsca Romainowi Grosjeanowi przy wyjeździe z pit line. Włoch zrobił to w dodatku tak niezdarnie, że przekroczył białą linię przy wyjeździe na tor, za co został ukarany dodatkowym przejazdem przez aleję serwisową. Mimo tego Ferrari da Badoerowi następną szansę, ale zapowiedziało, że liczy na dużo lepszy start w GP Belgii.

Prawdziwy debiutant Romain Grosjean może być ze swojej dyspozycji umiarkowanie zadowolony. Punktów nie zdobył, ale startując z 14 miejsca nie mógł na to liczyć. Do mety Francuz dojechał na 15 pozycji, zebrał cenne doświadczenie za kierownicą bolidu Formuły 1 i w kolejnych występach wymagający Flavio Briatore będzie zapewne oczekiwał lepszego rezultatu. - Na początku wyścigu musiałem się mocno skoncentrować i zwrócić uwagę na wszystko co się działo dookoła mnie. Starłem się jechać równo i uzyskiwać dobre czasy. Oczywiście, że muszę lepiej zaprezentować się w Spa w przyszły weekend i chcę dobrze wykorzystać zebrane w Walencji doświadczenie - powiedział Grosjean.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×