Agnieszka Kiołbasa: Przyjechaliście do Gliwic po zwycięstwo, liczyliście na przełamanie fatalnej wyjazdowej serii, ale celu nie zrealizowaliście. Wasza niemoc na terenie rywala trwa…
Maciej Rybus: Niestety. W drugiej połowie co prawda przeważaliśmy, ale już na samym początku straciliśmy bramkę. Piast cofnął się, bo chciał utrzymać ten korzystny dla siebie wynik. To zmusiło nas do zmasowanych ataków. Praktycznie cały czas oblegaliśmy bramkę rywala, ale trudno było stworzyć klarowne sytuacje. Gliwiczanie bronili się we własnym polu karnym praktycznie całym zespołem. Jeżeli chodzi o pierwszą połowę, to ta gra była bardziej wyrównana, szybsza. Jednak przed przerwą żadnej stuprocentowej okazji nie mieliśmy.
Wydaje się, że Gliwice wam nie leżą. W poprzednim sezonie wygraliście tutaj po mękach, teraz tylko remis.
- Przyznam szczerze, że gra się nam tutaj trudno, to niewygodny teren. W poprzednim sezonie wygraliśmy co prawda 1:0, ale tamten mecz był podobny do tego. Też mieliśmy problemy. Zdobyliśmy jednak komplet punktów, a teraz niestety tylko jeden. Tych sytuacji zarówno w tym spotkaniu jak i we wcześniejszym zbyt wielu nie mieliśmy. Nawet ta okazja Chinyamy sprzed roku, po której piłka wpadła do bramki, nie była stuprocentowa. Trafił do siatki z zerowego kąta. Mało kto podjąłby taką decyzję.
Piast was czymś zaskoczył? Spodziewaliście się, że tak trudno będzie wam sforsować defensywę rywala?
- Wiedzieliśmy, że tak może być. Piast ma bardzo dobrą obronę. Jest Kamil Glik, Mateusz Kowalski z Wisły. Kamila znam z młodzieżowej reprezentacji. To naprawdę bardzo dobry zawodnik i już na zgrupowaniu kadry zapowiedział, że nie będzie nam łatwo o punkty w Gliwicach. Jak widać, miał rację.
Kolejny raz straciliście punkty w meczu z niżej notowanym rywalem. Jeżeli nic się nie zmieni, będziecie mogli zapomnieć o dogonieniu Wisły.
- No tak… Może powtórzyć się sytuacja sprzed dwóch sezonów, kiedy po pierwszej rundzie praktycznie było wiadomo, kto będzie mistrzem Polski i nam pozostała tylko walka o drugie miejsce. My wierzymy jednak, że Wisła będzie traciła punkty. Chociaż nie możemy tylko na to liczyć. Po pierwsze, to my musimy zacząć je gromadzić, a tak niestety się nie dzieje, szczególnie na wyjazdach.
Nadal wierzycie w możliwość zdetronizowania Wisły?
- W dalszym ciągu jesteśmy dobrej myśli. Wierzymy głęboko w to, że uda się nam zdobyć to mistrzostwo, aczkolwiek szanse z każdą kolejką maleją. Kiedy tracimy punkty, przeciwnicy jeszcze bardziej się mobilizują.
W obronie spisujecie się bardzo dobrze, bo do tej pory straciliście zaledwie cztery bramki. Wasza gra z przodu pozostawia jednak wiele do życzenia. Jeżeli myśli się o mistrzostwie, powinno się zdobywać więcej bramek.
- Tych bramek na pewno powinno być więcej. Tym bardziej, że na początku sezonu stwarzaliśmy sobie mnóstwo sytuacji. Niestety nie potrafiliśmy ich wykorzystywać. Teraz nawet brakuje okazji i w rezultacie tracimy punkty. Tak było w Białymstoku, gdzie Kamil Grosicki - nasz były kolega strzelił nam dwie bramki. To jest smutne, bo na wyjazdach zupełnie nam nie idzie. Powtarza się scenariusz z poprzednich rozgrywek. U siebie potrafimy wygrać z Lechem, z Wisłą, a na wyjeździe z tymi teoretycznie słabszymi rywalami tracimy głupio punkty. Jeżeli tak dalej będzie, będziemy mogli zapomnieć o mistrzostwie.
No właśnie. Czym jest spowodowana wasza słabsza postawa w meczach z niżej notowanymi rywalami. Brakuje wam motywacji?
- To na pewno siedzi w naszych głowach. Na mecze z Wisłą czy z Lechem nie trzeba się specjalnie motywować. Na tydzień przed takim spotkaniem jest o nim głośno. Media nie przestają o nim mówić, pisać i to nakręca każdego zawodnika, a taki mecz z Piastem jest inny. Wiadomo, dla drużyny słabszej starcia z Legią są niejako świętem. Na pojedynki z nami każdy mobilizuje się podwójnie. Piast teraz z nami zremisował, ale w następnych kolejkach tych punktów może nie zdobyć. Tak było z Odrą Wodzisław. Wygrała z nami, by przegrać pięć następnych spotkań.
Za tydzień zagracie z Koroną Kielce. Żaden inny wynik niż wasze zwycięstwo nie wchodzi chyba w grę...
- Musimy wygrać. Nie może być inaczej. Jeżeli za tydzień stracimy punkty, to będzie już katastrofa. Jeżeli nie wygramy z Koroną, możemy zapomnieć o mistrzostwie.