- Marzę o czterech punktach w październikowych meczach z Czechami i ze Słowacją. Jeśli się nie uda, nie oznacza to, że Beenhakker straci pracę. Tematu dymisji Holendra w ogóle nie ma. Cztery punkty w kolejnych dwóch meczach pozostawią nas w walce o awans do mistrzostw świata. Ale to nie jest żadne ultimatum ani groźba. Nie wprowadzam niepotrzebnego napięcia do reprezentacji - powiedział Gazecie Wyborczej Michał Listkiewicz.
Do 30 października Leo Beenhakker ma zatem spokój. Ale co wydarzy się później, gdy futbolową centralą po wyborach będzie już sterować ktoś inny?