Wojciech Grzyb: Wróciła moda na Ruch

Wojciech Grzyb był jednym z bohaterów meczu Odry z Ruchem. Chorzowianin miał udział przy dwóch z trzech zdobytych przez Niebieskich bramkach. Przed piątkowym spotkaniem z Lechią wychowanek Niebieskich jest optymistą. - Wierzymy w swoje umiejętności i magię naszego stadionu - mówi "Grzybek".

Po dziewięciu seriach spotkań piłkarze Ruchu plasują się na drugim miejscu w lidze. Kilka mniej punktów od chorzowian zdobyli zawodnicy Lechii Gdańsk, którzy swoją postawą zaskakują wielu piłkarskich ekspertów. Niebiescy zdają sobie sprawę z siły przeciwnika, ale nie zamierzają padać przed gośćmi na kolana. - Wierzymy w swoje umiejętności, magię stadionu. Przede wszystkim chcemy wygrać. Osiągnięciem byłoby zachowanie czystego konta po stronie strat. To nie jest priorytet, ale na pewno trener cieszyłby się podwójnie po wygranej do zera. Od początku sezonu nie tracimy zbyt wielu bramek, wiele się o tym mówi i chcemy to podtrzymać - zapowiada prawy pomocnik Ruchu Wojciech Grzyb.

W bieżącym sezonie zespół Lechii jest jednym z najskuteczniejszych na obcych boiskach. - Trzeba pamiętać, że na skuteczność gdańszczan w dużym stopniu wpływa wygrany 6:2 mecz z Cracovią. Gdyby nie to spotkanie, to ilość zdobywanych przez Lechię bramek w meczach wyjazdowych byłaby przeciętna - stwierdza 34-letni zawodnik. - Na pewno mają groźnych zawodników w ofensywie. Trzeba być ostrożnym w naszych zapędach pod bramkę rywala. Przypomnę jednak, że w naszej filozofii gra defensywna zaczyna się od napastników i ostatnio nic się w tej kwestii nie zmieniło - dodaje Grzyb, na którym nie zrobił większego wrażenia remis Lechii z groźną u siebie Polonią. - Na pewno trzeba wyciągnąć wnioski z tego podziału punktów. Oglądając to spotkanie, doszedłem do wniosku, że mimo wszystko remis był spowodowany słabszą postawą gospodarzy - stwierdza piłkarz.

Wiele wskazuje na to, że piątkowy pojedynek będzie rozgrywany w trudnych warunkach atmosferycznych. - Kiedy nagle zmienia się aura, jest to pewien problem. Nie byliśmy na to przygotowani. Prognozy mówiły o opadach śniegu, ale mimo wszystko trudniej się gra przy takiej pogodzie - ocenia pomocnik Niebieskich i wskazuje, który zespół będzie miał w piątek trudniejsze zadanie. - Takie warunki są problemem dla drużyny, która jest potencjalnym faworytem. Nie ma co narzekać, bo przecież jeśli mecz rozgrywany jest po naszej myśli, to wtedy nic nie jest problemem. Gorzej jeśli coś pójdzie nie tak jak powinno. Wtedy szuka się wymówek typu złe boisko lub nie taka pogoda. Chcemy o tym zapomnieć i cieszyć się z przebiegu gry - wyjaśnia "Grzybek".

Po poprzedniej przerwie na mecze kadry Ruch przegrał w Bełchatowie z PGE GKS. Również inauguracja ligi nie wypadła po myśli Niebieskich, bowiem ulegli oni Wiśle. Po kolejnej pauzie na eliminacyjne spotkania kadry chorzowianie są dobrej myśli. - Nie dopatruję się analogii w tych meczach. Pojawiły się głosy, że szkoda dla nas, że wtedy gdy mamy dobrą formę, następuje przerwa na kadrę. Poprzednio po pauzie przegraliśmy w Bełchatowie. Teraz na pewno będzie inaczej - zapowiada Grzyb. - Pierwsza różnica to warunki gry. Wtedy pogoda i godzina nie sprzyjały rozegraniu wielkiego meczu. Teraz powalczymy przed kilkoma tysiącami kibiców. Myślę, że ludzie przyjdą na stadion. Pojawiła się moda na chodzenie na Ruch. Mimo że mecz będzie w telewizji, to najwierniejsi fani wybiorą się na Cichą, gdzie Niebiescy ostatnio wygrywają i nie tracą goli. To są wystarczające powody. W domach zostaną tzw. sezonowi kibice - stwierdza były kapitan czternastokrotnych mistrzów Polski.

Wojciech Grzyb, mimo że na boiskach ekstraklasowych z krótką przerwą gra już niemalże od dziesięciu lat, niezbyt często spotykał się w najwyższej klasie z zespołem znad morza. - Mało było tych meczów. Wspomnienia mam mieszane. Wiosną przegraliśmy w Gdańsku 0:2, ale byliśmy zespołem teoretycznie lepszym. Stworzyliśmy więcej okazji, a z boiska zeszliśmy pokonani. Dziwny był to mecz. Z kolei jesienią wygraliśmy przy Cichej 2:1, ale wtedy paradoksalnie to Lechia sprawiała lepsze wrażenie - podsumowuje Wojciech Grzyb.

Komentarze (0)