Mundial 2018. Bieda, wyszydzanie i obietnica - historia Romelu Lukaku

Kuba Cimoszko
Kuba Cimoszko
Wygrał zakład z trenerem

Latem 2008 roku, Lukaku był w zespole Anderlechtu U-19. Najczęściej jednak siedział na ławce rezerwowych. - Jak, do diabła, mam podpisać kontrakt na moje 16 urodziny? - zadawał sobie pytanie, oglądając mecze kolegów. W końcu wpadł na sprytny plan. Zaproponował swojemu trenerowi zakład. W zamian za szansę, nastolatek zobowiązał się do strzelenia 25 goli do końca roku [pozostawało do niego już tylko kilkanaście tygodni - przyp. red.]. Szkoleniowiec trochę wyszydzał zapędy podopiecznego, ale propozycję przyjął. Zobowiązał się nawet przyrządzać mu naleśniki, jeśli się uda. No i już pod koniec listopada musiał przygotować pierwszą porcję.

Wymarzona umowa stała się niebawem faktem. Ale do spełnienia obietnicy danej mamie dekadę wcześniej potrzeba było jeszcze debiutu w pierwszej drużynie. - Powiedziałem jej, że zrobię to w dniu 16. urodzin. Spóźniłem się o 11 dni - śmieje się dziś Lukaku.

24 maja 2009 roku Anderlecht czekało rewanżowe spotkanie play-off o mistrzostwo Belgii. Romelu miał oglądać najważniejsze starcie sezonu w domu. Ale te plany pokrzyżował telefon od trenera rezerw:

- Cześć?

- Cześć, Rom. Co robisz?

- Idę właśnie grać w piłkę nożną w parku.

- Nie, nie, nie. Pakuj walizki. Teraz!

- Jak to? Co ja zrobiłem?

- Nic, nic. Musisz dostać się na stadion. Pierwszy zespół teraz ciebie potrzebuje.

- Co?! Mnie?!

- Tak. Przyjeżdżaj natychmiast.

Nie dostał "10"

Pewny siebie nastolatek pojechał na Stade Constant Vanden Stock. Tam miał dokonać wyboru numeru. Chciał "10", ale zawodnicy młodzieżowi mogli wybierać tylko powyżej "30". - Trzy plus sześć równa się dziewięć, a to fajna liczba, więc daj mi "36" - powiedział Lukaku. W hotelu przeszedł chrzest, podczas którego starsi gracze kazali śpiewać piosenkę podczas kolacji. A następnego dnia nadszedł wielki dzień. - Wysiedliśmy z autobusu na stadionie i każdy piłkarz szedł do szatni w ciemnym garniturze. Poza mną. Wyszedłem z autobusu w okropnym dresie, a wszystkie kamery telewizyjne były tuż przed moim nosem. Spacer trwał około trzy minuty. Gdy tylko tam doszedłem, myślałem, że mój telefon wybuchnie. Moi przyjaciele oszaleli, dostałem chyba z 25 wiadomości na raz - wspomina przegrany finał ligi (0:1) Lukaku.

W debiucie Belg zagrał od 63. minuty. Tytuł jednak trafił do przeciwników. Sukcesy przyszły w kolejnych rozgrywkach. Anderlecht wygrał Jupiler League z dużą przewagą nad resztą, a ich utalentowany piłkarz zajął drugie miejsce w klasyfikacji Belgijskiego Hebanowego Buta [nagroda przyznawana dla piłkarzy z afrykańskimi korzeniami - przyp. red.]. - Kończyłem wtedy ostatni rok szkoły średniej i jednocześnie grałem w Lidze Europejskiej. Bywało śmiesznie. Kiedyś musiałem wziąć na lekcje dużą torbę, abym mógł od razu po nich złapać lot po południu. To było szalone - zaznaczył Lukaku.

Jestem Belgiem! 

Im więcej było jednak goli, tym większą presję wywierano na zawodnika. W kontekście ewentualnego transferu wymieniano najlepsze kluby Europy. Kibice w Belgii chcieli natomiast, by nastolatek swoimi bramkami zaprowadził ich reprezentację na jakiś wielki turniej. - Właściwie to oczekiwałem, że wszystko się wydarzy, ale może nie tak szybko. Nagle media nakładały na mnie wszystkie te oczekiwania. Zwłaszcza związane z drużyną narodową. A ja nie grałem dobrze w Belgii. To tak nie działało. Z jakiego powodu? Po prostu nie wiem - tłumaczył.

Napastnika bolały szczególnie opinie, w których powoływano się na jego pochodzenie. - Kiedy wszystko szło dobrze i czytałem artykuły z gazet, w których nazywano mnie "belgijskim napastnikiem". Kiedy zaś sprawy się nie układały, byłem już "kongijskiego pochodzenia". Jeśli nie podoba się komuś sposób, w jaki gram, to w porządku. Ale urodziłem się tutaj, dorastałem w Antwerpii, Liege i Brukseli. Jestem Belgiem - podkreślił.

Dochodziło nawet do tego, że Lukaku był publicznie wyśmiewany, jak chociażby po transferze do Chelsea w 2013 roku. - Nie wiem, dlaczego niektórzy ludzie w moim kraju chcą mnie zniszczyć. Naprawdę nie pojmuję. Kiedy pojechałem do Chelsea, a nie grałem, słyszałem, że się ze mnie śmieją. Kiedy zostałem wypożyczony do West Bromwich Albion, było to samo - nie ukrywał Belg. - Ci ludzie nie byli jednak ze mną, kiedy nalewaliśmy wodę do naszych płatków. Gdyby byli, kiedy nie miałem nic, to naprawdę by mnie zrozumieli. A tak nie wiedzą nic - kontynuował.

- Każdy mecz, który grałem, był dla mnie finałem. Kiedy grałem w parku, był to finał. Kiedy grałem podczas przerwy w przedszkolu, był to finał. Nie miałem nowej odsłony gry FIFA. Nie miałem zresztą Playstation. Nie bawiłem się na boisku. Walczyłem o przetrwanie. Pamiętam, że miałem wielkie dziury w moich butach w 2002 roku. Tamtego lata poszedłem do domu kolegi, aby obejrzeć finał MŚ z Ronaldo "Il Fenomeno". A cała reszta z tego turnieju to tylko historia, którą usłyszałem od dzieci w szkole. Ale dwanaście lat później to ja grałem w mistrzostwach świata - uzupełnił.

Autor na Twitterze:

Czy Romelu Lukaku strzeli swoją 5. bramkę na tych MŚ?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×