Echa meczu Motor - Warta

Sobotnie spotkanie było rozgrywane w ekstremalnych warunkach. W wielu miejscach na murawie znajdowały się kałuże, a niemal przez całe 90 minut padał deszcz. W "piłce wodnej" lepsi okazali się gospodarze, którzy wygrali 1:0.

Niemal do 15:00, kiedy miał zabrzmieć pierwszy gwizdek arbitra, losy meczu wisiały na włosku. Przedstawiciele obu ekip wraz z sędziami zastanawiali się, czy w takich warunkach spotkanie powinno się odbyć. Ostatecznie sędzia Paweł Płoskonka zadecydował, że mecz nie zostanie odwołany.

Na śliskiej, rozmokłej murawie zawodnikom było bardzo trudno o przeprowadzenie składnej akcji. - Były takie miejsca, gdzie piłka stawała w kałużach - mówi strzelec jedynego gola, Łukasz Misztal.

Już po spotkaniu okazało się, że gospodarze obiektu nie przygotowali odpowiednio boiska do gry. Przy malowaniu linii użyto złego środka, co może skończyć się karą dla Motoru. - Większość piłkarzy jest popalona wapnem. Stąd była też szybka zmiana Ignasińskiego - wyjaśnia trener Bogusław Baniak.

- Wielu chłopaków jest bardzo mocno poparzonych wapnem, które nie powinno się znaleźć na boisku. Kierownik zgłosił to sędziemu, bo chociaż chłopakom już się nie pomoże, to trzeba to zmienić w przyszłości. Chcemy, żeby nasi koledzy z innych drużyn nie znaleźli się w takiej, jak my sytuacji - w rozmowie ze Sportowymi Faktami argumentuje kapitan Warty, Tomasz Magdziarz.

Przez 90 minut sobotniego meczu murawa na stadionie przy Alejach Zygmuntowskich została zniszczona. Wszystko wskazuje na to, że pozostałe cztery spotkania rundy wiosennej będą toczyć się na kiepskim boisku, gdyż regeneracja trawy musi potrwać. - Szkoda Motoru, bo będzie miał ogromny problem z murawą. Będzie musiał sporo zapłacić za regenerację - dodaje trener Baniak.

Komentarze (0)