Flota pod napięciem

Flota Świnoujście wyniki osiągane w I lidze ma gorsze niż poziom prezentowany na boisku. Podopieczni Petra Nemca potrafią rozgrywać piłkę tak efektownie jak chyba żaden klub w I lidze i tak samo jak żaden marnować sytuacje. Frustracja w ekipie wyspiarzy jest ogromna, reakcje po kolejnych niepowodzeniach coraz bardziej nerwowe, a ekstraklasa ucieka graczom Floty coraz dalej.

Mecz w Katowicach wyglądał klasycznie dla Floty. Od pierwszych minut podopieczni Petra Nemca grali ładną, ofensywną piłkę. Od przeciwnika byli wyraźnie lepsi... aż w końcu stracili głupio bramkę. Rzut rożny, błąd w kryciu i pierwszy celny strzał GKS, autorstwa Iwana, wylądował w siatce. Później niezliczone zmarnowane sytuacje strzeleckie, w końcu szczęśliwe wyrównanie (77. min) i... kolejna głupio stracona bramka. Tym razem po rzucie wolnym z prawie połowy boiska, błąd w kryciu i Napierała na 6 minut przed końcem meczu zmusił Prusaka by po raz drugi wyciągnął piłkę z siatki.

Przegrana jak najbardziej frajerska, bo sam Staniszewski mógł z klarownych sytuacji strzelić kilka bramek. Problem w tym, że to nie pierwsze tak zgubione punkty w tym sezonie, a partactwo napastników podnosi ciśnienie już nie tylko kibicom, ale i kolegom z drużyny.

- Ilu sytuacji potrzebuje Staniszewski żeby strzelić bramkę? Nie wiem, proszę jego zapytać, może on wie, dlaczego nie trafił w kilku sytuacjach - rzucił na konferencji prasowej, zirytowany Petr Nemec i mimo że zaraz się zreflektował - To nie przez napastników przegraliśmy ten mecz - to było widać, że stopień partactwa sytuacji podbramkowych przekracza jego stopień zrozumienia.

Dużo mniej kulturalny był schodzący do szatni Sławomir Mazurkiewicz - Kur... ja pier... teraz do wywiadu się pchać..., wywiady w głowie... skur... to jest... - grzmiał w nieokreślonym kierunku, gdy dwóch jego kolegów dzieliło się przed kamerami telewizji wrażeniami z meczu. Stoper wyglądał na człowieka w którym zaraz ma nastąpić erupcja wulkanu. - W szatni jest gorąco - mówił 10 minut po meczu trener Nemec. - Zawodnicy z pewnością mają pretensje o niewykorzystane sytuacje do napastników, ale taki też jest ich los - albo są bohaterami i strzelają bramki, albo nie - tłumaczył trener.

Jednak wydaje się, że napięcie w zespole Floty raczej nie prowadzi do niczego konstruktywnego. Wręcz przeciwnie - to ono może być powodem słabej skuteczności i ostatnich słabszych wyników klubu. Warto tu wspomnieć sytuacje z meczu z ŁKS Łódź, po którym Flota zeszła z swojego kursu. Wtedy już na boisku Nwaogu nie wytrzymał i rzucił się do Staniszewskiego z pięściami, nokautując kolegę z drużyny i samemu zobaczywszy czerwoną kartkę powędrował do szatni. Powód?

- Staniszewski krzyczał do mnie - podaj czarnuchu jeb... - tłumaczył Nwaogu, - Staniszewski powiedział tylko bambusie - tłumaczył Nemec. - Nie jestem rasistą, sytuacja nie powinna mieć miejsca - wyjaśniał Staniszewski. W końcu przyszedł prezes, zrobił przesłuchanie, nałożył kary i piłkarze podali sobie ręce.

Jak widać po spotkaniu w Katowicach nie do końca. I nie chodzi tu o poszczególne persony tylko o pytanie czy Flota jest drużyną piłkarską czy zgrają wyzywających się ludzi? Bo jeśli to drugie to nawet z grą ładniejszą od lidera z Zabrza czy Łodzi, lepiej nie pchać się do ekstraklasy i nie robić antyreklamy Świnoujściu.

Jest też druga możliwość - być monolitem, na boisku i poza nim i po prostu zacząć trafiać do bramki. Brudy zostawiać w szatni, a wrzaskliwość zmienić w otwartą i szczerą męską rozmowę.

- Czy to fatum? Najwyraźniej tak. Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego w pierwszej połowie nic nam nie chciało wpaść - powiedział Damian Staniszewski po meczu.

Komentarze (0)