W porównaniu do czwartkowego starcia z FK Bodo/Glimt (0:0), trener John van den Brom pozostawił w podstawowym składzie tylko czterech piłkarzy (Filipa Bednarka, Antonio Milicia, Alana Czerwińskiego i Nikę Kwekweskiriego), więc jasne było, że priorytetem jest rewanż z mistrzem Norwegii i awans do 1/8 finału Ligi Konferencji Europy.
Wciąż jednak podstawowy skład "Kolejorza" wyglądał na znacznie bardziej jakościowy od tego, co mieli do zaoferowania lubinianie. Tak się przynajmniej wydawało, bo mecz niekoniecznie to potwierdzał. Bardzo ciekawie zrobiło się w 23. minucie, gdy zamiast objąć prowadzenie, gospodarze dali się boleśnie skarcić.
Sam na sam z Sokratisem Dioudisem stanął Kristoffer Velde, to była stuprocentowa okazja, ale Grek kapitalnie obronił, a jego koledzy wyszli z zabójczą kontrą. W polu karnym Damjan Bohar wycofał piłkę do Dawida Kurminowskiego, zaś ten przymierzył nie do obrony przy dalszym słupku.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za gol w Meksyku! Stadiony świata
Minął niespełna kwadrans i lechici znów dali się okrutnie skontrować. Goście zaatakowali w proporcjach czterech na dwóch, ponownie asystował Bohar, a Łukasz Łakomy podciął piłkę nad Bednarkiem i było 0:2.
Lech grał w niedzielę słabo, w dodatku naiwnie. Z powodu nadmiaru żółtych kartek pauzowali Jesper Karlstrom, a także Radosław Murawski i pod ich nieobecność środek pola mistrza Polski w zasadzie nie istniał.
Nic nie wskazywało na nagły przełom, mimo to w końcówce pierwszej połowy miejscowym udało się złapać kontakt. Z boku pola karnego zagrywał Afonso Sousa, sytuacyjnie uderzył Artur Sobiech i piłka wtoczyła się do siatki. Trudno w to uwierzyć, ale dla 32-latka był to dopiero pierwszy ligowy gol dla poznańskiej ekipy, choć trafił do niej latem 2021 roku.
Odrobienie połowy strat było najlepszą wiadomością dla Lecha w pierwszej części, bo jego gra pozostawiała wiele do życzenia. John van den Brom więc nie czekał i już w przerwie dokonał dwóch zmian, posyłając do boju Bartosza Salamona i Michała Skórasia.
W drugiej części "Kolejorz" prezentował się nieco lepiej, ale to wciąż był poziom daleki od optymalnego. Forsowanie defensywy Zagłębia przychodziło mu z wielkim trudem, a gdy już dochodził do sytuacji, szwankowało wykończenie. W 59. minucie bliski dubletu był Sobiech, lecz jego strzał w ogromnym zamieszaniu zablokował obrońca. Kwadrans później natomiast doskonałą szansę zmarnował Sousa, pudłując z ostrego kąta.
W końcówce mieliśmy jeszcze dużą kontrowersję. Piłkę do siatki wpakował Mikael Ishak, jednak sędzia Łukasz Kuźma gola nie uznał, dopatrując się u Szweda zagrania ręką przy przyjęciu. Powtórki nie rozwiały wątpliwości i trudno było orzec, czy ta decyzja była słuszna.
W 90. minucie z kilku metrów spudłował jeszcze Filip Szymczak i na tym szanse Lecha się skończyły. Sporo przyszło Johnowi van den Bromowi zapłacić za oszczędzanie kluczowych zawodników, bo ta porażka jest dla jego drużyny już piątą domową w obecnym sezonie i sprawia, że nawet walka o podium może być tej wiosny niezwykle trudna.
Zagłębie tymczasem sprawiło sensację i zdobyło bezcenne trzy punkty, dzięki którym opuściło strefę spadkową.
Lech Poznań - KGHM Zagłębie Lubin 1:2 (1:2)
0:1 - Dawid Kurminowski 23'
0:2 - Łukasz Łakomy 35'
1:2 - Artur Sobiech 45'
Składy:
Lech Poznań: Filip Bednarek - Alan Czerwiński (60' Joel Pereira), Antonio Milić, Filip Dagerstal, Pedro Rebocho, Nika Kwekweskiri (46' Bartosz Salamon), Afonso Sousa, Adriel Ba Loua (60' Filip Szymczak), Filip Marchwiński (70' Mikael Ishak), Kristoffer Velde (46' Michał Skóraś), Artur Sobiech.
KGHM Zagłębie Lubin: Sokratis Dioudis - Bartłomiej Kłudka, Bartosz Kopacz, Jarosław Jach, Mateusz Grzybek, Marko Poletanović (70' Tomasz Makowski), Łukasz Łakomy, Kacper Chodyna, Filip Starzyński (85' Tomasz Pieńko), Damjan Bohar (57' Sasa Zivec), Dawid Kurminowski (70' Dawid Kurminowski).
Żółte kartki: Kristoffer Velde, Adriel Ba Loua, Mikael Ishak (Lech Poznań) oraz Marko Poletanović, Jarosław Jach, Rafał Adamski, Tomasz Pieńko (KGHM Zagłębie Lubin).
Sędzia: Łukasz Kuźma (Białystok).
Widzów: 13 074.