Spacerek Zagłębia do kolejnej rundy Pucharu Polski - relacja z meczu Zagłębie Sosnowiec - Gónik Zabrze

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Kompromitacja Górnika na Stadionie Ludowym. Śmiało można stwierdzić, że z taką grą zabrzanie mogliby mieć duże problemy z utrzymaniem się w grupie zachodniej II ligi, czyli tam, gdzie występuje Zagłębie. To kolejny, po Flocie Świnoujście pierwszoligowiec, którego sosnowiczanie wyeliminowali Pucharu Polski.

Trudno napisać cokolwiek pozytywnego o grze Górnika. Zabrzanie najlepiej prezentowali się w pierwszych piętnastu minutach meczu. Atakowali Zagłębie wysoko, utrudniali przeciwnikom rozegranie piłki, swoją szybkość wykorzystywał Dawid Jarka, a techniką błysnął Przemysław Pitry. Mimo, że nie przekładało się to na klarowne sytuacje bramkowe, to z czystym sumieniem można napisać, że ten kwadrans Górnicy zagrali ambitnie.

Później było już tylko gorzej. Zespołowi z wydawałoby się sporym potencjałem ofensywnym, tylko dwukrotnie udało się zmusić do większego wysiłku Adama Bensza. Bramkarz Zagłębia pokazał klasę po uderzeniach Damiana Gorawskiego i Roberta Szczota. Co ciekawe oba te strzały zostały oddane z kilkudziesięciu metrów. - Poza tym Górnik próbował grać w piłkę i wejść w nasze pole karne podaniami, ale linia pomocy i defensywa spisały się dzisiaj bez zarzutu. Chyba żaden z ofensywnych piłkarzy gości nie może powiedzieć, że zagrał dzisiaj dobry mecz - mówił obrońca Zagłębia Tomasz Łuczywek.

Komplementować nie można żadnej formacji Górnika. Młodzi obrońcy popełniali szkolne błędy. Współautorem pierwszej bramki był zresztą Marek Gancarczyk. Po strzale Adriana Marka piłka odbiła się od jego pleców, co uniemożliwiło skuteczną interwencję Sebastianowi Nowakowi. Katastrofalnie zagrali pomocnicy. - Mieliśmy wrzucać jak najwięcej piłek do napastników ze skrzydeł - mówił Dawid Jarka. Boczni pomocnicy częściej się jednak przewracali, niż celnie dogrywali. Zawiódł też atak. Żaden z czterech napastników, którzy w tym meczu dostali szansę nie był w stanie zagrozić bramce Zagłębia.

A Zagłębie zagrało bardzo dobry mecz. - Przepraszam za wyrażenie, ale mam popier... drużynę. Przegrywamy z Jarotą Jarocin, a kilka dni później ogrywamy Górnika Zabrze. Wygląda na to, że piłkarze Zagłębia potrafią się mobilizować tylko na ważne mecze przy dużej publiczności - wypalił Piotr Pierścionek. Trener Zagłębia znakomicie rozegrał te zawody taktycznie. Sosnowiczanie do przerwy prowadzili i większość trenerów zapewne nakazałaby drużynie skupić się na defensywie. Tymczasem Zagłębie od początku drugiej połowy zaatakowało rywala wysokim pressingiem i już w 47. minucie Michał Filipowicz wykorzystał podanie Krzysztofa Myśliwego, ustalając wynik meczu.

- Mam nadzieję, ze pokazaliśmy wszystkim, także panu Jędrychowi, że Zagłębie gra w piłkę, a nie tylko kopie rywali - mówił Pierścionek. To aluzja do słów prezesa Górnika, który przed tym meczem bardzo obawiał się o zdrowie swoich piłkarzy. Wygląda na to, że powinien się bardziej martwić o ich podejście do wykonywanych obowiązków, co zasugerował też Ryszard Komornicki: - Wygląda na to, że nie wszyscy kochają piłkę nożną. W tej grze nie chodzi tylko o pieniądze. Grając w takim klubie jak Górnik, trzeba wykazywać maksymalną ambicję i zaangażowanie. Niektórym piłkarzom tego brakuje - ocenił trener zabrzan.

Zagłębie Sosnowiec - Górnik Zabrze 2:0 (1:0)

1:0 - Marek 31'

2:0 - Filipowicz 47'

Zagłębie: Bensz - Bednar, Marek, Hosić, Łuczywek, Filipowicz (60' Bodziony), Pach (71' Dorobek), Szatan, Pajączkowski - Lachowski (89' Wściubiak), Myśliwy.

Górnik: Nowak - Gancarczyk, Karwan, Krotofil, Marciniak, Dzienis, Danch, Gorawski, Kiżys (46' Szczot), Jarka (63' Trznadel), Pitry (64' Besta).

Żółte kartki: Krotofil (Górnik).

Sędzia: Piotr Siedlecki (Warszawa).

Widzów: 6500.

Źródło artykułu: