Mundial 2018 miał być dla nich spełnieniem marzeń. Gilberto, weteran mistrzostw (jako kibic był na nich już pięć razy) i jego żona Veronica Raschiotto zaczęli planować podróż zaraz po tym, jak Meksyk wywalczył awans. Dwa miesiące przed startem turnieju mieli już wszystko załatwione - bilety na samolot, zakwaterowanie, legitymacje kibica i wejściówki na mecze, nie tylko Meksyku, ale też Argentyny i Brazylii. Razem z nimi miały pojechać ich dzieci, zakochany w grze Neymara i Leo Messiego Diego oraz dwa lata młodsza Mia.
Mundialowe plany Martineza, razem z całym jego światem, runęły 28 kwietnia. Veronica i dzieci byli w odwiedzinach u jej brata, mieszkającego na Florydzie. W Delray Beach, 85 kilometrów od Miami, w ich minivana z dużą prędkością wjechała półciężarówka, prowadzona przez 21-letniego Paula Wilsona Streatera. Wszyscy, także brat Veroniki, zginęli na miejscu.
- Wyglądało to jak po wybuchu bomby, szczątki były wszędzie - opowiadał świadek wypadku. - Pobiegłem do nich najszybciej jak mogłem, ale nic nie byłem w stanie zrobić. Kiedy dotarłem na miejsce, oni już nie żyli - opisywał. Auta złączyły się tak mocno, że policja musiała użyć siły, żeby je rozdzielić.
Gilberto był kompletnie zdruzgotany. Nie mógł zrozumieć, dlaczego spotkała go taka tragedia. Potrzebował pomocy psychologa. Psycholożka zachęcała go, by pojechał do Rosji, by ta podróż była jego hołdem dla rodziny. To jednak nie długie godziny terapii skłoniły go do wyjazdu na mundial. Zrobiła to jedna krótka wiadomość, którą dostał w drodze na pogrzeb najbliższych.
Wiadomość brzmiała: "Twój syn będzie aniołem, który pomoże mi latać". Do Martineza wysłał ją Guillermo Ochoa, bramkarz reprezentacji Meksyku. O tragedii dowiedział się od swojego agenta, znajomego Gilberto.
Martinez pojechał do Rosji. Zabrał ze sobą identyfikatory żony i dzieci, a także koszulki w meksykańskich barwach z wydrukowanymi imionami zmarłych i napisem "zawsze ze mną" dla siebie i swoich przyjaciół. Cały czas nosi wszystkie cztery legitymacje kibica, na mundialu stosuje się do terminarza ustalonego z Veronicą.
Pierwszym meczem, który obejrzał, było zwycięskie spotkanie Meksyku z Niemcami na moskiewskich Łużnikach, które odbyło się 17 czerwca, w Dniu Ojca (w Polsce to święto obchodzi się kilka dni później). Po ostatnim gwizdku znów odebrał wiadomość od Ochoi. "To było dla twojej rodziny" - napisał piłkarz.
O Martinezie zrobiło się głośno, gdy udzielił wywiadu argentyńskiemu dziennikowi "Clarin". Jego historię poznały miliony ludzi, wielu z nich postanowiło wysłać Gilberto wyrazy wsparcia i podziwu. On sam zamieścił w mediach społecznościowych film, w którym dziękuje za ciepłe słowa i daje wszystkim radę: Żyjcie tak, jakby to był ostatni dzień waszego życia.
Gilberto Martínez es un mexicano en Rusia, él perdió a su familia hace pocas semanas y tiene un mensaje MUY fuerte para todos nosotros... pic.twitter.com/hn4SDHb7Tc
— Sopitas (@sopitas) 23 czerwca 2018
Doświadczony przez los prawnik z Meksyku tak właśnie żyje. Widział triumf swojej drużyny nad Niemcami, widział mecze Argentyny i Brazylii, które tak uwielbiał jego syn. W sobotę był na meczu Meksyku z Koreą Południową w Rostowie. I znów cieszył się ze zwycięstwa.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Marek Wawrzynowski: Lewandowski zdaje sobie sprawę, że traci życiową szansę