Oddajmy Czesławowi Michniewiczowi, że wygrał dwa najważniejsze mecze swojej kadencji. Najpierw ze Szwecją (2:0) o awans do MŚ 2022 i teraz z Walią (1:0) o "życie" w Lidze Narodów. O ile jednak to pierwsze zwycięstwo jest prawdziwym sukcesem, to drugie jest triumfem podobnym do tego, jak socjalizm bohatersko zwalczał problemy nieznane w żadnym innym ustroju.
Fakt, że w ostatniej kolejce Ligi Narodów musieliśmy bić się z Walią o utrzymanie, to efekt tego, że wcześniej dla Belgów (1:6, 0:1) i Holendrów (2:2, 0:2) byliśmy tylko tłem. W dodatku mało malowniczym. Nawet remis w Rotterdamie wywalczyliśmy cudem, bo te na linii wyczyniał Łukasz Skorupski, a Memphis Depay - czego nie zwykł robić - zmarnował rzut karny.
Na sześć spotkań Ligi Narodów 2022/23 wygraliśmy dwa. Oba w słabym stylu, a drugie do tego szczęśliwie, z mocno osłabioną Walią. W czerwcu Robert Page oszczędzał najważniejszych zawodników na finał baraży z Ukrainą, a teraz nie mógł skorzystać z kilku ważnych ogniw, które będzie miał do dyspozycji w Katarze.
ZOBACZ WIDEO: Lewandowski sam był tym zaskoczony. "Nikt nie miał takiego wejścia"
Na razie Michniewicz wykonał plan minimum i nic ponadto. Tyle samo z reprezentacją zrobił Jerzy Brzęczek: awansował do Euro 2020, w równie marnym stylu utrzymał zespół w Lidze Narodów i odmłodził drużynę. I w nagrodę został zwolniony pół roku przed Euro 2020.
Kto wie, czy gdyby PZPN nadal kierował Zbigniew Boniek, obecny selekcjoner mógłby spać spokojnie. A Michniewicz i Brzęczek mają jeszcze inne wspólne cechy. Po pierwsze, oczy bolą od patrzenia na grę prowadzonych przez nich drużyn narodowych i nie widać kierunku, w którym ma zmierzać zespół.
Mamy lepszych piłkarzy od Walijczyków, ale czy w niedzielę byliśmy lepszą drużyną? Nie. Ostatnio selekcjoner porównał reprezentację do placu budowy. W jego przypadku na razie bardziej przypomina to patodeweloperkę niż rzetelną budowę. Jakby brygady ruszyły do pracy bez projektu. "O, panie, kto to panu tak... popsuł?" - spyta Kuleszę następca Michniewicza.
Z 8 meczów rozegranych przez kadrę pod jego wodzą trudno byłoby zebrać 90 minut dobrej gry. Wszystko co dobre, to przebłyski pojedynczych piłkarzy, głównie Piotra Zielińskiego i Roberta Lewandowskiego. Tak było w finale baraży, tak było w niedzielę w Cardiff. I spektakularne interwencje Wojciecha Szczęsnego, bez których nie byłoby zwycięstw nad Szwecją i Walią.
Po drugie, obaj z Brzęczkiem przeprowadzili się do oblężonej twierdzy. Brzęczek wznosił ją od pierwszego dnia, czym zmęczył kibiców, piłkarzy, a na końcu Bońka. Michniewicz trzymał ciśnienie nieco dłużej, bo pół roku, ale w końcu nerwy mu puściły.
W Cardiff zareagował alergicznie na pytania o ustawienie - albo jak kto woli: system gry. Trójka czy czwórka z tyłu? Diament, szmaragd czy krokodyl? "Lewy" sam czy w parze? - U nas się toczy narodowa dyskusja - odparł z przekorą, dodając: - Trzech, czterech, siedmiu, ośmiu... To naprawdę nie ma znaczenia.
Tuż po nominacji nie chciał opowiadać o przeszłości. Teraz natomiast odbiera dziennikarzom prawo do zadawania podstawowych pytań na temat dyscypliny. Brakowało tylko, żeby w Cardiff zwrócił się do nich: "A wy gdzie graliście?".
To skoro nie można pytać ani o wczoraj, ani o dziś, to może wolno o jutro? A przyszłość - po tym, co zobaczyliśmy w Lidze Narodów - rysuje się w ciemnych barwach. Jeśli naszymi najlepszymi zawodnikami w siedmiu z ośmiu meczów za jego kadencji byli bramkarze, to jak to świadczy o grze defensywnej zespołu?
Jeśli przygotowanie obronne miało być warsztatową zaletą Michniewicza, to aż strach zapytać o wady... Ale te widać gołym okiem, a jeśli ktoś niedowidzi, to "Lewy" streszcza je po każdym meczu: nie umiemy atakować, nie umiemy konstruować, umiemy tylko przeszkadzać.
A czasu na pracę przed mundialem nie ma za wiele. W październiku zgrupowania kadry nie będzie - reprezentanci ponownie spotkają się dopiero 14 listopada. Dwa dni później czeka ich próba generalna przed mundialem z Chile, a następnie wyczerpująca podróż do Kataru.
Na aklimatyzację i treningi przed pierwszym meczem mundialu z Meksykiem będą mieli raptem cztery dni. Łącznie Michniewicz będzie miał do dyspozycji jeszcze tylko sześć dni treningowych przed spotkaniem z El Tri.
Ale może to i lepiej?
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty