Dramat polskiego narciarstwa. Jesteśmy pośmiewiskiem Europy

Radosław Gerlach
Radosław Gerlach
Rozmawiał pan osobiście z prezesem Apoloniuszem Tajnerem?

- Rozmawiałem, ale rozmowy nie przynoszą żadnych efektów. Odbiera mi to po prostu siły. W związku musi pojawić się ktoś, kto się na tym zna. A nie osoba, która zajmowała się tematem w latach 70. Zresztą pan Apoloniusz Tajner nigdy nie miał nic wspólnego z narciarstwem alpejskim. Nie chciałbym też oceniać poszczególnych osób, bo może kiedyś, w swoich latach zrobiły coś dobrego. Nie wiem. Wydaje mi się, że związek trzeba odmłodzić. Zmienić ludzi, którzy są odpowiedzialni za obecny stan rzeczy w narciarstwie alpejskim i od kilkudziesięciu lat niczym się w tym zakresie nie wykazali. Skoro ja, jako zawodnik jestem, czy też byłem, rozliczany, to tak samo rozliczany powinien być szef. Przecież tak jest w każdym normalnym przedsiębiorstwie. Jeśli PZN nie umie stworzyć warunków, to skąd i jak mają się pojawić nowi zawodnicy? Można tylko liczyć na jakiś cud, że nagle trafi się ktoś pokroju talentu Agnieszki Radwańskiej w tenisie, z dużym portfelem rodzica.

- Obecnie trudno, żeby sponsorzy zainteresowali się tą dyscypliną, bo klimat do tego jest kiepski. Odnoszę wrażenie, że na narciarstwie nikomu w Polsce nie zależy. A przecież można byłoby zorganizować Puchar Polski dla juniorów. Coś na wzór Lotos Cup w skokach. Żeby się to kręciło, żeby było zaplecze. Młodzi skoczkowie dostają drobne stypendia i jest to dla nich jakaś motywacja, ale w narciarstwie alpejskim już czegoś takiego nie ma.

Czyli w PZN mamy "beton" jak kiedyś w piłkarskiej centrali?

- Nie chciałbym tak mówić, bo jeszcze się ktoś obrazi. Ale zastój jest straszny. Jedynie grono ludzi, które coś osiągnęło, może ruszyć ten sport. Trzeba stworzyć jakieś gremium. Trzeba pomóc następnemu pokoleniu, a nie dalej wegetować. Ludzie, którzy obecnie są w związku zupełnie nie mają na to pomysłu. Cały czas odmładzają kadrę i nic z tego nie wychodzi. To jest też cios dla młodszych zawodników.

- Uważam, że gdybym jeździł dla innego kraju, to nikt by mnie z kadry nie wyrzucił. Nawet jak jesteś z kraju alpejskiego, ale meldujesz się w "30" Pucharu Świata, regularnie punktujesz w kombinacji, to nikt cię z kadry nie wyrzuca. Mój starszy kolega Aleksander Choroszyłow jeszcze siedem lat temu jeździł "tyły" w Pucharze Europy. Ale robił małe postępy, otrzymał dofinansowanie, dostał trenerów zza granicy, a przede wszystkim rosyjskiej federacji na nim zależało, bo zbliżały się igrzyska w Soczi. Dziś Choroszyłow ma na koncie wygraną w Pucharze Świata i kilka podiów. A w Polsce marnotrawi się środki państwowe.

Ma pan wrażenie, że dla PZN liczą się wyłącznie skoki?

- Bardzo kibicuję skoczkom. Cieszę się, że mają jak najlepsze warunki treningowe. Proszę też spojrzeć, że w skokach przyszedł nowy trener. Stefanowi Horngacherowi nikt nie wchodzi na głowę. To on sam o wszystkim decyduje. Prosi o coś, to mu to dają. Żeby mieć mocne skoki nie trzeba też nie wiadomo jak dużo wydawać. Skoczkowie nie wymagają szczególnego nakładu finansowego. Trening narciarski jest natomiast znacznie trudniejszy do zorganizowania i znacznie bardziej kosztowny, ale nam nie trzeba budować nie wiadomo jak wielkiej kadry jak w skokach. Wystarczy po prostu wziąć kilku zawodników, którzy coś pokazują i dokooptować ich do innej reprezentacji. Tak postępują mniejsze nacje jak Finowie czy Holendrzy.

- Jest również kwestia biegów narciarskich Co będzie jak Justyna Kowalczyk skończy karierę? Będzie "jęczenie" jak w narciarstwie alpejskimi? Zapewne tak, bo nawet na bazie sukcesu Justyny nie powstały żadne trasy biegowe i to przez dziesięć lat. Dla mnie to niezrozumiałe. Jest mi przykro, że jedna dyscyplina jest tak faworyzowana w związku.

- W narciarstwie alpejskim działa ogromny biznes. To sport masowy, za którym idzie cała infrastruktura narciarska, sprzedaje się setki tysięcy sztuk sprzętu. W skokach firmy narciarskie likwidują za to produkcję nart, bo jest to nieopłacalne. Z tego co wiem, to chyba w tym sezonie jedynie dwie firmy zostały w skokach, ale nasz związek pakuje w skoki wszystko. Tam są sponsorzy, zupełnie inny świat. Państwo daje miliony na budowę nowych skoczni, a narciarstwa nie mamy nawet gdzie trenować. Już nie mówiąc o konkurencjach szybkościowych. To naprawdę taki problem, by gdzieś wytyczyć jakiś stromszy stok i żeby młodzi zawodnicy na nim "piłowali"? Wtedy ktoś będzie miał okazję żeby się przynajmniej wykazać. Teraz narciarstwo alpejskie na świecie stało się prawdziwą Formulą 1. Świat odjeżdża nam w niewyobrażalnym tempie. Wygląda to tak jakbym ja jechał fiatem, a oni ferrari. Już na starcie polski zawodnik ma dwie sekundy w plecy. Przegrywamy na nartach, na kombinezonie, na przygotowaniu, na wszystkim. Najciekawszym przykładem jak radzić sobie z wieloma dyscyplinami zimowymi są Słoweńcy. Kraj wielkości Warszawy osiąga światowe wyniki w wielu sportach, nie tylko zimowych i jakoś daje się to wszystko pogodzić.

Słowacy na MŚ zajęli drużynowo drugie miejsce w slalomie. To kosmiczna niespodzianka, bo to naród dziesięciokrotnie od nas mniejszy. Polacy natomiast w ogóle nie znaleźli się na liście startowej, a byli tam między innymi Argentyńczycy czy Belgowie.

- My nawet nie mogliśmy wystawić reprezentacji, bo nie mamy zawodników z punktami Pucharu Świata. Boli, bo swoją drużynę wystawili nawet Węgrzy. Tam co prawda startuje Rumunka w węgierskiej reprezentacji, ale mimo wszystko. Słowacy natomiast naprawdę zrobili mega sensację, przegrywając tylko z Francuzami. Kiedy jednak popatrzymy jak na ceremonii rozdania medali, każdy Słowak jest ubrany w inną kurtkę, to również daje to sporo do myślenia. U nich też nie do końca jest wszystko dobrze, ale mają za to takie wyniki, o których u nas można tylko pomarzyć. To jest właśnie błąd polskiego narciarstwa. Już nie mówię o dofinansowaniach tego sportu, bo to jeszcze można jakimś cudem przeskoczyć. Największym problemem jest szkolenie, w którym od małego raczkujemy, a tego przeskoczyć się już nie da. Nie ma co ukrywać, że tak złego systemu nie ma nigdzie indziej. W Słowacji i Czechach też nie jest on z najwyższej półki, ale tam dzieciaki od małego uczone są jeździć na nartach w sposób prawidłowy, dobry technicznie. Od początku są przygotowywani do wymagających stoków.

Ile kosztuje pana jeden sezon startów?

- Z własnej kieszeni wydaję około 200 tysięcy i to takie minimum. Tylko że ja jeżdżę samemu. Jeśli grupa jest większa, to koszty na jednego zawodnika zaczynają drastycznie spadać, a poziom rośnie. Ja jestem zmuszony jeździć na słoikach jak to się mówi. Nie śpię w hotelach, tylko w najtańszych apartamentach, hostelach. Biorę ze sobą tylko jedną osobę. Oszczędzam gdzie się tylko da i na czym się da. Tej kwoty już bardziej nie ograniczę. Z drugiej strony w FiS-ie jest trochę dziwna sytuacja. Jeśli zawodnik nie jest sklasyfikowany w czołowej "45” rankingu Pucharu Świata to musi płacić 120 franków za dzień startowy. W ski-crossie natomiast jest to tylko 50 franków. W narciarstwie nawet jak jedzie się na jakieś zwykłe zawody organizowane przez FiS, to kwota startowa oscyluje w granicach 20-30 Euro za start. A dodatkowo trzeba zabezpieczyć przy tym karnet, nocleg i wyżywienie. Nie wiem jak wygląda to w skokach, bo tam w ogóle skacze tylko 50 zawodników na świecie, więc podejrzewam że FiS im odpuszcza. Najwięcej pochłaniają natomiast przygotowania do sezonu. Przed rokiem byłem w Kanadzie. Bardzo oszczędzałem i wziąłem ze sobą tylko serwismena. Przez półtora miesiąca wydaliśmy 55 tys. złotych. Inne teamy przyjeżdżają na zgrupowanie do Kanady w 20 osób. Wtedy przed treningami do Pucharu Świata w Lake Louis byli tam również Włosi i Francuzi. Spytałem Kanadyjczyka, ile pieniędzy zostawiają te grupy za dwa tygodnie treningu. Odpowiedział, że jest to blisko 70-80 tys. dolarów. Da się to zrobić za mniejsze pieniądze. Przykładem są Słowacy. Tylko oni robią to konkretnie, przy okazji oszczędzając na czym można, ale potrafią dociągnąć do jakiegoś międzynarodowego poziomu. Później pojawiają się sponsorzy i idzie już z górki, ale my Polacy cały czas mamy pod górkę. Oczywiście na własne życzenie.

W ostatniej części rozmowy Maciej Bydliński mówi m.in. o swoim występie na przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich oraz ewentualnych startach w barwach innej reprezentacji.

Czy twoim zdaniem PZN zaniedbuje narciarstwo alpejskie w naszym kraju?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×