We wtorek Robert Lewandowski ma wrócić do Monachium tylko po to, by opróżnić szafkę w szatni Bayernu i ruszyć w drogę do Barcelony. Mistrzowie Niemiec oficjalnie zapewniają, że nie sprzedadzą swojego najlepszego piłkarza, ale sprawy zaszły już za daleko.
"Lewy" przekroczył Rubikon pod koniec maja, gdy na konferencji prasowej reprezentacji Polski zapowiedział, że "jego czas w Bayernie dobiegł końca (więcej TUTAJ). Z drugiej strony, nie ma sytuacji bez wyjścia, bo Oliver Kahn chce (a właściwie: żąda), by Polak wypełnił kontrakt i jeśli dojdzie do jego odejścia, to dopiero za rok.
Wszystko zależy zatem od Lewandowskiego. Piłkarz Roku FIFA 2020 i 2021 stoi w rozkroku między realizacją wielkiego marzenia a uniknięciem wojny z Bayernem. Wojny, jakiej przed nim nie wygrał nikt (więcej TUTAJ). Na Camp Nou "Lewy" chce rozwinąć skrzydła i latać jeszcze wyżej niż w Monachium, ale ryzyko, że skończy jak Ikar, jest bardzo duże...
ZOBACZ WIDEO: To będzie decydujący tydzień. Chodzi o transfer Lewandowskiego
Boski Diego z piekła rodem
Największym, i to obustronnym, rozczarowaniem w historii Barcy jest pobyt w klubie samego Diego Maradony. W 1982 roku, po czterech latach starań, Dumie Katalonii udało się pozyskać "Złote Dziecko" futbolu za rekordowe 7,6 mln dolarów.
Młody Argentyńczyk, uznawany już wtedy za najlepszego piłkarza świata, miał być następcą Johana Cruyffa, ale nie dał Barcelonie nawet namiastki tego co Holender. Cruyff był nazywany "Boskim", kilka lat później taki przydomek przylgnął też do Maradony, ale w Barcelonie można było pomyśleć, że jest z piekła rodem.
Dwuletni mariaż "El Diego" z Dumą Katalonii to czas bólu dosłownie i w przenośni. Przez urazy nie zagrał w aż 49 ze 107 spotkań, co oznacza, że opuścił aż 46 proc. meczów. Gdy był zdrowy, na boisku roztaczał wokół siebie czar, ale do szatni wpuszczał toksynę.
Nie minęły dwa lata, a hasło "żaden piłkarz nie jest większy niż klub" stało się aktualne jak nigdy wcześniej. Latem 1984 roku Maradona odszedł z Barcelony skonfliktowany ze wszystkimi. Gdy zarząd głosował ws. oferty Napoli, za sprzedażą Argentyńczyka było 15 z 19 działaczy.
Mało tego, to w Barcelonie, podczas kolejnych rehabilitacji, zaczął eksperymentować z narkotykami. W uzależnieniu pogrążył się w Neapolu, ale taniec z białą damą rozpoczął właśnie w stolicy Katalonii. Kto wie, jak potoczyłoby się jego życie, gdyby Josep Lluis Nunez nie uparł się, by sprowadzić go na Camp Nou...
Fortuna wyrzucona w błoto
Przykład Maradony jest najbardziej wyrazisty, ale nie trzeba się cofać aż o cztery dekady, by znaleźć dowody na to, że spektakularne transfery Barcelony nie służą ani ich bohaterom, ani klubowi. Trzech najdroższych piłkarzy w historii Dumy Katalonii w komplecie przyniosło Camp Nou żal i rozczarowanie.
W latach 2017-19 na pozyskanie Ousmane'a Dembele, Philippe Coutinho i Antoine'a Griezmanna klub wydał aż 395 mln euro. Dwóćh ostatnich nie ma już w Barcelonie, a pierwszy został tylko dlatego, że właśnie zgodził się na drastyczną, bo aż 40-proc. obniżkę pensji (więcej TUTAJ).
Dembele przez pięć lat rozegrał dla Barcelony 150 meczów, a prawie drugie tyle opuścił z powodu urazów - to niemal dwa pełne sezony. Do tego kłopoty z Francuzem mieli nie tylko obrońcy rywali, ale też klubowi działacze. Dembele sprawiał kłopoty dyscyplinarne, ale w Barcelonie mogli się tego spodziewać, bo o jego ekscesach w Stade Rennes i Borussii Dortmund było dostatecznie głośno.
Jego bilans w Barcelonie to 32 gole i 34 asysty - nie najgorszy, ale od najdroższego piłkarza w historii klubu (140 mln euro) można było oczekiwać więcej. Niewiele tańszy był Coutinho (135), a dał jeszcze mniej, bo 25 bramki i 13 asyst. Wpływ na to miał uraz kolana, ale nawet biorąc pod uwagę okoliczności łagodzące, Brazylijczyk jest jednym z największych rozczarowań w historii Dumy Katalonii.
Do takiego miana aspiruje też Griezmann. O ile Dembele i Coutinho mogli nie poradzić sobie w Barcelonie, bo przychodzili z zewnątrz, to Francuz znał LaLigę jak własną kieszeń, a Hiszpania to jego druga ojczyzna. Na Camp Nou lider mistrzów świata kompletnie zawiódł. Był jak ciało obce w organizmie. Miał stworzyć z Leo Messim i Luisem Suarezem nowy "El Tridente", ale grał, jakby nadal był w Atletico Diego Simeone, do którego szybko wrócił.
Powrót do szkoły
Jeszcze krócej w Barcelonie wytrzymał Zlatan Ibrahimović. W 2009 roku wytypowano go na następcę Samuel Eto'o, który przestał nadawać na tych samych falach co Pep Guardiola. Barca wylożyła na niego blisko 70 mln euro, czyniąc go drugim najdroższym piłkarzem świata.
Szwed trafiał na Camp Nou w roli gwiazdy światowego futbolu - nie miał takiego statusu jak dziś "Lewy", był na absolutnym topie. Miał stworzyć w Barcelonie zabójczy duet z Messim. W pierwszym (i jedynym) sezonie strzelił 22 gole, co nie jest złym wynikiem. Nie spodobały mu się jednak zwyczaje panujące w drużynie.
- Guardiola to tchórz. W Barcelonie generalnie czułem się, jakbym wrócił do Ajaksu - to był powrót do szkoły. Żaden z chłopców nie zachowywał się jak gwiazda, co było dziwne. Messi, Xavi, Iniesta, cały gang - byli jak uczniowie. Najlepsi piłkarze świata stali z pochylonymi głowami, a ja nie rozumiałem nic z tego. To było śmieszne - mówił po latach.
Syn marnotrawny
Ibrahimović i Griezmann nie czuli się w Barcelonie jak w domu, natomiast dla Cesca Fabregasa transfer do Dumy Katalonii w 2011 roku był dosłownie powrotem do domu. Jeden z najlepszych asystentów XXI wieku to przecież adept La Masii. Jako junior wyfrunął z gniazda do Arsenalu, by po 8 latach zatęsknić za znajomymi kątami.
Barcelona walczyła o niego przez kilkanaście miesięcy. Ostatecznie Duma Katalonia zapłaciła za swojego wychowanka 33 mln euro, a żeby transfer doszedł do skutku, piłkarz zrezygnował nawet z części pensji. Na Camp Nou witało go kilkanaście tysięcy cules.
Ten transfer nie miał słabych punktów, bo trudno było sobie wyobrazić lepiej pasującego do ekipy Guardioli pomocnika niż takiego wychowanego w duchu tiki-taki. I sportowo nie było źle, bo przez trzy lata Fabregas strzelił 42 gole, a przy 50 asystował. Na początku zanosiło się na to, że już z Camp Nou się nie ruszy, ale nie wypełnił nawet pierwszego kontraktu.
Aż trudno w to uwierzyć, ale wychowanek klubu miał pod górkę z... kibicami. Był traktowany jak "syn marnotrawny", który w razie niepowodzenia stawał się kozłem ofiarnym. Gdy w sezonie 2013/14 Barcelona przegrała walkę o mistrzostwo, winnym był przede wszystkim Fabregas. Jego grę kwitowano gwizdami, a internetowych wpisów na jego temat lepiej nawet nie cytować.
- Nie myślałem, że tak krótko to potrwa, ale takie jest życie. Nie będę teraz płakał, ani się chełpił, myśląc o tym, że zdobyłem sześć trofeów w trzy lata. Nie jestem z tych, którzy myślą o sobie, że Bóg wie kim są, zawsze jednak marzyłem, by grać w Barcelonie. Udało mi się to i nikt mi tego nie odbierze - mówił po odejściu do Chelsea.
***
Jeśli Barcelona spełni oczekiwania Bayernu i zapłaci za "Lewego" ok. 60 mln euro, Polak zostanie 8. najdroższym piłkarzem w historii Dumy Katalonii. Kłopot w tym, że z tych najdroższych nabytków na Camp Nou sprawdzili się jedynie Luis Suarez i Neymar, choć i ten ostatni na koniec rozczarował swoją postawą.
O Dembele, Coutinho, Griezmanie i Ibrahimoviciu już wspomnieliśmy, a poza nimi drożsi od Lewandowskiego byli jeszcze tylko Frenkie de Jong i Miralem Pjanić. Pierwszego Joan Laporta wypycha z klubu, a za drugim nikt w Barcelonie nie tęskni.
Najdrożsi piłkarze w historii Barcelony:
M | Piłkarz | Kwota transferu | Rok transferu | Lata gry w Barcelonie |
---|---|---|---|---|
1. | Ousmane Dembele | 2017 | 150 mln € | 2017- |
2. | Philippe Coutinho | 2018 | 145 mln € | 2018-2022 |
3. | Antoine Griezmann | 2019 | 120 mln € | 2019-2021 |
4. | Neymar | 2013 | 88 mln € | 2013-2017 |
5. | Frenkie de Jong | 2019 | 86 ml € | 2019 |
6. | Luis Suarez | 2014 | 82 mln € | 2014-2020 |
7. | Zlatan Ibrahimović | 2009 | 70 mln € | 2009-2010 |
8. | Miralem Pjanić | 2020 | 60 mln € | 2020- |
9. | Ferran Torres | 2022 | 55 mln € | 2022- |
10. | Malcom | 2018 | 41 mln € | 2018-2019 |
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty