Flavio Paixao jest związany z Polską od 2014 roku. Najpierw występował w Śląsku Wrocław, który pomógł mu w ucieczce z Iranu. Po dwóch latach przeniósł się do Lechii Gdańsk. Przez osiem sezonów wyrósł na jedną z największych gwiazd polskiej ligi. Kilka tygodni temu został pierwszym obcokrajowcem w historii, który strzelił sto goli w PKO Ekstraklasie.
Portugalczyk znakomicie czuje się nie tylko na polskich boiskach, ale w ogóle w naszym kraju. Od kilku lat związany jest z Polką, która w sobotę zostanie jego żoną. W szczerej rozmowie z "Piłką Nożną" wyznaje, że gdyby nie surowa ręka ojca i talent do piłki, mógłby zostać kryminalistą. Zresztą, jako dziecko targnął się nawet na życie kolegi ze szkoły.
- Ten chłopak był ubrany w kurtkę dżinsową i tylko ona uratowała jego oraz mnie przed poważnymi konsekwencjami. Gdybym wtedy zrealizował mój plan, dzisiaj na pewno byśmy nie rozmawiali. To był najtrudniejszy dzień w moim dzieciństwie - wyznaje Paixao.
ZOBACZ WIDEO: Glik jak Robocop. Wrócił szybciej i gra o kolejny awans
Paweł Gołaszewski, "Piłka Nożna": Podobno po strzeleniu setnego gola w PKO Ekstraklasie musiałeś kilka razy dziennie ładować swój telefon w ostatnich dniach, ponieważ liczba telefonów i wiadomości z gratulacjami była oszałamiająca?
Flavio Paixao, piłkarz Lechii Gdańsk: Dokładnie tak, przez pierwsze dwa dni po meczu musiałem wyłączyć telefon, ponieważ nie było w zasadzie kilkunastu minut spokoju. Dzwoniło do mnie mnóstwo ludzi, otrzymałem setki wiadomości, często od nieznanych mi numerów. To bardzo miłe, że ludzie doceniają moje osiągnięcie. Nawet z Portugalii płynęły gratulacje, tamtejsze media również się mną zainteresowały, udzieliłem im kilku wywiadów i nawet jedna z telewizji zapowiedziała materiał ze mną. Dla mnie to coś niesamowitego, piękne przeżycie.
Nigdy nie można zapomnieć o swoich marzeniach, bo w przeciwnym razie one zapominają o tobie - kojarzysz to zdanie?
Chyba dokładnie przeczytałeś moją książkę, super! To zdanie mam wytatuowane na ręce. Taka jest moja filozofia życia. Każdego dnia musisz walczyć o swoje marzenia, ponieważ jeśli za wcześnie się poddasz, to i one nie będą o ciebie walczyć. Od wielu lat trzymam się tej dewizy. Jako młody chłopak postanowiłem, że będę dobrym piłkarzem, a futbol będzie moją pasją i pracą. Oczywiście, to zdanie dotyczy także sfery prywatnej. Każdy przecież chce mieć piękne życie i jeśli będziemy spełniać marzenia, to wtedy nie będziemy mogli na nic narzekać. Kiedy mam gorszy moment, jakiś problem, to zawsze patrzę na te słowa i one mi przypominają o celach, które przed sobą postawiłem. Ten tatuaż jest dla mnie bardzo ważny.
Piłkarskie marzenia udało się spełnić?
Brakuje jednego: mistrzostwa Polski. Kiedy podpisałem kontrakt z Lechią, powiedziałem, że chcę z tym klubem wygrać ligę, krajowy puchar i superpuchar. Dwa ostatnie udało się zdobyć, brakuje tylko jednego. Zobaczymy, czy to się uda zrealizować.
Kontrakt wygasa wraz z końcem sezonu.
Jeszcze nie wiem, co będzie w kolejnych rozgrywkach, ale jestem dobrej myśli. Chciałbym zostać w Lechii, ze strony klubu jest podobne nastawienie, więc powinno być dobrze. Z przewodniczącym rady nadzorczej Adamem Mandziarą znamy się od siedmiu lat, wielokrotnie mi pomagał i wiem, że mogę na niego liczyć. Prezesa Pawła Żelema poznałem natomiast w Śląsku Wrocław, otrzymałem od niego wielkie wsparcie, kiedy nie mogłem grać przez brak certyfikatu z Iranu i też mam do niego olbrzymie zaufanie. Decyzja odnośnie mojego kontraktu będzie już niedługo. Jestem w Gdańsku szczęśliwy.
"Gazeta Wyborcza" pisała, że niedługo może dojść do zmiany właściciela Lechii.
Nie wiem nic na ten temat, to nie moja sprawa. Na temat mojej umowy rozmawiam z obecnymi władzami klubu.
To będzie ostatni kontrakt w twoim życiu?
Tak. W 2023 roku kończę definitywnie karierę. Podjąłem taką decyzję i nie będę się z niej wycofywał. Przez ostatni rok myślałem nad tym i uznałem, że to będzie najlepszy moment, aby zejść ze sceny. Potrzebuję więcej czasu spędzać z moją rodziną zarówno tą z Portugalii, jak i tą przyszłą - z Polski. Będziemy pewnie żyć trochę tu, trochę tam.
Futbol dał mi wszystko, sprawia mi wielką frajdę cały czas, ale tak naprawdę nie mam na nic innego czasu. Od 17 lat, kiedy podpisałem pierwszy kontrakt z FC Porto, jestem poza domem. Uznałem, że to już wystarczy. Chcę spędzać więcej czasu z Dominiką, mamą, tatą, jej rodzicami. Gram już w piłkę ponad 30 lat i dojrzałem do tej decyzji. Zamierzam się zająć innymi sprawami, jak choćby pomaganiem młodym ludziom.
W książce pisałeś, że miałeś pięć lat, kiedy poszedłeś na pierwszy trening.
Dokładnie. Pochodzę z miasta Sesimbra, ale od 17 lat mnie praktycznie w nim nie ma. Po zakończeniu kariery na pewno będzie więcej czasu, aby trochę częściej odwiedzać rodzinne strony.
Pierwszy rozdział książki zaczynasz mocnymi słowami: jako młody chłopak robiłem straszne rzeczy.
Ale tak było! Opisałem kilka historii z tamtych czasów, które były okropne. Ważną rolę w ukształtowaniu mnie jako człowieka odegrał mój tata, który wziął nas na wychowanie po rozwodzie z mamą i wprowadził naprawdę surową dyscyplinę. Ojciec uświadomił mi, że jeśli nie będę zdyscyplinowany, to moja droga życiowa zakończy się katastrofą. W szkole miałem problemy nie tylko z kolegami, ale też z nauczycielami. Byłem problematycznym człowiekiem, agresywnym, chciałem grać ciągle w piłkę, o nauce kompletnie nie myślałem.
Jakie zasady wprowadzał tata?
Za złe zachowanie musiałem chodzić z nim do pracy. Tata pracował w fabryce ryb. Wstawał codziennie o 5 rano. Przez miesiąc czy dwa, dokładnie nie pamiętam, musiałem chodzić z nim do pracy na kilka godzin, a prosto stamtąd szedłem do szkoły. Byłem wściekły. Kompletnie nie zgadzałem się z takim postępowaniem. Zrozumiałem, że to wszystko miało sens dopiero z dziesięć lat później. Dzisiaj jestem za to wdzięczny, bo dzięki takim karom mam samodyscyplinę. Jest duże prawdopodobieństwo, że gdyby wtedy nie podjął tak radykalnych kroków, dzisiaj nie byłoby mnie w tym miejscu. Zdałem sobie sprawę, że moje życie mogło być znacznie trudniejsze, dlatego musiałem się zmienić. Co ciekawe, tata do dzisiaj pracuje w tej firmie, ale już nie jako zwykły pracownik, ale jako dyrektor.
Której rzeczy najbardziej żałujesz z dzieciństwa?
Podpaliłem las, przebijałem opony w samochodach, biłem się z kolegami, ale najokropniejszą rzeczą, którą zrobiłem był atak nożem na jednego z chłopaków ode mnie ze szkoły. To był chłopak, który miał podobny charakter do mnie. Szukał problemów, wdawał się w kłótnie i bójki, więc trafił swój na swego. Pewnego dnia postanowiłem zabrać nóż z domu do szkoły i powiedziałem sobie, że dzisiaj będzie ten dzień, kiedy to on będzie miał wielki problem. Miałem furę szczęścia. Ten chłopak był ubrany w kurtkę dżinsową i tylko ona uratowała jego oraz mnie przed poważnymi konsekwencjami. Gdybym wtedy zrealizował mój plan, dzisiaj na pewno byśmy nie rozmawiali. To był najtrudniejszy dzień w moim dzieciństwie. Nie rozmawiałem z tym chłopakiem od wielu lat. Wiem tylko, że nazywa się Mario, ale nie mam pojęcia, gdzie mieszka, pracuje i tak dalej.
Tata wypracował w tobie także szacunek do pieniędzy.
W fabryce nie miał dużej wypłaty, a musiał nas utrzymać. Nie przelewało się. Jako dzieciak dostawałem od niego 1-2 euro na dzień, abym mógł kupić sobie coś do jedzenia. Czasami wolałem zaoszczędzić te pieniądze na kolejny dzień, aby na więcej sobie pozwolić. Zdarzały się sytuacje, że prosiłem ludzi o 10 czy 20 eurocentów, aby coś kupić. Te czasy ukształtowały mnie, wykuły mój charakter i przygotowały mnie do życia.
Piłka uratowała ci życie?
Tak, to prawda. Futbol był moją pasją, stał na pierwszym miejscu i dzięki mojemu podejściu jestem w takim miejscu.
Kto jest twoim piłkarskim idolem?
Dzisiaj Cristiano Ronaldo, który pokazuje jak ciężką pracą i samodyscypliną można utrzymać się przez kilkanaście lat na najwyższym poziomie. W przeszłości moim idolem był Ronaldinho, który czarował techniką, robił nieziemskie rzeczy.
W juniorskich czasach byli lepsi zawodnicy od ciebie. Ktoś zrobił karierę?
Nikt z nich nie gra profesjonalnie w piłkę. Ja jako dzieciak miałem spore problemy z fizycznością, urosłem dopiero jako nastolatek i wtedy moja kariera nabrała tempa. Mam jednak wrażenie, że gdybym na początku mojej drogi miał lepszego menedżera, to grałbym w silniejszych ligach. Dzisiaj w piłce dużo zależy od agentów. Czasami potrafią przekonać bardzo dobry klub do podpisania kontraktu ze słabym zawodnikiem. Znam wielu piłkarzy, którzy nie mieli żadnej jakości, a grali w najlepszych ligach.
Ty mogłeś zacząć profesjonalną karierę od Włoch, a nie od Portugalii.
Jako młody chłopak dostałem zaproszenie na kilkunastodniowe testy w Lazio Rzym. Nie wiem, czemu mnie nie wzięli. Nie dopytywałem nigdy o to. Później zgłosiło się Porto, gdzie podpisałem pierwszy profesjonalny kontrakt.
Była Hiszpania, Szkocja, w końcu wylądowałeś w Iranie, gdzie przeżyłeś chyba najtrudniejsze chwile, jeśli chodzi o twoje życie piłkarskie.
Dokładnie. Już od początku było bardzo dziwnie i trudno. Kiedy stawiłem się w Iranie, przedstawiciele klubu zabrali mi paszport i nie zgadzali się na to, abym opuszczał kraj. Nie mogłem wyjechać nawet na święta do rodzinnego domu. W Iranie jest taka zasada, że nawet cudzoziemiec, który opuszcza ten kraj, musi dostać wizę. Przedstawiciele klubu mówili, że ja takiej nie dostanę i dlatego nie oddawali mi paszportu. Inna dziwna sytuacja zdarzyła się, kiedy pojechaliśmy na mecz wyjazdowy i po powrocie zauważyłem, że ktoś się włamał do mojego mieszkania, ale niczego nie ukradł.
Prawdopodobnie złodzieje szukali pieniędzy, ponieważ dzień wcześniej otrzymałem pensję i często chowałem ją w mieszkaniu, by później wysłać ją do Portugalii. Na szczęście wtedy pieniądze miałem ze sobą, nic nie zginęło. Przez kilka dni śledził mnie jakiś samochód, w którym dwóch gości mnie uważnie obserwowało. Ostatecznie też nic się nie stało, ale było bardzo dziwnie. Do tego doszły trzęsienia ziemi czy ćwiczenia wojskowe polegające na wybuchach bomb kilka kilometrów od mojego miejsca zamieszkania, więc kiedy tylko kontrakt dobiegł końca, wiedziałem, że muszę wyjechać. Co ciekawe, jeszcze inny klub z ligi irańskiej proponował mi olbrzymi kontrakt, ale byłem pewien, że żadne pieniądze mnie już w tym kraju nie zatrzymają.
I uciekłeś do Polski.
Tak! A tu poznałem najwspanialszą osobę w moim życiu, czyli Dominikę, z którą za chwilę biorę ślub. Jedyne tylko, co bym zmienił w Polsce, to pogoda. Liczymy, że pogoda nam dopisze i będzie to najpiękniejszy dzień w naszym życiu. Szykujemy przyjęcie na ponad sto osób, oczywiście przygotowaniami zajmujemy się oboje wspólnie z Dominiką.
Koledzy z zespołu będą na weselu?
Zaprosiłem ich, ale zdecydowana większość nie będzie mogła wziąć udziału, ponieważ po ostatnim meczu ligowym rozjadą się na wakacje i praktycznie nikogo nie będzie w Gdańsku. To normalne, bo każdy zaplanował sobie już swój czas zdecydowanie wcześniej.
Bassekou Diabate dostanie jakieś specjalne miejsce na weselu? W końcu to on asystował przy twojej bramce numer 99 i wywalczył rzut karny, który zamieniłeś na setnego gola w PKO Bank Polski Ekstraklasie.
Na pewno będę musiał zaprosić go na jakąś lepszą kolację. Generalnie to super chłopak. W ostatnim czasie jest w wysokiej formie i pokazuje, że ma duży potencjał. Z naszej strony potrzebuje sporej pomocy, ponieważ ma problem z językiem. Mało mówi po angielsku, ma tłumacza, dlatego jako kapitan staram się go otoczyć odpowiednią ekipą. Pracuje super na treningach, poznaje polską ligę, polską kulturę i ostatnie mecze pokazują, że wszystko idzie we właściwą stronę.
Jak na przestrzeni lat twoim zdaniem zmieniała się polska liga?
Wydaje mi się, że idzie we właściwym kierunku. W Polsce jest sporo zdolnej młodzieży, która regularnie wyjeżdża do silnych zachodnich lig. W ciągu kilku lat ten trend powinien się utrzymać, bo poziom młodych chłopaków rośnie. Pokazują coraz więcej jakości i odważnie wchodzą do ligi.