Mundial 2018. Senegal - Polska. Kalidou Koulibaly jako K2, na który trzeba się wspiąć

AFP / Carlo Hermann / Na pierwszym planie zdjęcia Kalidou Koulibaly
AFP / Carlo Hermann / Na pierwszym planie zdjęcia Kalidou Koulibaly

Diego Maradona mówił: - Gdyby Kalidou Koulibaly był biały, to grałby w Realu albo w Barcelonie. Senegalczyk jednak stąpa po ziemi. W drodze do sukcesu nie zatrzymały go ani bieda, ani rasizm. We wtorek będzie musiał zatrzymać Roberta Lewandowskiego.

- Nie będę miał problemów ze snem - mówi 26-latek o starciu z Polakiem. Zdaniem  senegalskich dziennikarzy to raczej piłkarz Bayernu przeżyje w Moskwie koszmar. I to taki z jakim jeszcze nie spotkał się w swojej karierze.

[b]

Starszy brat Mane[/b]

Rosły obrońca nie ma z Senegalem wiele wspólnego. Owszem, jego rodzice pochodzą z tego kraju, ale on sam przebywa tam od dzieciństwa średnio parę dni do roku. Afrykańskich zwyczajów nawet nie próbuje zrozumieć. A jednak stał się bohaterem. Jak sam opowiadał: - Mogłem wybierać między koszulką Francji, a Senegalu. Wahałem się, lecz moje serce przywiało mnie do Afryki. Dla wielu nazwisko Koulibaly to więc obecnie symbol, iż dobre czasy jeszcze kiedyś nadejdą. Ich pierwszy akord ma zostać zagrany na stadionie Spartaka Moskwa.

Gdy Senegalczycy uciekali z kraju, Kalidou nie wstydził się do niego powrócić. Senegal to jeden z najlepiej prosperujących państw Afryki, lecz i tak zmaga się z problemem ucieczek do Europy, a rejsy przez Morze Śródziemne potrafią kończyć się tragicznie. Aż dziesięciu 10 zawodników "Lwów Terangi" z kadry na mundial urodziło się właśnie nad Sekwaną.

Jednym z nich jest właśnie 26-letni Kalidou Koulibaly. Jego rodzice byli jednymi z wielu zwykłych imigrantów ekonomicznych, on sam chciał od małego kopać piłkę. Karierę zaczął od gry dla SR Saint-Die, a że szło mu dobrze i warunki fizyczne posiada znakomite, to zgłosiło się po niego sławniejsze FC Metz.

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Ogromna presja narzucona na Lewandowskiego. "Robert chciałby zagrać wielki mecz z Senegalem"

Może zaimponował na testach, ale też szybko okazał się rozczarowaniem. Lokalna prasa pisała, że jest po prostu duży i silny. I tyle. Nie znał taktyki, robił masę błędów, w lipcu 2012 roku Francuzi oddali go bez żalu do belgijskiego KRC Genk. Niektórzy senegalscy dziennikarze śmieją się, że w Metz przydał się głównie do tego, aby opiekować się… Sadio Mane. Gwiazdor Liverpoolu u boku rówieśnika stawiał na północy Francji swoje pierwsze kroki w europejskim futbolu, a Kalidou był dla niego jak starszy brat.

Taktyki uczył się na szklankach

- W Belgii nauczyłem się dorosłego życia i odpowiedzialności - tak Senegalczyk komentował swój pobyt dla nowego zespołu. W Genku spędził 2 lata, gdy trwał mundial w Brazylii zgłosiło się po niego Napoli, Włosi zapłacili ponad 7 mln euro. Przez 2 sezony rozegrał ponad 60 meczów.

Pierwszy kontakt Sengalczyka z Napoli był kuriozalny. Trenerem włoskiej drużyny był Rafael Benitez, zadzwonił do piłkarza. Koulibaly: - Kiedy usłyszałem, kto znajduje się po drugiej stronie słuchawki, to uznałem, że ktoś żartuje. I zacząłem mocno atakować swojego rozmówcę - relacjonuje Kalidou.

A potem Benitez wkurzał się na niego, bo przez kilka miesięcy zawodnik non stop go za tę sytuację przepraszał. Hiszpan uważał, że rosły obrońca jest po prostu zbyt grzeczny. I niestety nadal nie przyswajał taktyki. Trener wymyślił więc, że wytłumaczy Senegalczykowi założenia zespołu za pomocą ustawienia szklanek - nic to jednak nie dało. Włosi byli o krok od sprzedania zawodnika do beniaminka Premier League - Norwich City.

K2


Maurizio Sarri, następca Beniteza też chciał pozbyć się Senegalczyka. Tyle, że nikt go nie chciał. Z braku laku Włoch zostawił go więc w zespole. I z czasem - jak mówił sam piłkarz - odkrył go na nowo. Przełomem chyba jest mecz przeciwko Lazio Rzym z 2016 roku. Rzymscy fani - znani ze skrajnego zachowania - obrażali Koulibaly’ego za każdym razem, gdy tylko dotknął piłkę.

Sarri wytłumaczył mu w przerwie, że to najlepsze, co mogło go spotkać, że rywale po prostu się go boją i chcą złamać. Piłkarz nie pękł do ostatniego gwizdka. Po spotkaniu podszedł co prawda do jednej z trybun gospodarzy, ale tylko po to aby wręczyć młodemu kibicowi rzymian swoją koszulkę. Gest ten przeszedł do historii.

A potem Sengalczyk dostał ksywę "K2". Stał się po prostu nie do przejścia. Poprawił podania, nauczył się schematów. Przestał popełniać błędy, więc nie miał okazji naprawiać ich faulami. Z nieudacznika stał się jednym z liderów. Dziś prezes klubu Aurelio De Laurentiis - według RAI Sport - żąda za niego nawet 120 mln euro. FC Barcelona dawała 40 mln oraz Andre Gomesa, Paco Alcacera i Denisa Suareza na dokładkę. Koulibaly’emu jak na razie nigdzie się jednak nie spieszy: - Mogę grać w Neapolu wiecznie - opowiadał jeszcze parę tygodni temu.

Koszmar "Lewego"

Mógł też grać dla Francji, czekał na telefon ze związku. Grał w reprezentacji juniorów, więc wydawało się że dla Senegalu jest już przegrany. Trzy lata temu selekcjoner kadry Aliou Cisse zadzwonił jednak do niego i zapytał wprost: "Czy chcesz zostać opoką mojej defensywy podczas zbliżającego się wielkimi krokami Puchar Narodów Afryki ?"

Koulibaly zgodził się: - Do tej pory nie wiem, dlaczego to zrobiłem. W pewnym momencie podyktowało mi tak po prostu moje serce - mówił.

Serce kazało mu również zapłacić za nocleg dla kolegów z kadry. W zeszłym roku reprezentacja Senegalu zatrzymała się w londyńskim hotelu na towarzyski mecz przeciwko Nigerii. Okazało się, że hotel nie jest opłacony, związkowi zabrakło pieniędzy. Piłkarz Napoli sięgnął po kartę i zapłacił 24 tysiące funtów za rezerwację...

Źródło artykułu: