[b]
[/b]Ten mecz może mieć wielki wpływ na to, kto zostanie mistrzem Francji w tym sezonie.
W sobotę Paris Saint-Germain podejmie RC Lens (godz. 21.00), nad którym ma obecnie sześć punktów przewagi (69-63).
Jeśli zespół Przemysława Frankowskiego
zwycięży, to sprawa mistrzostwa pozostanie jak najbardziej otwarta.
Z drugiej strony Lens musi się też oglądać za siebie, bo Olympique Marsylia ma tylko dwa punkty mniej, a AS Monaco traci tych oczek "pięć".
Druga pozycja we Francji jest istotna nie tylko dla samego tytułu wicemistrza, ale daje też bezpośredni awans do Ligi Mistrzów. Trzecie miejsce to już "tylko" walka w eliminacjach tych rozgrywek.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Niecodzienne ogłoszenie szczęśliwej nowiny
Od początku sezonu jednym z liderów Lens jest właśnie Frankowski. Reprezentant Polski trafił nawet do jedenastki rundy jesiennej według dziennika "L'Equipe". A w ostatnim meczu z PSG, wygranym przez Lens 3:1, strzelił jedną z bramek. Przed sobotnim hitem też jest dobrej myśli.
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: W środę obchodził pan 28. urodziny. Domyślam się, że wielu życzyło panu spełnienia tego piłkarskiego marzenia, które jest blisko. Chodzi o Ligę Mistrzów.
Przemysław Frankowski, były gracz Lechii Gdańsk, Jagiellonii Białystok, Chicago Fire, obecnie RC Lens, 32-krotny reprezentant Polski (1 gol):
Faktycznie, jesteśmy blisko. Nie mam wątpliwości, że mamy na tyle dobry zespół, że możemy ten cel zrealizować. Nie wiem, czy zajmiemy pierwsze miejsce, czy drugie, ale czujemy się mocni, aby walczyć o ten absolutny top. Nie oglądamy się na innych, nie patrzymy ani w górę, ani w dół. Patrzymy głównie na siebie. Przed nami dwa bardzo ważne mecze, choć tak naprawdę teraz myślimy tylko o sobocie.
Czy to dla was niespodzianka, że tak dobrze idzie? Czy już przed sezonem stawiano wam w klubie tak wysokie cele?
Na pewno nie jest to niespodzianką dla mnie. Zawsze wierzyłem w ten zespół, a dodatkowo upewniłem się, że powinno być dobrze, widząc, że nasz skład po ostatnim sezonie praktycznie się nie zmienił. OK, może nie jest dokładnie taki sam, bo dwóch zawodników odeszło, ale też przyszło dwóch nowych, którzy bardzo szybko się wkomponowali. Nie utraciliśmy więc nic z naszej siły i efekty widzimy w bieżących rozgrywkach.
Przed wami mecz z PSG… Pan chyba dobrze wspomina poprzednie starcia z tym zespołem, zwłaszcza jedno.
W ostatnim meczu wygraliśmy u siebie 3:1, a ja zdobyłem jedną z bramek. Trudno byłoby źle wspominać takie spotkanie, zwłaszcza że wygraliśmy przed naszymi niesamowitymi kibicami. Natomiast do tej pory grałem przeciw PSG trzy razy. Dwa mecze zremisowałem, no i wspomniane zwycięstwo. I mam nadzieję, że moja passa bez przegranej będzie w sobotę kontynuowana. Bo my jedziemy do Paryża wygrać. Nie wiem, czy to się ostatecznie uda, ale właśnie z takim nastawianiem się tam wybieramy.
PSG to konstelacja wielkich gwiazd. Któraś zrobiła na panu największe wrażenie?
Nie ma sensu wymienić jednego piłkarza, bo wszyscy wiemy, kto tam gra. Wyjątkowi gracze o niezwykłych umiejętnościach. Ale nie oznacza to, że nie da się ich pokonać.
To zapytam inaczej: przeciw Messiemu gra się łatwiej w kadrze czy w klubie? Patrząc po wynikach, wychodzi na to, że w klubie.
W kadrze przeciw Messiemu grałem tylko raz, na mundialu był w fenomenalnej formie. Natomiast faktycznie w jakimś sensie łatwiej się gra przeciw niemu w klubie, zdarzyło się przecież ostatnio, że był nawet wygwizdany przez własnych kibiców. Tylko z drugiej strony to uproszczenie, bo choćby w tym sezonie Ligue 1 Leo ma już 14 goli i 14 asyst! Mówimy w końcu o najlepszym piłkarzu świata.
No właśnie: w tym "odwiecznym" pojedynku Messi – Ronaldo pan wyżej stawia Leo?
Cristiano Ronaldo to wyjątkowy piłkarz. Ale… Leo jest jeszcze bardziej wyjątkowy. Po prostu najlepszy.
W styczniu dziennik "L’Equipe" ogłosił najlepszą jedenastkę rundy jesiennej Ligue 1. Znaleźli się tam między innymi Neymar, Messi i pan. Ten artykuł wisi już w ramce?
Nie, nie wisi. Na ramki jeszcze za wcześnie. Choćby dlatego, że to ocena dopiero za połowę sezonu. A dla mnie bardzo ważna jest regularność, którą można ocenić po całych rozgrywkach. Natomiast wiadomo, że przyjemnie się znaleźć w takim gronie. Nie po to jednak, żeby wstawiać to do ramki. Bardziej traktuję to jako motywację do jeszcze cięższej pracy.
Pozostając przy statystyce: w zeszłym sezonie miał pan 6 goli, w tym - na razie 3, choć do końca jeszcze trochę meczów zostało. Pod tym względem jest jakiś niedosyt?
Pewnie, każdy chciałby mieć jak najlepsze statystyki. W obecnych czasach liczby budują piłkarzy. Natomiast nie muszę strzelić gola, żeby czuć po meczu, czy zagrałem dobrze. Najważniejsza jest odpowiedź na pytanie: czy drużyna, w której gram, idzie do przodu, robi progres? W przypadku Lens odpowiedź brzmi: tak. I to jest dla mnie najważniejsze.
W klubie wszystko układa się bardzo dobrze. A lubi pan, czy nieszczególnie, wracać myślami do mistrzostw świata w Katarze?
Lubię, bardzo lubię. Miałem okazję zagrać na mundialu, wyjść z grupy, poznać z bliska otoczkę wielkiej imprezy. Katar wspominam pod tym względem bardzo dobrze.
Rozumiem, choć narzekań było bardzo dużo. Najpierw o styl…
Myślę, że ta dyskusja o styl już się przetoczyła. Od tamtego momentu minęło już tyle czasu, że nie ma sensu znów tego roztrząsać. Tym bardziej że mamy nowego selekcjonera, nowe otwarcie, nowe cele.
Nieszczęsna afera premiowa też kadrze nie pomogła, a mówiąc wprost: bardzo mocno nadszarpnęła jej wizerunek.
Zgadza się, ale ten temat premii jest już zamknięty i skupiamy się wyłącznie na eliminacjach EURO 2024.
W pewnym momencie jednak temat powrócił.
Ten temat już jest naprawdę zamknięty, nie ma do czego wracać. Mamy swoje cele na najbliższe mecze i na tym się skupiamy. Mamy nowego selekcjonera, jest dużo nowych twarzy i każdy chce się pokazać z jak najlepszej strony. Dla dobra drużyny i Polski. Najważniejsze teraz, żebyśmy wszyscy szli w jednym kierunku.
Ale jak pan odebrał słowa Łukasza Skorupskiego? Mówił w wywiadzie, że niektórzy kadrowicze przez spór o premie nie rozmawiali ze sobą.
Ten temat jest już naprawdę zamknięty, ja mam swoje zdanie i swoje odczucia atmosfery wokół kadry. I one są bardzo pozytywne.
A jak to teraz wygląda od środka, w kadrze Fernando Santosa?
Z trenerem widzieliśmy się raptem przez tydzień. To dopiero początek naszej współpracy, natomiast oczywiste jest jedno: jego wielkie doświadczenie. Między innymi na tym polega nasza nadzieja na to, że pójdziemy jako zespół do przodu, że zrealizujemy kolejne cele.
Początek był jednak brutalny. Liczyliśmy na sześć punktów, skończyło się na trzech po porażce z Czechami i zwycięstwie u siebie z Albanią.
Początek meczu z Czechami sprawił, że w kolejnych minutach było już bardzo trudno. To był szok! (Czesi już po dwóch minutach meczu prowadzili 2:0, mecz wygrali 3:1 - przyp. red.) Grać z tak ciężkim plecakiem od samego początku nie jest łatwo. A tamten wynik sprawił, że w meczu z Albanią (1:0 dla Polski - przyp. red.) ważne już było przede wszystkim zwycięstwo. I to się udało. Natomiast nie zapominajmy, że wciąż mamy rewanż z Czechami i to u nas. Wtedy byliśmy tak źli, że wolelibyśmy, żeby ten rewanż był choćby na drugi dzień. Wiadomo jednak, że to niemożliwe. Ale poczekamy.
Wojtek Szczęsny powiedział mi, że w trakcie pierwszej odprawy Fernando Santos stwierdził, że chce wygrać z Polską EURO. Że nie wie, czy to się uda, ale taki trzeba mieć cel. Pan też tak to zrozumiał?
Tak, tak to zrozumiałem. Wiadomo, że trener ma już taki sukces na koncie, choć wiemy też, jak wspaniałych piłkarzy miała i ma Portugalia. Niemniej liczymy na to, że jego wielkie doświadczenie z pracy z najlepszymi piłkarzami świata również teraz mu pomoże. Mamy duże cele i chcemy je zrealizować. Tym pierwszym i oczywistym jest awans do finałów EURO 2024. Początek faktycznie nie był wymarzony, ale jestem przekonany, że będzie już lepiej i lepiej.
Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty
Czy Salamon zagra w eliminacjach EURO?
Van den Brom: To niewiarygodne
Oglądaj rozgrywki francuskiej Ligue 1 na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)