Słowo, które brzmi jak wyrok. Odkrywamy system, który stoi za wyzyskiem ludzi w Katarze

Chcą zapewnić swoim bliskim lepsze życie. Trafiają jednak na system, który traktuje ich gorzej niż zwierzęta. Kafala stała się synonimem wyzysku. - To de facto niewolnictwo - mówi WP dr Magdalena Pinker z UW. Na czym właściwie polega?

Arkadiusz Dudziak
Arkadiusz Dudziak
Gianni Infantino Emir Kataru Tamim bin Hamad Al Thani Getty Images / Amiri Diwan of the State of Qatar/Anadolu Agency / Na zdjęciu: Gianni Infantino Emir Kataru Tamim bin Hamad Al Thani
Od 20 listopada oczy całego świata zwrócone są na Katar, gdzie trwa piłkarski mundial. Infrastruktura w kraju gospodarza zachwyca, ale nie można zapomnieć, że wzniesienie stadionów, hoteli i dróg zostało okupione śmiercią wielu robotników. Jest tego jeden winny. System kafala, który jest nie tylko problemem Kataru. Jego ofiarami padło nawet kilkanaście milionów ludzi.

Opieka, która jest wyrokiem 

Katar, a także inne państwa Zatoki Perskiej np. Arabia Saudyjska, Bahrajn czy Zjednoczone Emiraty Arabskie wznoszą wspaniałe budowle rękami pracowników najemnych m.in. z Indii, Bangladeszu, Filipin czy Kenii. Są oni objęci zakorzenionym w kulturze systemem kafala, który pierwotnie nawiązywał do adopcji. Teraz jednak stał się synonimem wyzysku i śmierci, choć teoretycznie ma chronić słabszych.

- Czasem nazywa się to sponsoringiem. Pracownik ma swojego sponsora-opiekuna (arab. kafil), który jest za niego odpowiedzialny. I to jest ten pozytywny obraz - mówi WP SportoweFakty dr Magdalena Pinker, adiunktka w Katedrze Arabistyki i Islamistyki Uniwersytetu Warszawskiego.

ZOBACZ WIDEO: Konflikt Lewandowskiego z Messim? "Widać, że on się rozgrywa"

- Tak naprawdę "opieka" porównywana jest do współczesnego niewolnictwa. Osoba, która przyjeżdża, jest w pełni zależna od swojego sponsora. Kafil jest odpowiedzialny za wizę, wszelkie formalności. Często pracownik nie może nawet opuścić kraju bez jego zgody - dodaje.

I to właśnie brak możliwości wyjazdu z kraju jest przyczynkiem tego, że kafilowie często czują się jak właściciele swoich pracowników.

- Dochodziło do różnych sytuacji. Żeby wyjechać z kraju, trzeba było mieć zezwolenie od swojego pracodawcy. To de facto niewolnictwo. Nie można też było zmienić zatrudnienia bez zgody kafila. Często nie płaciło się pensji na czas. Do tego dochodziło nierzadko opłacanie pośredników, by dostać pracę w Katarze - wymienia nasza rozmówczyni.

A skala tego wszystkiego jest ogromna. Według różnych badań zaledwie 10-15 proc. z ok. trzymilionowej populacji Kataru to rodowici Katarczycy. Resztę stanowią głównie pracownicy najemni. - To zazwyczaj mężczyźni. Obecnie aż ok. 75 proc. populacji Kataru stanowią panowie - mówi Pinker.

- Trudno zliczyć mieszkańców tego kraju ze względu na ogromną liczbę przyjezdnych. Żyje tam ok. 2,9 miliona ludzi, ale jedynie 10-15 proc. to Katarczycy. Ok. 85-90 proc. populacji to imigranci, głównie pracownicy fizyczni z Azji Południowej. Spotkać Katarczyka w jego kraju wcale nie jest tak łatwo. Podobnie jest jednak w Zjednoczonych Emiratach, Bahrajnie czy innych krajach Zatoki - wyjaśnia dr Pinker.

Płace w Katarze? Śmiesznie niskie

Katar lubi się przedstawiać jako lider regionu w zakresie wprowadzania praw pracowniczych. Jako pierwszy wprowadził płacę minimalną. Jest ona jednak śmiesznie niska biorąc pod uwagę to, jak bogaty jest Katar. To państwo o największym PKB na mieszkańca na świecie.

- Minimalna pensja w Katarze wynosi 1000 riali, czyli ok. 1300 złotych i obowiązuje dopiero od niedawna. Była to jedna z reform przeprowadzonych przed MŚ w Katarze - przyznaje Pinker.

- Wprowadzane są reformy, które mają zakończyć ten system - dodaje. Szeroki pakiet reform nie zawsze jednak ma przełożenie na rzeczywistość.

- Te reformy są przeprowadzane najczęściej pod presją państw zachodnich i organizacji międzynarodowych. Złe traktowanie pracowników psuje pozytywny obraz krajów Zatoki, którym zależy na dobrym odbiorze. Reformują prawo, by dopasować się do wymagań światowych. Prawo jednak swoje, a ludzie swoje i często nowe zasady nie są przestrzegane - tłumaczy Pinker.

Czy nadejdzie koniec wyzysku? 

Prawda jest jednak brutalna. Dopóki pracownikom z krajów rozwijających się będzie opłacać się przyjazd do Kataru, to będą to robić. Zwłaszcza zachęcani przez pośredników, którzy roztaczają przed nimi wizję szybkiego i łatwego zarobku.

- Osoby, które przyjeżdżają, są często biedne, słabo wykształcone, nierzadko niepiśmienne i w pełni zależne od swoich "opiekunów" - twierdzi Pinker.

- Imigranci przed wyjazdem często nie są świadomi tego, co ich czeka. Pośrednicy roztaczają pozytywną wizję związaną z dużymi zarobkami, a rekruterzy nie informują ich o zagrożeniach - mówi wykładowczyni.

Czy mundial w Katarze będzie stanowił przyczynek do zmian w regionie, jak chce tego FIFA? A może ze strony gospodarzy to tylko zasłona dymna, a pracodawcy z tego kraju wrócą do wyzyskiwania imigrantów? Odpowiedź na to poznamy w ciągu najbliższych kilku miesięcy.

Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Iwona Lewandowska dla WP: jestem mu wdzięczna, że mnie potrzebuje
Mundial w cieniu rewolucji. Ludzie giną na ulicach, a piłkarze mają milczeć

Wszystkie mecze obejrzysz na TVP 1 w Pilocie WP (link sponsorowany)

Jak oceniasz decyzję o przyznaniu Katarowi praw do organizacji mundialu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×