Jerzy Brzęczek. Wujek, urodzony kapitan i papież

Jeden z rozdziałów książki Jakuba Błaszczykowskiego nosi tytuł "Gdyby nie Jurek?". Gdyby nie Jurek, być może nie byłoby dziś Kuby takiego, jakiego znamy. Być może nie byłoby piłkarza światowej klasy.

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
Jerzy Brzęczek PAP / Marcin Bednarski / Na zdjęciu: Jerzy Brzęczek
Jeszcze wiele lat po tym co się stało, bał się odbierać telefonu po godzinie 22. Kojarzyła mu się z najtrudniejszą rozmową w życiu. Jerzy Brzęczek, wówczas piłkarz austriackiego Tirolu, 13 sierpnia 1996 roku dowiedział się, że jego siostrę Anię zabił mąż. Jeszcze dobrze nie ochłonął, a sam musiał zadzwonić. Do swojego rodzeństwa i Dawida - syna siostry. Drugi syn - 11-letni Jakub - śmierć matki w Truskolasach koło Częstochowy widział na własne oczy.

Jakub Błaszczykowski wszystko opowiedział w książce "Kuba". Ten jeden, jedyny raz. Jerzy Brzęczek, jego starszy zaledwie o kilkanaście lat wujek, pomógł mu wygrać życie.

Rodzeństwa było pięcioro, Jerzy był najmłodszy. Od zawsze spokojny, wyważony, zdolny do podejmowania trudnych decyzji. Gdy umierała jego siostra, był nie tylko piłkarzem Tirolu, ale też srebrnym medalistą igrzysk, reprezentantem kraju. Wychowaniem Kuby i brata zajęła się babcia Felicja, ale Brzęczek też pomagał, ile się dało. Zabierał chłopców do siebie, często rozmawiali przez telefon. Jakub przechodził bardzo trudne chwile, był buntownikiem. I świetnie rokującym piłkarzem miejscowego Rakowa Częstochowa. Gdy miał 14 lat, przerwał jednak treningi. Wujek wziął go wtedy na rozmowę.

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Były reprezentant popiera wybór Brzęczka. "Dla mnie nie jest to dziwna decyzja"

Powiedział mu wtedy: "Musisz zrozumieć jedną rzecz, czas ucieka, a twoja mama bardzo chciała, żebyś grał w piłkę, nie możesz jej zawieść. Nie możesz przejmować się tym, że ktoś będzie cię obrażał. Zostaw to, musisz pokazać, że jako człowiek, jako piłkarz możesz coś osiągnąć. I po dość emocjonalnej rozmowie Kuba znowu zaczął trenować".

Wujek jak ojciec

Z czasem stał się dla Kuby jak ojciec. Był jego menedżerem, pokierował karierą. Chłopak wychowywał się zresztą na meczach wujka. Piłkarz opowiadał w "Rzeczpospolitej". - Jestem pokoleniem Barcelony 1992, kapitanem piłkarskiej drużyny na igrzyskach był mój wujek Jurek Brzęczek i pamiętam wszystkie jego mecze z tamtego turnieju. Półfinał z Australią wygrany 6:1, nieszczęsny finał z Hiszpanią... Pod koniec meczu Jurek ładnie podał z lewej strony do Ryszarda Stańka i wyrównaliśmy na 2:2, by stracić gola w ostatniej akcji po golu Kiko. Mam to przed oczami, na oglądanie meczu zebrała się u nas w domu cała rodzina, zresztą – pół wsi przyszło. Na tym się wychowałem.

To właśnie nowo mianowany selekcjoner polskiej kadry piłkarskiej negocjował z Wisłą Kraków, żeby ta puściła Kubę do Borussii Dortmund. Wspólnie analizowali każdy mecz, wujek Jurek był twardym recenzentem dla skrzydłowego.

Brzęczek w książce: - Pamiętam jego mecz w maju 2009 roku we Frankfurcie, kiedy w pięćdziesiątej czy w sześćdziesiątej minucie trener Klopp go zmienił. Ja ten mecz oglądałem i po spotkaniu zaczynamy rozmawiać. Kuba pyta: „Dlaczego on mnie zmienił itd.” Dałem mu jeszcze chwilę, żeby się wygadał. A teraz słuchaj, co ci powiem, jak ja bym był trenerem, to bym cię już w przerwie zmienił, a nie dopiero w sześćdziesiątej minucie. Już słyszę po drugiej stronie brak oddechu, wyczuwam złość i pada: - Co ty gadasz? - Że ty w tym meczu zagrałeś fatalnie. Nie mogłeś wygrać pojedynku jeden na jeden, za każdym razem cię blokowali. Nie szukaj winy u innych. Nie mówię po złości, tylko żebyś miał świadomość, dlaczego trener cię zmienił. – Nie, a ja inaczej myślę. - No to musisz myśleć, jak ja ci mówię, bo grałeś słaby mecz. Ale okay, za tydzień jest następny mecz, i koniec rozmowy. Odkładam słuchawkę i mówię do żony: - Zobaczysz, w następnym meczu strzeli bramkę. Bo już widzę jego minę po drugiej stronie słuchawki i ta myśl: Ja ci pokażę. W następnym meczu strzelił piękną bramkę, z podbiciem. I było 1:0.

Z czasem - jak przyznawał sam Brzęczek - to on zaczął słuchać siostrzeńca. Gdy ten już był świetnym piłkarzem. Ale pomaga mu do teraz. Wiosną, gdy reprezentant Polski walczył z bólem pleców i toczył wyścig z czasem o grę na mundialu, wyprosił w Wolfsburgu, żeby rehabilitować się w Polsce. I Kuba pojechał do Płocka, gdzie trenerem Wisły był wujek. A potem pojechał na mundial do Rosji.

Polonezy dla wszystkich

Arkadiusz Onyszko, były bramkarz reprezentacji Polski, grał z Brzęczkiem w kadrze olimpijskiej, która w 1992 roku w Barcelonie zdobyła srebrne medale. Opowiada nam: - Za medal mieliśmy dostać polonezy. Ale poszło postanowienie, że czterej piłkarze, którzy w igrzyskach nie zagrali ani minuty, aut nie dostaną. Byłem jednym z nich, mieliśmy się jakoś podzielić jednym. Jurek wstawił się wtedy za nami. Mówił, że to niedopuszczalne. I selekcjoner Janusz Wójcik uległ.

Brzęczek, wtedy piłkarz Olimpii Poznań, był kapitanem Biało-Czerwonych. Jeszcze raz Onyszko: - To był prawdziwy kapitan. Miał już wtedy swoje zdanie. Janusz Wójcik - wiadomo - był postacią dominującą, jednak Jurek był w stanie mu się postawić. Nie wpadał jednak w emocje, działał politycznie, na spokojnie, na chłodno. Był takim urodzonym, poważnym kapitanem, który łagodził wszelkie konflikty. Wszyscy go więc lubili.

Stawiał się każdemu, łącznie z rodzicami. Gdy błyszczał w Rakowie Częstochowa, nie poszedł do Zagłębia Sosnowiec, choć chciał tego ojciec. W tym Rakowie był wychowankiem Zbigniewa Dobosza, słynnego częstochowskiego nauczyciela młodzieży. Jako junior był uważany za zawodnika nr 2 w klubie. Tym największym talentem był pod koniec lat 80. Krzysztof Kołaczyk - najlepszy młody środkowy pomocnik. Po latach Kołaczyk i Brzęczek doszli do władzy w Rakowie. I wyrzucili swojego starego trenera, zarzucili mu przestarzałe metody treningowe, nieprzystające już do szkolenia dzieci.

Gdy trafił do Olimpii Poznań, miał zaledwie 20 lat, a mimo to trener Hubert Kostka zrobił go kapitanem drużyny. Brzęczek - z racji charakteru - rządził drużynami. W Innsbrucku kapitanem zrobił go obecny selekcjoner reprezentacji Niemiec Joachim Loew. Nosił opaskę również w dorosłej reprezentacji Polski. Zagrał w niej 42 mecze, ale trafił na czas, gdy Biało-Czerwoni nie byli w stanie zakwalifikować się do żadnej wielkiej imprezy.

W kadrze kumple ponoć nazywali go… papież. - O papieżu usłyszałam po kilkunastu latach, nie miałem pojęcia, że koledzy tak o mnie mówili. Abstynentem nie jestem, ale jak powtarzał trener Dobosz, trzeba wiedzieć, kiedy, gdzie i z kim. Czasy były takie, że alkohol i zabawa były na porządku dziennym. We wszystkich drużynach, w których grałem, byłem kapitanem, wiedziałem, jaka odpowiedzialność na mnie spoczywa. Szczególnie w reprezentacji Polski. Ja i trener Janusz Wójcik to ogień i woda, ale znajdowaliśmy wspólną linię - opowiadał w "Przeglądzie Sportowym".

Wspólna linia

Teraz wspólną linię będzie musiał zbudować w reprezentacji Polski, której fundamentalną częścią jest jego siostrzeniec Jakub Błaszczykowski. W jakiś sposób czwartkowa decyzja o nominacji Brzęczka na selekcjonera jest zatoczeniem koła. Wujek Jurek wraca do kadry już nie jako kapitan, tylko trener. Kapitanem Biało-Czerwonych był też siostrzeniec Kuba. A jest - mimo ciężkich do wyobrażenia życiowych przeszkód - porządnym człowiekiem.

Brzęczek: (cytat z książki): Największa zasługa w tym, że Kuba wyszedł na ludzi, jest mojej mamy, która zdała sobie sprawę z tego, jak wielka odpowiedzialność na nią spadła.

Więcej informacji o wyborze selekcjonera

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×