Podróż za tysiące złotych. Tak polscy kibice żyją w Katarze
Grupa czterech kibiców z Polski wybrała się z Trójmiasta na wszystkie mecze polskiej reprezentacji. Byli zdziwieni tym, co usłyszeli od Hindusów w biało-czerwonych barwach.
Mateusz opowiada nam, że wyjazd zaczęli organizować już w marcu tego roku, jeszcze zanim reprezentacja wywalczyła awans na mundial. Razem z Nikodemem, Mariuszem i Pauliną wymyślili dość zawiłą drogę na mistrzostwa świata w Katarze. - Podróż zaczęliśmy z Katowic - mówi Mateusz. - Polecieliśmy do Abu Dabi na Formułe 1. Stamtąd udaliśmy się do Ad-Dammam w Arabii Saudyjskiej, skąd wzięliśmy taksówkę do granicy z Katarem za prawie 500 złotych. Tam przesiedliśmy się w autobus, potem drugi i dojechaliśmy do Dohy. Podróż trwała prawie cały dzień - tłumaczy nasz rozmówca.
Mateusz jest na urlopie. W Polsce pracuje w branży IT, odpowiada za finanse. - Ze względów bezpieczeństwa nie mogę wykonywać obowiązków zdalnie, ale dwójka z nas, też z IT, pracuje z Kataru pomiędzy meczami. Wolne wziął też kolega, który jest kierowcą karetki - opowiada.
Ceny poszły w górę
- Gdyby odliczyć pobyt w Dubaju, to wyszło nam prawie 4 tysiące złotych na głowę za półtora tygodnia w Katarze - mówi. - Liczę z transportem, noclegiem, ale bez jedzenia - uzupełnia. - Nie jest źle jak na wyjazd w takie miejsce. Wiem, że tuż przed mistrzostwami niektórzy płacili tyle za jeden lot do Dohy - komentuje.
Mateusz z przyjaciółmi byli już na dwóch meczach polskiej kadry: z Meksykiem (0:0) i Arabią Saudyjską (2:0). W środę wybierają się na Argentynę. Jeżeli drużyna Czesława Michniewicza awansuje z grupy, polscy fani najpewniej przedłużą swój pobyt.Czteroosobowa grupa z Trójmiasta wyróżnia się na trybunach bębnem, który przywieźli z kraju. Do tej pory na katarskich stadionach nasi fani byli w mniejszości. Dopingowała grupa 200-300 osób, ogólnie na trybunach było do tej pory około 3 tysięcy fanów z Polski.
Nasz rozmówca mieszka ze znajomymi w Al-Wakra na osiedlu długich bloków z klatkami od A do Q, z wielką ulicą pośrodku. To miasteczko w mieście. Teren obiektu zabezpiecza długi sześciometrowy mur. W środku są dwa meczety, supermarket i strefa kibica z telebimem do oglądania meczów.
- Nie chcieliśmy mieszkać w namiotach lub kontenerach w obawie przed wysoką temperaturą. Poza tym - tam jedna toaleta przypada na kilka baraków, a tu mamy dla siebie osobny prysznic. Budynki wyglądały pewniej - wyjaśnia.
- Na początku czuć było zapach farby i silikonów, ledwo co skończyli malować przed naszym przybyciem. Mamy jednak klimatyzację, jest w porządku - mówi.
Niespodziewana wizyta
Do tej pory polscy kibice mogli zobaczyć drużynę tylko podczas meczów. Treningi są zamknięte dla fanów. Wyjątkiem była jedna wizyta dzieci z polskiej szkoły w Dosze.
- Pojawiamy się pod hotelem, po treningach, by zawodnicy nas zobaczyli. Choćby małą grupkę. Wiemy, jak to wygląda na dużych turniejach, ale fajnie pokazać zawodnikom, że towarzyszymy im na każdym kroku - mówi Mateusz.
Jedna sytuacja mocno zaskoczyła grupę z Trójmiasta. - Znaleźliśmy schody na dach przy domu obok polskiej bazy treningowej i wpadliśmy na pomysł, by wejść na górę i spojrzeć na trening. Zapukaliśmy z pytaniem, czy możemy tam wejść. Otworzył nam pan w tradycyjnym stroju i zaprosił do środka. Zawołał braci, poczęstował kawą i ugościł w swoim salonie. Posiedzieliśmy tak kwadrans, mimo że nie potrafiliśmy dogadać się z nimi w żadnym języku. Ale było miło - uśmiecha się.Polska drużyna ma po dwóch meczach cztery punkty i dużą szansę na awans. Może kadra nie gra najprzyjemniej dla oka, ale jest skuteczna. - Liczy się wynik. Na mundialu w Rosji w 2018 r. po pierwszym meczu od razu dostaliśmy "strzał", przegraliśmy z Senegalem (1:2). Pamiętam to uczucie, coś okropnego. Teraz jesteśmy dalej w grze. Nastroje są pozytywne, bawimy się - porównuje.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty
Jak gra Argentyna? Da się ich zatrzymać
Konkretny głos z reprezentacji. Tak chce grać kadra
Wszystkie mecze obejrzysz na TVP 1 w Pilocie WP (link sponsorowany)