Od zera do bohatera. Zrobił to, co przed laty Lewandowski

Valentin Castellanos był największym bohaterem zwycięstwa Girony nad Realem Madryt. Argentyńczyk zdobył cztery bramki i niemalże w pojedynkę pokonał mistrza Hiszpanii. Jednak jego pobyt w katalońskim klubie w ostatnim czasie nie był łatwy.

Kuba Duda
Kuba Duda
Valentin Castellanos PAP/EPA / Siu Wu / Na zdjęciu: Valentin Castellanos.
W dzisiejszym świecie bardzo często używa się powiedzenia "od zera do bohatera". I trzeba przyznać, że czasami jest ono wymawiane trochę na wyrost.

Jednak jeśli w ostatnich tygodniach hiszpańskiego futbolu można tak o kimś powiedzieć, to z pewnością tą osobą jest Valentin Castellanos.

Mimo już 25 lat na karku napastnik Girony rozgrywa swój pierwszy sezon na europejskich boiskach i od razu zapisał się w nim do historii hiszpańskiego futbolu. Jednak zanim o tym, opowiedzmy trochę o samym piłkarzu.

Argentyńczyk długo przebijał się przez niezbyt prestiżowe z perspektywy europejskiego widza ligi. Seniorskie granie zaczynał w Chile, skąd trafił do Urugwaju. Tam pokazał się z na tyle dobrej strony, że niedługo później zawitał w Nowym Jorku w drużynie New York City FC.

ZOBACZ WIDEO: Niespodzianka na finiszu sezonu. "To nie wchodzi w grę"

W Major League Soccer rozkochał w sobie kibiców tego zespołu i po roku, w którym zdobył aż 23 bramki w lidze, było jasne, że zbliża się czas na transfer na Stary Kontynent. Tak oto latem poprzedniego roku pojawił się na wypożyczeniu w Katalonii, w zespole beniaminka Primera Division, który chciał zostać w elicie na dłużej niż jeden sezon.

Niemalże od początku zyskał zaufanie trenera, choć mogło się to wydawać sporym zaskoczeniem. Michel postawił na niego kosztem legendy i ulubieńca fanów Girony, Cristhiana Stuaniego. Urugwajczyk gra w tym klubie od wielu lat, pamięta jeszcze poprzedni pobyt drużyny na najwyższym szczeblu rozgrywkowym, a w poprzednim sezonie pomógł jej w powrocie do Primera.

Castellanos wskoczył do składu i przez pewien czas regularnie zdobywał bramki. Jednak najprawdopodobniej najtrudniejszy moment w jego dotychczasowej karierze przyszedł niedawno, dokładnie 10 kwietnia. W Wielkanocny Poniedziałek na Camp Nou Girona grała derby Katalonii z FC Barceloną.

Batalia zakończyła się wynikiem bezbramkowym, a najlepszą okazję do przesądzenia o wyniku miał właśnie Castellanos. Wtedy jednak w sytuacji sam na sam z Markiem-Andre ter Stegenem nawet nie trafił w bramkę. Po tym spotkaniu załamał się - najpierw popłakał się w szatni, a potem skasował wszystkie konta w mediach społecznościowych.

Po pewnym czasie je przywrócił, ale nie było żadną tajemnicą, że bardzo mocno przeżył wydarzenia z Camp Nou. 15 dni później, czyli praktycznie po dwóch tygodniach, zdobył cztery bramki z Realem i wpisał się do historii hiszpańskiego futbolu, jako pierwszy piłkarz w XXI wieku, który strzelił Królewskim cztery gole w meczu ligowym.

Stał się bohaterem nie tylko samej Girony, ale też zapewne zdecydowanej większości Barcelony, która wspiera klub, po meczu z którym Castellanos przechodził bardzo trudne chwile. Zapewne po takim występie wiele osób zastanawia się, czy Argentyńczyk zostanie w katalońskim zespole.

Nie mówimy przecież o klubie, który ma ogromne środki finansowe, więc w normalnych warunkach wykupienie go z Nowego Jorku mogłoby być trudne. Jednak ta sytuacja jest o tyle nietypowa, że mówimy o dwóch drużynach z jednej grupy.

Oba wspomniane kluby są członkami sławetnej City Football Group, w której skład wchodzi jeszcze m.in. Manchester City. Dlatego też definitywne przejście Argentyńczyka na Motilivi wcale nie jest takie niemożliwe. A jeśli będzie dalej tak strzelał, to nie można wykluczyć, że zgłosi się po niego ktoś większy.

Oczywistym jest, że to tylko jedno tak wielkie spotkanie, ale nie można przejść obojętnie wobec tego, że prawdopodobnie przez kilka kolejnych lat będzie on znany z tego, że strzelił cztery gole Realowi Madryt. W poniedziałek była 10. rocznica tego, jak tego samego jeszcze w barwach Borussii Dortmund dokonał Robert Lewandowski i ludzie również to pamiętają.

Nawet jeśli wszyscy nie będą mu tego pamiętali, to kibice Girony z pewnością będą opowiadali o tym wydarzeniu dzieciom, a może i nawet wnukom. Takimi meczami zdobywa się miłość fanów.

Czytaj też:
Kompromitacja Realu Madryt!
Hiszpanie ostro o "obsesji" "Lewego"

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×