Piotr Tomasik: Ostatnio słuch o panu zaginął, próżno szukać w mediach informacji na pański temat.
Łukasz Sosin: To wszystko dlatego, że mamy dopiero początek ligi cypryjskiej, grać zaczęliśmy niedawno. Gdyby tego było mało, to Anorthosis już się pożegnał z europejskimi pucharami. Trochę szybciej, niż się tego wszyscy spodziewali.
Wstyd jeszcze większy, bo odpadliście po rywalizacji z czarnogórskim OFK Petrovac.
- Zgadza się. I bardzo nam się za to oberwało. Zaraz po drugim meczu poleciały głowy dwóch zawodników i trenera. Teraz prowadzi nasz zespół Serb Slavoljub Muslin i wszystko powoli powraca do normy. Może ten sezon nie zaczął się dla nas rewelacyjnie, ale widoczny jest progres.
Jak wy tłumaczyliście tą pucharową klapę?
- Tłumaczyć to się musiał trener, który ustawiał nas w taki, a nie inny sposób. Dzisiaj w klubie go już nie ma.
W lipcu, gdy do Anorthosisu trafili nowi zawodnicy, sporo mówiło się o pana ewentualnym odejściu.
- To prawda, lecz tę sprawę głównie nagłaśniały media. Wolałbym już się jednak za siebie nie oglądać, patrzę tylko w przyszłość. Nie wyciągajmy starych brudów.
Teraz pan już wychodzi na prostą i odzyskuje dawną pozycję w zespole.
- Ten sezon rozpocząłem w pierwszym składzie, zagrałem dwa mecze ligowe po 90 minut. Zdrowie dopisuje, jestem w coraz lepszej formie, więc nie mogę narzekać.
O co w tym sezonie zagracie?
- O mistrzostwo i krajowy puchar. Nasze priorytety od dłuższego czasu są takie same i nie ulegają zmianie. Zdajemy sobie jednak sprawę, że łatwo nie będzie, bo jest kilka drużyn z dużymi aspiracjami. Jak choćby Omonia czy APOEL. Dobrze ten sezon rozpoczęły też ekipy z Limassolu - Apollon i AEL. W pierwszych spotkaniach pozostawiły po sobie niezłe wrażenie i widać, że mogą być groźne.
W zespołach walczących o mistrzostwo grają Polacy - Maciej Żurawski w Omonii, a Kamil Kosowski i Marcin Żewłakow w APOEL. To chyba pokazuje, że nasi zawodnicy mają uznaną markę na Cyprze.
- Po tym, jak APOEL został mistrzem i urwał punkty Atletico w Lidze Mistrzów, o Polakach mówi się dużo i dobrze. A ja nie mam nic przeciwko temu.
Utrzymuje pan kontakt z innymi polskimi zawodnikami, grającymi na Cyprze?
- Oczywiście, że tak. Tuż przed naszą rozmową spotkałem się na kawie z Marcinem Żewłakowem.
Obecna forma bardzo odbiega od tej, którą prezentował Łukasz Sosin, trzykrotnie zostając królem strzelców ligi cypryjskiej?
- Sezon sezonowi nie jest równy, trenerzy dobierają teraz nieco inną taktykę, niż kiedyś. Przyczyn tego jest wiele. Przyznaję jednak, że trochę obniżyłem loty.
Od kilku lat walczy pan o transfer, stara się opuścić Cypr. Mimo licznych prób - wciąż pan tkwi w tym samym miejscu.
- To nie ja starałem się odejść z klubu, tylko media ciągle piszą na ten temat. Sam pan powiedział, że straciłem formę i pozycję w drużynie. Dla wszystkich było to zaskoczeniem, więc mówiło się o moim transferze. Jak na razie nic takiego nie miało miejsca, nadal gram w Anorthosisie. Ale moja rola w zespole jest już lepsza, zaczynam występować regularnie.
Nie żałuje pan, że na tak długo utknął na Wyspie Afrodyty?
- Czego miałby żałować? Na Cyprze odnosiłem sukcesy, w zeszłym roku grałem w Lidze Mistrzów, teraz zanotowałem epizod w Lidze Europejskiej. Nie pluję sobie w brodę, że tutaj trafiłem Co więcej, jestem zadowolony, że właśnie taką decyzję podjąłem. Pobyt tutaj dał mi wiele radości.
Niedosyt zapewne jest, bo mógł pan trafić do przyzwoitego europejskiego klubu w silniejszej lidze.
- Pojawiały się naprawdę ciekawe propozycje, z czego się cieszę. Wybrałem jednak taką, a nie inną drogę i nie żałuję swojej decyzji.
To proszę się teraz pochwalić tymi najlepszymi ofertami.
- Nie mam takiego zamiaru. Ale przez te parę lat gry na Cyprze, rzeczywiście pojawiło się kilka dobrych propozycji. W tutejszej lidze mam już wyrobioną markę, sporo osiągnąłem, co nie umknęło także uwadze zagranicznych menedżerów. I to mnie bardzo cieszy.
Dlaczego nie wypalił transfer do Olympiakosu Pireus?
- Nic nie mówiłem o Olympiakosie...
Ale oferta była.
- To prawda. Oprócz Greków, pytało o mnie sporo innych klubów. Naprawdę nie chciałbym jednak rzucać nazwami konkretnych zespołów. Jak widać, do żadnego transferu nie doszło. Trudno, nic się nie stało.
Proszę chociaż zdradzić, czy były jakieś telefony z Polski.
- Były. I to nawet kilka. Jak będę chciał wrócić do Polski, to mam dać znać. Jeżeli będę zainteresowany powrotem do kraju, zapewne to zrobię. Mam jednak jeszcze przez rok ważny kontrakt z Anorthosisem, więc na razie nigdzie się nie wybieram. Chociaż zawód piłkarza jest taki, że nigdy nie wiadomo, co i kiedy się wydarzy.
Czyli za rok wraca pan do ekstraklasy?
- Nie mówię nie. Najpierw chcę jednak zobaczyć, jak będzie wyglądał ten sezon w moim wykonaniu.
Poziom polskiej ligi pana nie odstrasza? W tym roku nasze kluby w europejskich pucharach się skompromitowały.
- Każdego kibica ta sytuacja trochę martwi. I nic w tym dziwnego. Polskie zespoły na arenie międzynarodowej ostatnio prezentują się naprawdę słabo. Mam jednak nadzieję, że w kolejnych latach będzie lepiej.
Poruszmy jeszcze temat reprezentacji Polski. Ma pan 32 lata, a pana występy w kadrze narodowej można by policzyć na palcach jednej ręki. Niedosyt jest?
- Na pewno tak. Selekcjonerzy przez wiele lat stawiali na innych zawodników. A ja, niezależnie od formy, jaką prezentowałem na Cyprze, byłem pomijany. Zdawałem sobie sprawę, że konsekwencją gry na Cyprze, jest brak powołań. Wiedziałem jednak, gdzie trafiłem i co robię. Zdawałem sobie sprawę, że ta liga nie jest taka słaba, jak wszyscy mówią. Dobrze się tutaj czuję i dlatego tu gram. Nikomu nie muszę niczego udowadniać poprzez transfer do lepszego klubu.
Był pan zaskoczony zwolnieniem Leo Beenhakkera z funkcji trenera reprezentacji Polski?
- Nie. Przecież o tym mówiło się od dłuższego czasu i było to do przewidzenia.
Dla pana prywatnych interesów to dobra wiadomość?
- Na pewno nie. Zmiana warty w reprezentacji może oznaczać małą rewolucję i odmłodzenie składu pod kątem Euro 2012. Mnie Beenhakker w pełni odpowiadał, bo pozostawałem w kręgu jego zainteresowań. A jak będzie u Majewskiego, nie mam pojęcia.