Co ze stanem zdrowia Marca Guala? Trener Jagiellonii Białystok zabrał głos

- Przed meczem straciliśmy kilku piłkarzy. To spowodowało, ze musiałem zmienić plan na to spotkanie - zdradził Maciej Stolarczyk, trener Jagiellonii Białystok po remisie 1:1 w Łodzi z Widzewem w 19. kolejce PKO Ekstraklasy.

Krzysztof Sędzicki
Krzysztof Sędzicki
Marc Gual (w białym stroju) PAP / Grzegorz Michałowski / Na zdjęciu: Marc Gual (w białym stroju)
Łodzianie prowadzili od 78. minuty i gola Dominika Kuna. Ekipa z Podlasia uratowała punkt w samej końcówce po trafieniu Bartosz Bidy w 90. minucie.

- Ten mecz miał kilka faz, w których obie drużyny mogły wyjść na prowadzenie. Na początku mieliśmy bardzo dobrą sytuację, potem rzut karny dla Widzewa. W drugiej połowie, gdy wydawało się, że kontrolowaliśmy, straciliśmy bramkę po bardzo ładnym kontrataku. Należą się tu słowa uznania dla piłkarzy, bo wykorzystaliśmy sytuację w końcówce - powiedział trener Jagiellonii Białystok.

Maciej Stolarczyk na pomeczowej konferencji prasowej przyznał, że musiał zrewidować plany na to spotkanie.

- Przyjechaliśmy do Łodzi, by wywieźć trzy punkty. To mówiłem przed meczem, takie były nasze apetyty, ale trzeba wziąć pod uwagę okoliczności. Straciliśmy Wojciecha Łaskiego, Miłosza Matysika i Jesusa Imaza. To na pewno mocno zmieniło nasz pomysł. Spowodowało, że musiałem dokonać roszad i zareagować na to. Nie będę ukrywał, że zawodnicy, którzy czekali na swoją szansę, pokazali te umiejętności i charakter.

ZOBACZ WIDEO Brawurowa interwencja Rafała Gikiewicza! Polak wykazał się sporą odwagą

W 30. minucie gry z powodu urazu boisko opuścić musiał Marc Gual. Na dokładne informacje, co do stanu zdrowia napastnika Jagi trzeba będzie jeszcze poczekać.

- Diagnoza będzie po powrocie do Białegostoku. Nie wygląda to ładnie, bo ma widoczną zmianę na mięśniu. Mam nadzieję, że to tylko krwiak i że on się wchłonie. Czy rozpatruję to w kategorii szczęścia/pecha, bo wypada nam kolejny gracz? Nie, bo taka jest piłka. Jestem rozliczany za wynik, ale po drugiej stronie są równie ważne elementy, jak rozwój zespołu. Ja w tę pracę wierzę - podkreślił.

Z kolei Janusz Niedźwiedź podziękował obsłudze stadionu za przygotowanie murawy do gry, choć jeszcze wczesnym popołudniem spotkanie było zagrożone.

- Mimo trudnych warunków, jakość naszej gry była dobra. Dobre spotkanie, jeśli chodzi o intensywność. Ciągle walczyliśmy o bramkę. Skuteczność nas opuściła. Powinniśmy strzelić przynajmniej kilka. Za 89 minut dobrej gry nie zdobyliśmy trzech punktów. Na szybko licząc popełniliśmy trzy błędy w jednej akcji - przyznał trener Widzewa Łódź.

- Dziękuję kibicom. Pomimo że straciliśmy bramkę, wierzyliście do końca i nas wspieraliście. Zabrakło niewiele do strzelenia bramki na 2:1. W tych bardzo trudnych warunkach bardzo dobre spotkanie w naszym wykonaniu. Jesteśmy niezadowoleni z wyniku i remis przyjmujemy jako porażkę. Pomimo pogody graliśmy płynnie i do przodu. To był porywający mecz dla kibiców. Dla naszych niedobry ze względu na wynik. Mieliśmy możliwość zamknięcia tego meczu na 2:0 i nawet gdyby ta bramka się zdarzyła, nie zaważyłaby na rezultacie - podkreślił.

A łodzianie mogli w tym meczu prowadzić już w pierwszej połowie, gdyby rzut karny w 38. minucie wykorzystał Juliusz Letniowski. Trafił jednak w poprzeczkę.

- Uważam, że to jego najlepszy mecz od dłuższego czasu. Zmieniał stronę, wprowadzał piłkę, grał na siebie. W trakcie meczu mówiłem mu, że ten karny to historia. Ważna jest w tym wszystkim jeszcze reakcja. Musi w takich sytuacjach to spłynąć po zawodniku. Do tego karnego bardzo dobre zawody - uważa Niedźwiedź.

Z Łodzi - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty

Sprawdź też: PKO Ekstraklasa: Widzew trzyma się na podium, mozolna walka Jagiellonii, zobacz tabelę

Czy Jagiellonia utrzyma się w PKO Ekstraklasie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×